10. seria gier Ekstraklasy za nami. Po kolejnym weekendzie z najwyższą klasą rozgrywkową w Polsce w naszym podsumowaniu bierzemy na tapet: niemoc wyjazdową Pogoni, kłopot bogactwa Daniela Myśliwca, nadzieje Rakowa związane z ivim Lopezem, dawno niewidziane oznaki słabości Lecha oraz pieczątkę Janusza Niedźwiedzia na Stali.
Pogoń jest zespołem jednego boiska
Patrzymy w tabelę meczów domowych – żaden zespół nie zdobył więcej punktów od Pogoni. Zerkamy w tabelę spotkań wyjazdowych – nikt nie ma gorszego dorobku niż jedno „oczko” zdobyte przez Portowców (trzy zespoły mają tyle samo). W 10. kolejce Ekstraklasy zespół Roberta Kolendowicza pojechał do Katowic zmierzyć się z beniaminkiem i znowu zawiódł (porażka 1:3). Szczecinianie nie potrafili złapać własnego rytmu, zaprezentować wyższą kulturę gry i pokazać na boisku, kto jest zespołem z topu, a kto dopiero wchodzi do ligi.
W pierwszej połowie Pogoń nie potrafiła przejąć na dłużej posiadania piłki. Mecz albo był chaotyczny, co sprzyjało GKS-owi, albo podopieczni Kolendowicza wymieniali podania, ale daleko od bramki rywala i w zbyt wolnym tempie, aby stwarzać realne zagrożenie. Po zmianie stron goniąc wynik częściej budowali ataki pozycyjne bliżej bramki przeciwnika, ale nie przekładało się to na stwarzane sytuacje. Zawiodły postacie, które potrafią ciągnąć ofensywę (Grosicki, Koulouris, Biczachczjan), zawiódł także środek pola w układzie z Ulvestadtem, Kurzawą i Łukasiakiem. O ile w poprzednim sezonie Pogoń na własnym stadionie bywała zbyt ofensywna i często traciła punkty, a bardziej pragmatyczna wersja zespołu na wyjazdach przynosiła lepsze rezultaty, tak teraz trend się odwrócił. Pogoń jest świetna w domu i słaba na obcych stadionach.
GKS Katowice 3:1 Pogoń Szczecin
Daniel Myśliwiec nie poradził sobie jeszcze z kłopotem bogactwa w ofensywie Widzewa
Widzew był uważany za jednego z wygranych letniego okienka transferowego. Daniel Myśliwiec dostał do dyspozycji dwóch w miarę równorzędnych piłkarzy na każdą pozycję, a bogactwo wyboru widać zwłaszcza w ofensywie. Przed przerwą reprezentacyjną trener Widzewa miał stały skład, którego się trzymał. Jakub Łukowski jako „10-tka”, na skrzydłach Jakub Sypek i Kamil Cybulski, a na „9-tce” Imad Rondic. Myśliwiec zapowiedział, że hierarchia może się zmienić po dwutygodniowym odpoczynku od rozgrywek ligowych i tak też się stało. Ostatnio jako ofensywny pomocnik gra Sebastian Kerk, a na prawym skrzydle od 1. minuty oglądamy Hilarego Gonga.
Po przebiegu meczów ciągle wydaje się jednak, że Daniel Myśliwiec często nie trafia z wyborem wyjściowej jedenastki. W tej kolejce w rywalizacji z Lechią w Gdańsku (1:1) Widzew rozegrał bardzo przeciętną pierwszą połowę i znacznie lepszą drugą, a trener już w przerwie zdecydował się na potrójną zmianę, z czego dwie dotyczyły kwartetu ofensywnego. Grę szczególnie rozruszał Jakub Sypek, który zastąpił Hilarego Gonga na prawym skrzydle. Daniel Myśliwiec ma kłopot bogactwa, przy czym nieprzypadkowo używamy tutaj słowa „kłopot”. 38-latek nie ustalił jeszcze jasnej hierarchii, ale na razie miejsce łodzian w górnej połowie tabeli to w dużej mierze także zasługa zmian przeprowadzanych przez trenera.
Ivi Lopez nadzieją Rakowa na mistrzostwo Ekstraklasy
Narrację po zwycięstwie Rakowa z Puszczą (2:0) zdominował Ivi Lopez. Hiszpan zagrał w podstawowym składzie po raz pierwszy od 15 miesięcy i od razu miał bezpośredni udział przy dwóch golach. Przy pierwszym asystował, a drugiego sam strzelił przypominając wszystkim o tym jak genialnie ma ułożoną stopę przy uderzeniach z rzutu wolnego. Powrót Iviego Lopeza może okazać się kluczowy, ponieważ już wcześniej zwracaliśmy uwagę – dokładnie w podsumowaniu 6. kolejki Ekstraklasy – że Marek Papszun zawsze miał do dyspozycji zawodników o większej jakości na pozycjach nr 10. O tym jak ważny jest powrót Iviego sporo mówi także obraz gry po jego zejściu z boiska po godzinie gry. Oczywiście, Raków miał prowadzenie, ale nagle przestał grać.
Jeden występ to zdecydowanie za wcześnie, aby wyciągać daleko idące wnioski, natomiast Ivi Lopez jest dla kibiców nadzieją, że dzięki niemu zespołowi uda się sięgnąć po mistrzostwo Polski. Lech – mimo wpadki w Pucharze Polski i kiepskiej postawy w niedzielnym meczu z Koroną – jest bardzo regularny na początku tego sezonu i aby nawiązać z nimi równorzędną walkę częstochowianie do bardzo dobrej defensywy muszą dołożyć lepszą grę w ofensywie. Sami wahadłowi (Jean Carlos i Fran Tudor) tego nie pociągną. Ivi Lopez jest więc nadzieją, że da zespołowi ten kluczowy czynnik, dzięki któremu drużyna utrzyma tempo w wyścigu o tytuł.
Raków Częstochowa 2:0 Puszcza Niepołomice
Lech pokazał pierwsze oznaki słabości od dawna
Lech odniósł szóste zwycięstwo ligowe z rzędu i umocnił się na pozycji lidera, ale meczu z Koroną (3:2) nie mogą zaliczyć do udanych. Zespół Nielsa Frederiksena przyzwyczaił nas już do narzucania własnych warunków gry: przejmowania kontroli nad meczem, stwarzania sytuacji, gry na wysokiej intensywności i pozwalania rywalom na niewiele okazji. Z Koroną nie widzieliśmy tej wersji zespołu. Moglibyśmy to nazwać wypadkiem przy pracy, gdyby nie porażka w środku tygodnia z Resovią w Pucharze Polski (0:1). Choć w Rzeszowie zagrał głównie drugi garnitur, to w niedzielę słabszy występ zanotowała podstawowa jedenastka.
Lech nie mógł złapać swojego rytmu w atakach. Przez całe spotkanie oddał tylko 8 strzałów i dość rzadko meldował się w polu karnym przeciwnika. Próby przyspieszenia gry dalekimi podaniami nie były tak dokładne, jak zwykle, a to pozwalało też Koronie na więcej kontrataków. Fakt, że doszukujemy się negatywnych aspektów w grze Kolejorza świadczy o tym, jak wysoko w ostatnich tygodniach zawiesili sobie poprzeczkę piłkarze Nielsa Frederiksena.
Po Stali Mielec można zauważyć pierwsze oznaki charakterystycznego stylu gry Janusza Niedźwiedzia
Janusz Niedźwiedź to jeden z tych trenerów, których zespoły możemy rozpoznać na podstawie samego sposobu gry. 42-latek lubi stawiać na rozgrywanie futbolówki od własnej bramki krótkimi podaniami i w ten sposób chce omijać pressing rywali. Akcja bramkowa, którą Stal przeprowadziła w debiucie nowego trenera przeciwko Motorowi Lublin wyróżniała się w skali Ekstraklasy. W meczu przeciwko Cracovii (1:1) przy Kałuży mielczanie również odważnie rozgrywali piłkę i podejmowali ryzyko otwierając grę krótkim podaniem i angażując sporo zawodników w okolicach wysokości własnego pola karnego.
W tym spotkaniu Stali przynosiło to więcej korzyści aniżeli strat. Goście wykorzystywali sposób pressingu Cracovii, która ustawiała wysoko trójkę ofensywnych graczy, ale już pomocnicy często zostawiali w środku Guillaumiera, przez którego Stal wyprowadzała większość swoich ataków. Najczęściej dopiero na połowie przeciwnika brakowało czegoś ekstra, ale jeden zdobyty gol niemal wystarczył do wywiezienia z Krakowa kompletu punktów. Niemal, ponieważ Cracovia wyrównała w 86. minucie z rzutu karnego.
Co jeszcze wydarzyło się w 10. kolejce Ekstraklasy?
- Legia Warszawa przystąpi do meczu z Betisem rozpoczynającym zmagania w Lidze Konferencji z serią trzech meczów bez zwycięstwa, w których stworzyli sobie tylko jedną „duża okazję” (big chance). W ten weekend zremisowali z Górnikiem (1:1).
- Jagiellonia do Ligi Konferencji przystąpi w znacznie lepszych nastrojach. Zwycięstwo z Piastem (1:0) było trzecim kolejnym w rozgrywkach Ekstraklasy i zespół Adriana Siemieńca znajduje się na 2. pozycji w tabeli.
- Problemy nie opuszczają Śląska Wrocław, który przegrał z Motorem Lublin (1:2) po golu straconym w doliczonym czasie gry. 8 meczów, 4 punkty, żadnego zwycięstwa i ostatnie miejsce w tabeli – tak wygląda bilans zespołu Jacka Magiery.
- Marcin Włodarski w debiucie jako trener Zagłębia Lubin pokonał w Pucharze Polski Podbeskidzie Bielsko-Biała po rzutach karnych (0:0 w meczu), a w pierwszym meczu w Ekstraklasie wygrał z Radomiakiem (1:0). Jedyną bramkę zdobył w doliczonym czasie gry Tomasz Pieńko.