Na pierwszego gola w Premier League musiał czekać do 19. kolejki, ostatniego meczu pierwszej rundy. Kiedy jednak w końcu trafił do siatki to nie może się zatrzymać. Wczoraj strzelił bramkę w szóstym ligowym meczu z rzędu i powiększył dorobek do siedmiu goli i dwóch asyst w tym okresie. Rasmus Hojlund to przypadek, do którego idealnie pasuje powiedzenie Ruuda Van Nistelrooya o napastnikach i butelce ketchupu. Duńczyk wreszcie dostarcza argumenty na potwierdzenie tezy, że jest jednym z najbardziej utalentowanych snajperów młodego pokolenia.
Trudne początki
Przez pierwszą część sezonu Rasmus Hojlund dostarczał jedynie argumentów licznemu gronu kibiców, którzy kwestionowali zasadność sprowadzenia go na Old Trafford. Manchester United zapłacił za 20-latka 64 mln funtów (oraz dodatkowo 8 mln funtów w bonusach). Choć w poprzednim sezonie w Atalancie Duńczyk zwrócił na siebie uwagę, a przez wielu był porównywany do Erlinga Haalanda nie tylko przez podobnie brzmiące nazwisko i region pochodzenia (Skandynawia) to ryzyko było wpisane w ten transfer. Hojlund w Serie A strzelił tylko 9 goli i rozegrał nieco ponad 50% możliwych minut w poprzednim sezonie. W europejskich pucharach grał najwyżej w Lidze Konferencji z Kopenhagą. Jego doświadczenie na najwyższym poziomie było niewielkie, ale Manchester United wycenił potencjał 20-latka na ogromną kwotę.
Na początku Rasmus Hojlund dostosował się poziomem do nijako grającego zespołu. Duńczyk często był odcięty od podań. Nie dostawał piłek na wolne pole na wyścigi z obrońcami, koledzy nie potrafili też znaleźć go w polu karnym, gdy Manchester United prowadził grę. Sam zawodnik również mógł sobie jednak sporo zarzucić. Od napastnika nie oczekuje się jedynie czekania na okazję bramkowe, a także udziału w konstruowaniu akcji. Hojlund rzadko przyspieszał grę, jego gra tyłem do bramki przy takich warunkach fizycznych pozostawiała trochę do życzenia, a w polu karnym miał problemy, aby lepiej przewidzieć, gdzie za chwilę może znaleźć się piłka. Do pierwszego gola, czyli w 14 meczach łączny współczynnik goli oczekiwanych (xG) Duńczyka wynosił 2,8. Erik ten Hag wiedział, że zespół musi lepiej korzystać z atutów Hojlunda, ale także sam napastnik powinien dołożyć więcej od siebie.
Przełamanie
Pewnym promyczkiem nadziei dla kibiców Manchesteru United były występy byłego zawodnika Atalanty w Lidze Mistrzów. O ile cały zespół spisał się w tych rozgrywkach fatalnie zajmując ostatnie miejsce w grupie z Bayernem, Kopenhagą i Galatasaray, tak Hojlund na europejskiej scenie strzelił 5 bramek w 6 meczach. Kiedy w końcu przełamał się w Boxing Day z Aston Villą po jego radości nie trudno było wywnioskować, że zeszło z niego ogromne ciśnienie. Następnie z powodu choroby opuścił mecz z Nottingham Forest (porażka 1:2), ale później kontynuował dobrą serię trafiając do siatki z Tottenhamem, Wolverhampton, West Hamem, Aston Villą oraz Luton (dwa razy).
Rasmus Hojlund to napastnik, który bardzo dobrze czuje się w grze z kontry. Taki sposób ataku sprzyja także reszcie ofensywy (Bruno, Garnacho i Rashfordowi) i w taki sposób ostatnio stara się grać Manchester United. Nawet z Luton i West Hamem – zespołami, które są w ostatniej piątce w statystyce posiadania piłki – gra częściej toczyła się na połowie bronionej przez Czerwone Diabły. Rasmus Hojlund może wykorzystywać wówczas swoją szybkość, umiejętność zdobywania metrów przez prowadzenie piłki oraz przyspieszenie akcji przez szybkie zagranie na skrzydło. U Duńczyka może także imponować, że po takim zagraniu nie wyłącza się z gry uważając, że on swoją robotę już wykonał, a błyskawicznie obraca się w kierunku bramki i goni za akcją, aby dać koledze opcję do zagrania.
Jeszcze dwa miesiące temu statystyce mogli wyliczać Hojlundowi niechlubne rekordy, tak teraz wymienia się jego nazwisko tylko i wyłącznie w pozytywnym kontekście. Strzelając bramkę we wczorajszym meczu z Luton został najmłodszym piłkarzem w historii Premier League, który trafiał do siatki w sześciu meczach z rzędu. Od Świąt Bożego Narodzenia jest najlepszym strzelcem ligi. 13 goli w pierwszych 30 meczach to wynik lepszy od Solskjaera, Sherringhama czy Cavaniego. Jak na tak młodego zawodnika – to obiecujący wynik.
Czy Rasmus Hojlund utrzyma taką skuteczność?
Okres adaptacji Rasmus Hojlund ma już za sobą, więc teoretycznie powinno być już tylko lepiej. Niemniej jednak, są znaki, które mogą niepokoić. W ostatnich 6 meczach 21-latek strzelił 7 goli z zaledwie 11 oddanych strzałów. Taka konwersja uderzeń do bramek (64%) jest niemożliwa do utrzymania w dłuższej perspektywie. Sytuacje, do których Hojlund dochodzi są o wiele lepsze niż zanim strzelił pierwszą bramkę (0,60 xG w przeliczeniu na 90 minut w porównaniu do 0,28 xG/90 wcześniej), natomiast ciągle jest wielu napastników, którzy próbują pokonać bramkarza rywali o wiele częściej. Reprezentant Danii to raczej typ snajpera, który czeka na dogodną okazję i nie marnuje amunicji na strzały z trudniejszych pozycji. W liczbie strzałów Hojlund jest dopiero 77. piłkarzem w tym sezonie Premier League, ale już współczynnik goli oczekiwanych wyłączając rzuty karne jest 16. najlepszy w lidze.
Mimo wszystko napastnik Manchesteru United, klubu aspirującego do gry w Lidze Mistrzów w przyszłym sezonie, powinien znajdować się na blisko szczytu jakości szans, do których dochodzi. Haaland, Nunez, Solanke, Watkins oraz Jackson nabili blisko dwukrotnie wyższy współczynnik xG od niego. 21-latek ma znacznie gorszy serwis od tych napastników. Skrzydłowi Czerwonych Diabłów nie kreują wielu okazji Duńczykowi, bardzo rzadko dostaje on od nich podania w pole karne (grafika poniżej). Erik ten Hag musi jeszcze pomyśleć, jak zmodyfikować sposób atakowania, aby zespół tworzył więcej okazji Rasmusowi Hojlundowi.
Przyczynę transformacji napastnika Manchesteru United możemy sprowadzić do powiedzenia Ruuda van Nistelrooya, który twierdził, że z golami u napastnika jest jak z ketchupem – czasem długo nie chce lecieć, a potem wychodzi wszystko.
***
Po więcej informacji o Premier League zapraszamy na grupę Kick & Rush – wszystko o lidze angielskiej