Tydzień temu Jurgen Klopp niespodziewanie ogłosił, że po sezonie odejdzie z Liverpoolu. W mediach od razu zaczęły się przewijać potencjalne kandydatury jego następców. Jednak zanim stery na Anfield przejmie nowy trener, The Reds mają jeszcze sporo do ugrania w trwającym sezonie. Awansowali już do finału Carabao Cup, są jednym z faworytów do wygrania Ligi Europy i FA Cup oraz mają duże szanse na mistrzostwo Anglii. Nie wiadomo, jak ogłoszenie decyzji Kloppa podziała na zespół. Czy wykrzesa w zawodnikach dodatkową motywację, aby w najlepszy możliwy sposób pożegnali oni trenera czy wręcz przeciwnie?
Niedosyt trofeów
Przez prawie dziewięć lat, jakie Jurgen Klopp spędził na Anfield, Liverpool przeszedł drogę z klubu przeżywającego długotrwały kryzys do jednego z najlepszych zespołów na świecie. W sześciu sezonach poprzedzających zatrudnienie Niemca The Reds tylko raz skończyli sezon w pierwszej czwórce (2. miejsce w rozgrywkach 2013/14). Z kolei w zaledwie jednej pełnej kampanii pod wodzą Kloppa wypadli poza miejsca gwarantujące grę w Lidze Mistrzów (5. miejsce w poprzednim sezonie). W erze Premier League jedynie Pep Guardiola (2,34) i Sir Alex Ferguson (2,16) mają wyższą średnią punktów na mecz niż 56-latek (2,12). Za swoją pracę Klopp po prostu zasłużył na pomnik przed stadionem, jednak może mieć on też pewien niedosyt.
W trakcie dziewięciu lat pracy były trener Borussii Dortmund i FSV Mainz sięgnął jedynie po sześć trofeów. Dla porównania w tym samym okresie tyle samo tytułów zdobyła Chelsea. Ponadto jedyne mistrzostwo kraju, na które klub czekał 30 lat, zostało wywalczone w sezonie pandemicznym, kiedy trybuny były puste. Oczywiście dla jednych może to nie mieć znaczenia, jednak dla Kloppa, który w każdym klubie — jak żaden inny trener — utożsamia się z kibicami, świętowanie tego tytułu z pewnością mogłoby smakować o wiele lepiej. A skoro ogłosił on już swoje odejście po sezonie, to piłkarze The Reds lepszej okazji na wygranie czegoś z nim mieć już nie będą. Nie można tego odłożyć na przyszły rok.
Liverpool słabo wchodził w mecze
Za nami dopiero dwa mecze po ogłoszeniu decyzji o odejściu przez Jurgena Kloppa, więc jak na razie ciężko wyciągać wnioski, jak wpłynie to na postawę całego zespołu. Mimo to, pierwsze spotkania sugerują, że piłkarze zareagowali pozytywnie. Najpierw w Pucharze Anglii rozbili Norwich 5:2, a trzy dni później 4:1 Chelsea. I zrobili to bez — być może — dwóch najważniejszych piłkarzy — Mohameda Salaha i Trenta Alexandra Arnolda. Oczywiście już przed tą informacją Liverpool był w wysokiej formie. Z sześciu wcześniejszych spotkań wygrał pięć. Jedyny remis — z Fulham w drugim meczu półfinału Carabao Cup — i tak zapewnił im awans. Co więcej, The Reds również potrafili wygrywać wysoko – 4:2 z Newcastle czy 4:0 z Bournemouth.
Dodając do tego fakt, że Liverpool był liderem tabeli Premier League, na pierwszy rzut oka ciężko stwierdzić, aby coś się poprawiło. The Reds po prostu nadal są tak silni, jak byli wcześniej. Mimo wszystko największą zmianą było to, jak Liverpool rozpoczął oba te mecze. Głównym zarzutem do zespołu Kloppa w trwającym sezonie było to, że wyjątkowo wolno wchodzili w mecze. Na początku spotkań piłkarze często nie byli maksymalnie skoncentrowani i nie grali na najwyższej intensywności. Wejście na optymalny poziom zajmowało im sporo czasu. Często to właśnie Klopp swoimi zmianami odmieniał obraz meczu i pobudzał zawodników do działania.
Lepsze pierwsze połowy
Zresztą w obecnej kampanii Liverpool zdobył aż 19 punktów z pozycji przegrywającego, pięć więcej niż drugi Manchester City. W aż dziewięciu z 22 ligowych meczów The Reds tracili bramkę jako pierwsi. Gdyby uwzględnić wyniki jedynie po pierwszych połowach, zespół Kloppa miałby na koncie 35 punktów, 16 mniej niż w rzeczywistości. Oczywiście umiejętność odwracania meczów zmianami przez Jurgena Kloppa też należy docenić. Niemniej jednak słabe wejścia w spotkania i początkowy brak koncentracji to coś, co musiało zastanawiać trenera Liverpoolu. Bo w końcu jak długo można tak skutecznie odrabiać straty?
To, jak The Reds zaczęli mecze z Norwich i Chelsea jest właśnie największą różnicą w porównaniu z resztą sezonu. W spotkaniu z The Blues drużyna Kloppa wyszła na prowadzenie już po 23 minutach. Do przerwy prowadziła 2:0, a mogła nawet wyżej, gdyż Darwin Nunez nie wykorzystał rzutu karnego w samej końcówce. W pierwszej połowie Liverpool oddał aż 15 strzałów przy tylko jednym Chelsea. Ich współczynnik xG (goli oczekiwanych) – według danych z Understat — w tym czasie wyniósł 2,06 przy 0,01 rywali. Chyba jedynie w niedawnym meczu z Newcastle (4:2) skala dominacji The Reds w pierwszych 45 minutach była podobna (18 do 1 w strzałach; 2,45 – 0,08 xG)
Z kolei przeciwko Norwich The Reds wyszli na prowadzenie już w 16. minucie, oddając do tego momentu aż cztery strzały. Co prawda, sześć minut później Norwich wyrównało, jednak po kolejnych sześciu Liverpool znów był na prowadzeniu. Oczywiście we wcześniejszych tygodniach podopieczni Kloppa również byli w bardzo wysokiej dyspozycji. Niemniej jednak to jak podeszli oni do meczów z Norwich i Chelsea jest sporą różnicą. Nawet jeśli już wcześniej The Reds wygrywali, to często początki spotkań były w ich wykonaniu po prostu średnie.
Liverpool faworytem do mistrzostwa?
Przykładowo w zwycięskim 4:0 starciu z Bournemouth w poprzedniej kolejce po początkowych 45 minutach było 0:0, a zespół Kloppa wykreował sobie sytuacje warte 0,08 xG. Kolejny dowód to wygrany 2:0 mecz w FA Cup z Arsenalem, w którym do przerwy to Kanonierzy byli znacznie lepsi. Liverpool w pierwszej części gry nie oddał żadnego celnego strzału, a ich xG wyniosło 0,1. Podobnie było w pierwszym spotkaniu półfinału Pucharu Ligi z Fulham (2:1). Wówczas The Reds po pierwszej połowie przegrywali 0:1, oddali tylko jedno celne uderzenie, a ich sytuacje wyceniono na 0,27 xG. Tak naprawdę wspomniany wcześniej mecz z Newcastle był raczej wyjątkiem.
Być może decyzja Kloppa o ogłoszeniu odejścia już teraz była wywołana właśnie wspomnianym brakiem koncentracji jego drużyny w początkowych fragmentach spotkań. Niemiec jak nikt inny potrafi zarządzać zespołem, a nic nie zmotywuje piłkarzy tak jak to, że ten sezon jest ostatnią szansą, aby wygrać coś jeszcze ze swoim trenerem. Oczywiście dwa mecze — do tego oba na Anfield, gdzie przy dopingu kibiców znacznie łatwiej o odpowiednią motywację — to zbyt mała próbka. Niemniej jednak tak grający Liverpool jak w meczu z Chelsea z miejsca staje się faworytem do mistrzostwa. Tytułu, który będzie najlepszym możliwym zwieńczeniem pracy Jurgena Kloppa na Anfield. I sami piłkarze też mają tego świadomość.