Najgłośniejszym tematem początku okienka transferowego w Bundeslidze jest bez wątpienia powrót Jadona Sancho do Borussii Dortmund. Za najaktywniejszym klub uchodzi jednak Eintracht Frankfurt. Drużyna prowadzona przez Dino Toppmöllera w ostatnich miesiącach rzadko zbierała pochwały i tak naprawdę przypomniała o osobie dopiero pokonując Bayern Monachium. 6. miejsce w tabeli Bundesligi wskazuje jednak, że Eintracht może wiosną powalczyć nawet o Ligę Mistrzów. Co więcej – plany zakładają włączenie się do walki o tytuł mistrzowski w sezonie 2024/25. Czy Frankfurt może stać się nową siłą Bundesligi? A może standardowo – piękne plany zderzą się z bolesną rzeczywistością?
Eintracht po raz ostatni finiszował na podium ligi niemieckiej w sezonie… 1992/93
Minione lata to co najwyżej lokata numer 5. w rozgrywkach 2020/21. Mimo że wyniki w Bundeslidze rozczarowują, ten sam zespół potrafił awansować do półfinału Ligi Europy w sezonie 2018/19 i zdobyć to trofeum w edycji 2021/22. Na chwilę cofnijmy się do zwycięskiego finału z Rangersami. Trudno nie odnieść wrażenia, że zawodnicy i szkoleniowiec Oliver Glasner nie zakładali, że Eintracht będzie ich docelowym pracodawcą. Sukces nie rozwinął zespołu, a jedynie dał atut przy poszukiwaniu nowego miejsca zatrudnienia.
Paradoksalnie, ciężko znaleźć jednak osobę, która na opuszczeniu Frankfurtu wyszła dobrze. Przykładowo – Jesper Lindstrøm został przed obecnym sezonem sprzedany do Napoli za 30 milionów euro. W Serie A uzbierał do dziś… 192 minuty gry. Daichi Kamada mógł przebierać w ofertach, ale wylądował w Lazio gdzie radzi sobie mocno przeciętnie. Nawet szkoleniowiec Oliver Glasner odszedł łączony z angażem w Premier League, ale do dzisiaj czeka na propozycje pracy. Oczekiwania względem Eintrachtu były wówczas wysokie, jednak z perspektywy czasu wypada ocenić, że potencjał sportowy zespołu nie był aż tak wysoki, jak mogło się wydawać. To pośrednio pokazują dalsze losy bohaterów drużyny. Zdobyli europejskie trofeum, zapowiadali walkę o Mistrzostwo Niemiec i… zostali sprowadzeni do szarej rzeczywistości.
Przed obecnym sezonem w klubie doszło do dwóch znaczących zmian. Nowym trenerem został Dino Toppmöller, czyli były asystent Juliana Nagelsmanna w RB Lipsk i Bayernie Monachium. Dodatkowo drużynę opuściła jej największa gwiazda – Randal Kolo Muani. Eintracht tylko w letnim okienku zarobił na sprzedaży graczy ponad 140 milionów euro. Z tej kwoty 50 milionów euro wydano na wzmocnienia – głównie młodych piłkarzy, dających ciekawe perspektywy na przyszłość. Być może to właśnie z powodu dużego zawirowania w składzie, minione miesiące były mocno chaotyczne. Eintracht zremisował z Borussią Dortmund i rozgromił Bayern Monachium, by przegrać z Augsburgiem czy zremisować z Werderem Brema. W roli lidera zawodził Mario Götze, ale tak naprawdę niewielu zawodników jednoznacznie może zapisać jesień jako udaną. Obserwowaliśmy miele momentów, ale brakowało równej formy.
Działacze Eintrachtu intensywnie pracują nad finalizacją zimowych transferów
Z Manchesteru United wypożyczony został Donny van de Beek. Kwestią czasu powinien być angaż Sasy Kalajdzicia, który do końca sezonu zostanie wypożyczony z West Hamu. Wciąż dyskutowane jest także pozyskanie Hugo Ekitiké z PSG. Grono omawianych opcji transferowych jest jednak nieporównywalnie większe i można dopisać do niego Arnauda Kalimuendo ze Stade Rennes oraz Milosa Lukovicia z FK IMT Belgrad. Transferowa ofensywa na papierze wygląda bardzo obiecująco, ale w rzeczywistości Toppmöller w najbliższym czasie nie będzie mógł korzystać z usług Omara Marmousha, który uda się na Puchar Narodów Afryki. Właśnie dlatego mówi się o doraźnych wypożyczeniach, a nie konkretnych inwestycjach.
Eintracht Frankfurt chciałby zaliczyć nowe otwarcie. Pójść śladami Bayeru Leverkusen, który po latach planowania (i zapisywania planów na straty) w końcu dorósł do walki o tytuł mistrzowski. Różnicę w zespole Aptekarzy robi jednak trener Xabi Alonso. To on stał się symbolem zmian. Jego nazwisko pomogło sprowadzić klasowe wzmocnienia. Bayer latem wydał ledwie 30 milionów euro więcej niż Eintracht, jednak różnica w poziomie sprowadzanych zawodników jest kolosalna. Gdy Frankfurt sięga po młodych graczy, licząc że „może ich talent eksploduje”, Leverkusen ściągnęło konkretnych piłkarzy, mających sprawdzoną renomę. Alejandro Grimaldo mógł przebierać w ofertach, a jednak wybrał grę pod wodzą Alonso. Bayer nie płacąc kwoty odstępnego sprowadził kapitalnego zawodnika, który już zapewnił kilka bezcennych punktów. Aptekarze stawiają na jakość, a nie ilość. Nie snują planów, ale je realizują.
W kontekście Eintrachtu widzimy wiele ruchów, jednak niewiele z nich możemy uznać za hitowe
Przykładowo, Fabrizio Romano sugeruje transfer Aurèle Amendy z BSC Young Boys, ale w tym wypadku mówimy o zapłacie 8-10 milionów euro za zagadkowego defensora wycenianego na… 5 mln euro. Umówmy się, ani to wielki biznes, ani wzmocnienie „na teraz”. Trudno nazwać hitem potencjalne pozyskanie zawodnika, który prawie połowę spotkań obecnego sezonu ligi szwajcarskiej przesiedział na ławce rezerwowych, prawda? Nikt nie przeczy potencjałowi Amendy, jednak zanim młody obrońca zacznie grać na określonym poziomie (jeśli w ogóle to nastąpi), minie sporo czasu. Czy wówczas będzie atutem Eintrachtu, a może podobnie jak Randal Kolo Muani poszuka sobie mocniejszego klubu? Pytanie retoryczne.
Podopieczni Toppmöllera mogą namieszać, ale do osiągnięcia czegoś więcej niż pojedyncze sukcesy (jak rozgromienie Bayernu) będzie brakowało im lidera. Kogoś takiego jak Grimaldo, Wirtz czy nawet Boniface. Bayer Leverkusen ma w swoich składzie zawodników perspektywicznych, ale i weteranów pokroju Granta Xhaki czy Jonasa Hofmanna. Poczciwy Hofmann kosztował ledwie 10 milionów euro, a jesienią zapewnił Bayerowi 5 trafień i 7 asyst jedynie na boiskach Bundesligi. W robieniu dobrych biznesów nie chodzi jedynie o duże wydatki, ale pomysł i skuteczność w przekonywaniu zawodników do swojego projektu. W Leverkusen budowę niemieckiego giganta reklamuje swoim nazwiskiem były piłkarz, który już przychodząc do klubu był łączony z pracą w Realu Madryt. We Frankfurcie są póki co snucie marzeń i dobre chęci. Niestety, te nie dają punktów.