Na zakończenie piłkarskiego 2023 roku w Anglii otrzymaliśmy arcyciekawe spotkanie pomiędzy Tottenhamem a Bournemouth. Koguty borykały się w ostatnim czasie ze sporymi problemami w defensywie – niedociągnięcie przykrywał jednak wielokrotnie świetny między słupkami Guglielmo Vicario. Mecz z Brighton obnażył jednak słabości zespołu Ange Postecoglou w tym zakresie. Rywalizacja z niepokonanym od 7 meczów Bournemouth, które wyrasta na prawdziwą rewelację sezonu w Premier Leauge, zapowiadała się zatem znakomicie.
Ekscytująca pierwsza odsłona
Spotkanie zaczęło się bardzo energicznie. Oba zespoły wymieniały się atakami, dochodząc do sytuacji strzeleckich. Jako pierwsi jedną z dogodnych okazji wykorzystali gospodarze. W 9. minucie kosztowny błąd przy wyprowadzeniu piłki popełnił Neto. Brazylijski golkiper zagrał wprost pod nogi Rodrigo Bentancura. Ten nie opanował co prawda futbolówki, którą przejąć próbował jeszcze Lewis Cook, ale ostatecznie wyłuskał ją Giovanni Lo Celso i ta trafiła do Pape Matar Sarra. Pomocnik Kogutów miał przed sobą hektary wolnej przestrzeni, którą śmiało zaatakował, kończąc akcję mierzonym strzałem na dalszy słupek. Było to naprawdę udane wykończenie, które dało prowadzenie Tottenhamowi.
W kolejnych minutach Neto dalej pokazywał niepewność po stronie Wisienek. Podopieczni Postecoglou wyraźnie przejęli inicjatywę i czuli się pewniej w swoich poczynaniach. Widać było, że bardzo chcieli wykorzystać moment słabości przeciwników i podwyższyć prowadzenie. Jedyne czego brakowało gospodarzom w następnych akcjach ofensywnych, to ostatnie podanie i większa cierpliwość. W 32. minucie Tottenham doznał bardzo bolesnego ciosu w postaci kontuzji Pape Matar Sarra. 21-latek opuszczał murawę ze łzami w oczach, oklaskiwany w geście wsparcia przez kibiców na trybunach. Trudno dziwić się Senegalczykowi, bowiem miał jechać na Puchar Narodów Afryki. Teraz te plany mogą się nie ziścić dla strzelca pierwszego gola.
Ten moment ewidentnie zachwiał drużyną z Londynu. Bournemouth w końcu doszło do głosu, częściej goszcząc pod polem karnym rywali. Mało tego – z każdą upływającą minutą, Tottenham znajdował się w coraz większej rozsypce. Pod koniec pierwszej połowy przed utratą gola Koguty ratowała jedynie nieskuteczność przeciwników bądź szczęście (jak przy poprzeczce Solanke z doliczonego czasu). Ange Postecoglou mógł odetchnąć z ulgą, że jego drużyna jakimś cudem przetrwała ten kryzys.
Tottenham ośmieszył Bournemouth
Wisienki również poniosły stratę zawodnika w wyniku urazu. W przerwie dobrze prezentującego się dziś Dango Ouattarę zmienił Max Aarons. Nie wpłynęło to jednak zbyt dotkliwie na funkcjonowanie zespołu Adoniego Iraoli. Już w 50. minucie Vicario musiał bowiem znów ratować swój zespół efektowną paradą po strzale głową Solanke. Niespodziewanie dwie minuty później to Spurs stanęli przed wyśmienitą okazją do powiększenia prowadzenia. Dokładniej rzecz biorąc stanął przed nią Richarlison, który… koncertowo spartaczył sam na sam z Neto. Brazylijczyk z odległości kilku metrów nie trafił nawet w światło bramki. Widząc to, Ange Postecoglou zapewne przecierał oczy ze zdumienia. Trzeba jednak podkreślić, że sama kontra Tottenhamu została rozegrana perfekcyjnie do momentu wykończenia.
W minucie 60. niemalże 100-procentową sytuację zmarnował z kolei Dominic Solanke. 26-latek dostał bardzo dobrą piłkę z prawego skrzydła od Marcusa Taverniera, ale źle uderzył piłkę i spudłował z bliskiej odległości. Iraola mógł zatem jedynie czuć frustrację faktem, że jego zespół przy 18 oddanych strzałach (w tym 12 z pola karnego) i współczynniku xG na poziomie 1.30 nie był w stanie znaleźć wyrównania.
Od 70. minuty mecz obrał narrację wręcz absurdalną. Heung-min Son zdobył drugiego gola dla Tottenhamu, a 10 minut później bramką na 3:0 rywali dobił Richarlison. Wisienki tak dobrze grające przez znaczną część spotkania nagle posypały się w defensywie po całości. Jedyne na co było stać jeszcze przyjezdnych w tak opłakanej sytuacji, to bramka honorowa Alexa Scotta po naprawdę ładnej akcji w 84. minucie.
Tym samym Tottenham w absolutnie dziwnych okolicznościach przerwał imponującą serię Bournemouth 7 meczów bez porażki. Dzięki temu Spurs kończą rok na 5. pozycji w tabeli Premier League, tuż za Arsenalem. Bournemouth, nie licząc kiepskiej skuteczności, nie ma się za to czym specjalnie przejmować. Zagrali bardzo dobry mecz, ale dziś zabrakło im po prostu lepszego wykończenia i nieco szczęścia w ataku.