Lechia niestabilna jak pogoda nad Bałtykiem. Jak oceniać zakończony sezon?

Dziwny, pandemiczny sezon dobiegł końca. Ekstraklasa skończyła grać, choć pewne kontrowersje nie zostaną zapomniane zbyt szybko. Jedną z nich z pewnością było sędziowanie Daniela Stefańskiego w ostatniej kolejce. Jednak czy o brak europejskich pucharów Lechia może obwiniać jedynie słabą pracę arbitra?

Cóż, wydaje się, że nie. Spotkanie z Jagiellonią stanowiło idealne podsumowanie tego do bólu przeciętnego sezonu w wykonaniu podopiecznych Piotra Stokowca. Co do błędów Stefańskiego to faktycznie były one skandaliczne, czego nie ukrywał nawet sam Pan Sławek Stempniewski. Były Przewodniczący Kolegium Sędziów w studio Canal + nie krył swego zawodu związanego z pracą sędziego z Warszawy. Jednak ja podejdę do sprawy z innej strony. Moim zdaniem można było się spodziewać, że akurat z tym sędzią Lechia nie będzie miała taryfy ulgowej… Może ktoś zacznie mnie podejrzewać o snucie teorii spiskowych, ale większa część ekstraklasowych kibiców nie należy do entuzjastów talentu sędziowskiego 43-latka. A po pamiętnym meczu z Legią i aferze z ręką Jędrzejczyka sprzed 2 sezonów zwłaszcza gdańska publika wypomina Stefańskiemu kontrowersyjne interpretacje boiskowych zdarzeń. Czy podgrzewanie atmosfery i ciągłe bluzgi są w stanie coś zmienić jest kwestią wątpliwą, jednak szorstkie relacje na linii Lechia – Stefański powinny zmotywować wszystkich piłkarzy do podwójnego wysiłku na boisku. A tego w kilku fragmentach meczu po prostu zabrakło. Bowiem ręka, której przy golu dla Jagiellonii nie zauważył Stefański to jedno, jednak ciągła niefrasobliwość Lechii w obronie to drugie.

REKLAMA

Pechowy finisz Lechii – przypadek czy konsekwencja słabej gry?

Prawda jest niestety bolesna – w kluczowym meczu sezonu Lechia miała tylko jednego lidera. Był nim 36-letni Flavio, który brał odpowiedzialność na swoje barki. I w sumie niewiele mu zabrakło do odwrócenia losów spotkania – Portugalczyk 3 razy umieszczał piłkę w siatce, jednak dwukrotnie gola pozbawiał go VAR. Prawdziwą bolączką była jednak gra w obronie. I to nie tylko w tym spotkaniu, a całym sezonie. Nie pamiętam, kiedy biało-zieloni zaliczyli tyle wpadek i prostych błędów co w minionych rozgrywkach. Samobóje, kartki i karne również były brzemienne w skutkach i kosztowały zespół z Trójmiasta kilka punktów, które w kontekście całego sezonu okazały się przecież bezcenne. W tej kwestii wiele mówi tabela fair play, w której Lechiści zajęli pierwsze miejsce… od końca. A w tej najważniejszej, bo decydującej o miejscu w całych rozgrywkach, kolejny raz w historii o końcowym miejscu w tabeli zadecydowała jedna bramka…

Gdyby na zakończenie sezonu Lechii udało się zremisować, teraz to ona, a nie Śląsk Wrocław grałaby w pucharach. Można gdybać, co by było, gdyby Żarko Udovicić nie przegrał pojedynku z pustą bramką, ale tak naprawdę przyczyny niepowodzenia trzeba szukać gdzie indziej. Ile było meczów, w których Lechia po strzeleniu gola oddawała inicjatywę rywalom? Kibicom najbardziej szkoda powinno być meczu w Bielsku, w którym drużyna znad Motławy wypuściła komplet punktów w samej końcówce. Z perspektywy czasu patrząc nie ma się co dziwić, że nie ma gry w pucharach, skoro w decydującej fazie sezonu linia obrony nie była w stanie wytrzymać „naporu” drużyny zamykającej stawkę.

To miał być sezon przejściowy…

Nie da się ukryć, że cele na ten sezon nie były wygórowane. Z drugiej strony klub z takiego miasta i z taką rzeszą fanów zawsze powinien bić się o jak najwyższe lokaty.  W zasadzie na początku sezonu walka o puchary wydawała się być optymistycznym, choć jak najbardziej realnym scenariuszem. Większość kibiców spodziewała się finiszu na miejscach 5-8, jednak w pewnym momencie piłkarze Lechii pokazali, że potrafią grać w piłkę. Urosła w nas nadzieja, że być może uda się znaleźć na ekstraklasowym podium. W niektórych meczach naprawdę nie brakowało woli walki, szybkiej gry skrzydłami i ładnych dla oka kontr. Problem w tym, że wszystko działo się seriami. Albo Lechia łapała rytm i przez miesiąc punktowała jak z nut albo wpadała w dołek i zaliczała 4 porażki pod rząd. Standardowe były zadyszki przy okazji przerw na reprezentację i problemy w spotkaniach z drużynami „w kryzysie”. Brakowało stabilizacji, która jest kluczowa w walce o wysokie cele. Oczywiście, swoje 5 groszy do całej tej sytuacja dorzucił wirus i kontuzje. Jednakże problemy o podobnym podłożu miała niemal każda ekstraklasowa ekipa, więc tak naprawdę żadne to wytłumaczenie.

W takiej lidze jak nasza każdy potrafi wygrać z każdym. W Lechii zabrakło liderów, którzy w kluczowych momentach potrafiliby przechylić szalę na korzyść Lechii. Wydaje się, że mimo wszystko poniżej oczekiwań spisali się Saief czy Conrado. Oczywiście mieli oni dobre momenty, jednak nie brakowało gier, w których ich występy były całkowicie bezbarwne. Pretensje można mieć też do Udovicia, chociaż akurat tego niemalże od początku przygody w Gdańsku nie omijał pech. W każdym razie kluczowi w grze Lechii są skrzydłowi, którzy są dla tej drużyny ważni jak silnik dla samochodu.  Niestety, w ostatecznym rozrachunku nie dali odpowiednich liczb i nie dostarczyli odpowiedniej ilości piłek do napastników.

Chcemy eliminacji!

W kolejnym sezonie, po dokonaniu przeglądu wojsk celem powinny być europejskie puchary. Wierzę, że uda się do nich wrócić. Z Piotem Stokowcem na ławce bądź bez. Choć mam nadzieję (która najprawdopodobniej się ziści), że rudowłosy szkoleniowiec według  planu rozpocznie przygotowania do nowej kampanii. Jednak powinien to być sezon próby – albo wóz albo przewóz. W trakcie trwania sezonu trener Stokowiec kolejny raz udowodnił, że potrafi zarządzać sytuacjami kryzysowymi. Byłoby jednak o wiele lepiej, gdyby w ogóle nie musiał przez nie przechodzić. Jego praca zasługuje na szacunek, jednak wszyscy kibice Lechii marzą o czymś więcej. Dlatego jeśli za rok o tej porze sytuacja będzie wyglądać podobnie zarząd powinien rozglądać się za nowym fachowcem.

Oczywiście do awansu są potrzebni odpowiedni piłkarze. I tych należy się domagać, ale gdy już są też odpowiednio wykorzystywać. Śmiem twierdzić, że w sezonie 2018/2019 kadra „Budowlanych” była gorsza niż chociażby w tym minionym, ale wbrew pozorom to właśnie 2 lata temu odnotowano najlepszy sezon w historii klubu.

Czy stadion w Letnicy musi się marnować?

Piękny, duży obiekt, na którym rozgrywano mecze Euro 2012 i ostatni finał Ligi Europy. Usytuowany niedaleko morza, w mieście w którym każdy dobrze życzy Lechii. Aż prosi się, by europejskie rozgrywki gościły na nim w miarę regularnie. W tym mogą pomóc nowe nabytki, o które ma się postarać zarząd gdańskiego klubu. Póki co mówi się o Dominiku Furmanie, który miałby się stać nowym liderem środka pola i Michaelu Ameyawie z Widzewa Łódź. Jak na razie są to jedynie spekulacje, a pewni jesteśmy jedynie transferów wychodzących. Klub opuścili już Żarko i Saief, ale spodziewać można się kolejnych nazwisk. Kluczowe mogą okazać się zbliżające 2 tygodnie, bo 14.czerwca rozpocząć ma się obóz przygotowawczy, który zainauguruje treningi przed nowym sezonem. Chociaż z drugiej strony wiadomo jak to z transferami w polskiej piłce bywa i nie wykluczone, że wszystko będzie dopinane – jak to często w Lechii – na ostatni moment.

Statystyki

REKLAMA

Na koniec garść liczb, które Lechia odnotowała w rozmaitych tabelkach i rubrykach. Wciągu 30 kolejek Lechii udało się zdobyć 42 oczka, na które składało się 12 zwycięstw, tyle samo porażek i 6 remisów. Bilans bramkowy jest na plus, jednak różnica nie jest wielka i wynosi 3 trafienia. Chociaż 40 zdobytych bramek wygląda dobrze (3 wynik w lidze) to już 37 straconych nieco psuje ten obraz. Lepszy wynik zanotował znajdujący się za Lechią dziesiąty Górnik, jedenasty Lech a nawet 3 od końca Cracovia. Najlepszym strzelcem zespołu został Flavio Paixao, który zdobywając 12 goli i 4 asysty zajął miejsce na najniższym stopniu podium klasyfikacji strzelców. Liczby pokazują, że Portugalczyk miał udział przy niemal połowie (dokładnie 40%) trafień swojego zespołu. Poza Gdańskiem Lechiści zdobyli dokładnie połowę swoich punktów, w zestawieniu biorącym pod uwagę tylko mecze wyjazdowe zajmując odległą 9. lokatę.

Rzecz jasna w kolejnym sezonie również będzie się pojawiać Przystań Lechia – nasz autorski cykl wpisów o biało-zielonych z Gdańska

fot.: Dusan Kuciak

SPRAWDŹ TAKŻE
Więcej
    REKLAMA
    108,718FaniLubię

    MOŻE ZACIEKAWI CIĘ