Po poprzednim sezonie w wykonaniu Chelsea wydawało się, że The Blues nie mogą już rozczarować. Jednak okazało się, że dla tej drużyny nie ma nic niemożliwego. W pierwszych sześciu kolejkach Chelsea zdobyła zaledwie pięć punktów. I to z naprawdę bardzo sprzyjającym terminarzem. Wydano setki milionów funtów, a The Blues w tym roku kalendarzowym wygrali jedynie cztery mecze w Premier League. Z dwoma spadkowiczami, beniaminkiem i Crystal Palace. Czy na Stamford Bridge jest jeszcze nadzieja na lepsze jutro?
Nie szukać kozła ofiarnego
Najłatwiejszą rzeczą jaką można zrobić w takich sytuacjach jest oczywiście znalezienie jednego winnego za całe zamieszanie (reprezentacja Polski zdążyła do tego przyzwyczaić). Todd Boehly, bo nie umie zarządzać klubem. Dział transferów, bo wydano miliony a rezultatów nie widać. Trener, bo w końcu on jest za wszystko odpowiedzialny. Można byłoby wymieniać tak w nieskończoność ale chyba nie o to chodzi. Jednak ani sprawy organizacyjne wokół klubu, ani trener, nawet gdyby był nim zupełny amator, ani postawa piłkarzy nie może wyjaśnić tak druzgocących wyników. W końcu nawet Leicester, w którym można było narzekać na wszystkie z powyższych aspektów, ma w 2023 tyle samo zwycięstw w Premier League. Tak, nie przesłyszeliście się. Klub, którego od maja już nie ma w elicie wygrał w tym roku tyle spotkań co Chelsea.
Jednak jeśli przyjrzeć się statystykom, z wynikami Chelsea wcale nie powinno być tak źle. Stosując nomenklaturę xG (oczekiwanych bramek) The Blues po pierwszych pięciu kolejkach to szósta najlepsza ofensywa – xG 11,83 i czwarta najlepsza defensywa – xGA 7,09 spośród wszystkich drużyn Premier League (dane: understat). Mimo tego we wrześniu nie strzelili ani jednej bramki w lidze i kibice nie będą mogli wybrać gola miesiąca.
Chelsea potrzebuje czasu. I meczu założycielskiego
Mimo słabych wyników w londyńskich gabinetach cierpliwość do Mauricio Pochettino nie zdaje się kończyć. I… bardzo dobrze. Argentyński menedżer nie wpakuje za swoich zawodników piłki do siatki, a widać że drużyna z nim za sterami idzie w dobrą stronę. Zwłaszcza jeśli porównamy ich obecne występy z tymi w poprzednim sezonie.
W końcu, o czym zdaje mi się zapominamy, Chelsea przeszła latem chyba największą transformację w dziejach Premier League. Odeszło ponad 10 mniej lub bardziej istotnych zawodników pierwszego składu, a w klubowej szatni pojawiła się podobna liczba nowych nabytków. Porównajmy składy z ostatniego meczu poprzedniego sezonu i ostatniego starcia niebieskich z Aston Villą. Tylko czterech tych samych piłkarzy w pierwszej jedenastce. Sześciu zawodników, którzy od pierwszej minuty wybiegli naprzeciw The Lions, jeszcze w maju nie byli w klubie. Stamford Bridge to istny plac budowy. Jeśli dołożymy do tego kontuzje Jamesa, Nkunku, Fofany, Lavii, Chukwuemeki itd. to jasne jest, że przed Pochettino niełatwe zadanie.
W dodatku terminarz wkrótce całkowicie się odmieni. Arsenal, Brentford, Tottenham, City, Newcastle, Brighton, United. Z jednej strony wygląda to na strefę spadkową lub jej okolice w grudniu. Z drugiej być może paradoksalnie Chelsea łatwiej będzie zdobywać punkty skupiając się na defensywie i grze z kontrataku. A gdyby taka strategia przyniosła zwycięstwo z którymś z renomowanych rywali, mogłoby to okazać się meczem założycielskim. Meczem, którym mógłby odmienić mentalność piłkarzy i pozwolić wrócić klubowi na dobre tory.
A jeśli oglądaliście North London Derby i przegapiliście ostatni mecz Chelsea i chcielibyście nadrobić najważniejsze informacje, zapraszam do mojej nitki. Link poniżej.
***
Po więcej informacji o Premier League zapraszamy na grupę Kick & Rush – wszystko o lidze angielskiej