Polscy siatkarze po 14 latach odzyskali tytuł Mistrzów Europy. Ostatnie złoto wywalczyła drużyna pod dowództwem Daniela Castellaniego w 2009 roku. Historyczny sukces z obecnego składu pamięta tylko… Bartosz Kurek! Polski atakujący wywalczył wówczas swój pierwszy medal w reprezentacji i to jako 21 – latek! Fenomenalny pod każdym względem turniej dla Biało – Czerwonych. Analiza Mistrzostwa Europy i kapitalnej postawy Polaków.
Rozgrzewka
Polacy trafili do grupy C razem z Czechami, Holandią, Czarnogórą, Macedonią Północną, oraz Danią. Nie oszukujmy się, wymienione kraje to zdecydowanie niższa półka niż Biało – Czerwoni. Potwierdziło się to oczywiście podczas zmagań. Ekipa Grbicia wygrała wszystkie pięć spotkań, tracąc przy tym jedynie seta. Grupowe rozgrywki zakończyliśmy 1. miejscu, z dorobkiem 15 punktów. Był to najlepszy wynik spośród wszystkich uczestników turnieju, identycznym osiągnięciem mogła pochwalić się tylko Słowenia. Faza grupowa była dla naszych Orłów rozgrzewką, wstępem do wielkich spotkań, które miały dopiero nadejść…
Play – offy
W 1/8 finału Biało – Czerwoni zmierzyli się z reprezentacją Belgii. Czerwone Diabły to 23. drużyna rankingu FIVB, różnica klas powinna być zatem mocno widoczna. Ku zaskoczeniu kibiców Królestwo postawiło się naszym siatkarzom. Sporo błędów i niedokładności zaowocowało utratą seta i niepotrzebnym przedłużeniem meczu. Polacy ostatecznie zakończyli spotkanie, ale był to pierwszy sygnał ostrzegawczy dla Nikoli Grbicia – nie możemy mieszać w wyjściowej „szóstce” i wprowadzać niepotrzebnego rozluźnienia. Nasz trener wyciągnął wnioski i w ćwierćfinale nie było już mowy o destabilizacji.
Biało – Czerwoni źle rozpoczęli ćwierćfinał z Serbami. Rywale nie grali pięknej siatkówki, ugrali seta głównie przez nasze błędy. Polacy wzięli się w garść i odbudowali swoją grę. Wróciły kluczowe elementy, traciliśmy mniej piłek, dzięki czemu ograliśmy Serbów 3-1. W półfinale czekała na nas wiecznie niewygodna reprezentacja Słowenii…
Zdjąć klątwę i wziąć rewanż
Na Polaków czekały dwa najtrudniejsze mentalnie spotkania na tym turnieju. Aby zagrać o złoto trzeba było pokonać istny koszmar naszych siatkarzy – Słowenię. Ekipa z Bałkanów wyrzuciła Biało – Czerwonych z ME w 2015, a także wyeliminowała nasz zespół z gry o złoto Czempionatu w 2019 i 2021 roku. Tamta porażka bolała szczególnie, zważywszy na to, że mecz rozgrywany był w katowickim Spodku. Klątwa trwała zatem od 2015 roku. Polacy podołali zadaniu i rozprawili się ze starymi demonami. Wygrana 3-1 dała nam upragniony finał. Największe zwycięstwo siatkarze odnieśli w jednak swoich głowach, gdyż siatkarsko mieliśmy zdecydowanie lepsze argumenty niż rywale. Oczywiście, kontuzja Ropreta mocno osłabiła Słoweńców, ale świetnie radziliśmy sobie nawet kiedy był na boisku. Do pełni szczęścia pozostał tylko jeden mecz…
Grande Finale!
16. września 2023 roku, hala Palazzo dello Sport w Rzymie. Ciśnienie i wagę tego spotkania było czuć niemal w każdym siatkarskim środowisku. Finał Mistrzostw Europy to spełnienie naszych marzeń, a może w zasadzie oczekiwań? Na drodze do złota stanęli nam Włosi, po raz kolejny Włosi… Każdy fan siatkówki pamięta zeszłoroczny finał Mistrzostw Świata, kiedy to właśnie Italia pokonała nas na naszym własnym terenie. Tamta porażka bolała straszliwie, a my stanęliśmy przed idealną szansą na wzięcie rewanżu. Pozostało tylko wykorzystać sytuację, jaką postawił nam los.
Polacy rozgromili Włochów i w iście mistrzowskim stylu zdobyli Rzym. Nasi siatkarze walczyli niczym gladiatorzy, ich poświęcenie i zaangażowanie było niesamowite. Ekipa Grbicia wyszarpała złoto, na które absolutnie zasłużyła.
Nie ma zbiegów okoliczności
Włosi grali przed własną publiką, ale to Polacy mieli wsparcie w postaci dodatkowego zawodnika. Siatkarza, który pomagał naszym z góry. Z samej góry.
Podczas ME w 2005 roku w barwach reprezentacji Polski po raz ostatni zagrał Arkadiusz Gołaś. Tragicznie zmarły środkowy kadry (wypadek samochodowy…) występował w turnieju z numerem „16”. Co więcej, jego ostatni mecz w kadrze miał miejsce właśnie podczas włoskiego turnieju. To jednak nie wszystko. Drużyna prowadzona ówcześnie przez Raula Lozano rywalizowała wtedy w rzymskiej hali Palazzo dello Sport. Numer 16, 16. września, zawody rozgrywane we Włoszech i ta sama hala finałowego starcia. Niesamowita symbolika. Los zrobił wszystko dla naszych Orłów, a oni zagrali dla Arkadiusza Gołasia. Przepiękna historia napisana w Rzymie.
Sukces, na który zapracowała cała drużyna
I to bez wyjątku. Oczywiście wyróżnię kilka nazwisk, ale i one nie istniałyby bez całej ekipy. Nikola Grbić ustabilizował drużynę, w której na brak wielkich nazwisk nie możemy narzekać. Dzięki pracy Serba, całego sztabu i oczywiście naszych siatkarzy odzyskaliśmy tytuł po 14 latach oczekiwania. Mamy zespół kompletny, który na każdej pozycji ma najlepszych siatkarzy na świecie. Niemniej jednak należy wyraźnie zaakcentować pewne nazwiska:
Wilfredo Leon
Czyli MVP turnieju. Klasa sama w sobie. Siatkarz kompletny, być może najlepszy w historii tego sportu. Był filarem naszej kadry od ataku przez przyjęcie, aż po obronę. Często kończył niewiarygodnie trudne piłki, nieobce było mu także kończenie sytuacyjnych akcji. Janusz grał do niego w „ciemno”, Wilfredo był naszym najpewniejszy punktem w ofensywie. Miewał ciężkie momenty w drużynie narodowej, ale ten turniej należał do niego. Złoto ME to dla 30 – latka to 6. medal wywalczony w polskich barwach.
Marcin Janusz
Nasz rozgrywający po raz kolejny udowodnił swoją klasę. Jego wystawy były perfekcyjne, dokonywał bardzo dobrych wyborów w ofensywie. Równie dobrze radził sobie w bloku, często dołączał do kolegów, dzięki czemu zamykał rywalom możliwości ataku. 29 – latek wyraźnie poprawił także zagrywkę, widoczne było jego taktyczne podejście w tym elemencie gry. Nie ukrywajmy, bez kapitalnego Janusza nie byłoby mistrzowskiej reprezentacji Polski.
Norbert Huber
Ten chłopak napisał niewiarygodną historię. Powrócił do kadry po długiej przerwie spowodowanej kontuzją – urazem ścięgna Achillesa. W 9 miesięcy zdobył Puchar Polski, Ligę Mistrzów, oraz Ligę Narodów i Mistrzostwo Europy. Podczas Czempionatu Starego Kontynentu Huber był ostoją środka siatki. Kapitalnie kończył akcje, jego „krótka” z Januszem była dla rywali prawdziwym utrapieniem. Świetnie serwował, w samym finale zaliczył kilka asów z pola zagrywki. Filar na siatce.
Polska blokiem stoi!
Kadra Nikoli Grbicia dopracowała ten element gry w sposób iście mistrzowski. Podczas spotkań czuć było chemię między naszymi zawodnikami pod siatką. Często stawialiśmy potrójne bloki, które były prawdziwym utrapieniem dla rywali. Bardzo widoczne było wytrenowanie w bloku, Biało – Czerwoni wielokrotnie domykali „ścianę” praktycznie na pamięć. Kapitalnie spisywały się również duety blokujących, m.in. Kochanowski & Kaczmarek. Nasi zawodnicy znaleźli się w czołówce najlepiej blokujących zawodników ME (Kochanowski, Kaczmarek, Huber). Przed półfinałowym starciem Łukasz Kaczmarek notował średnio 1,05 punktowego bloku na seta! Niesamowita statystyka Polaka.
Podsumowanie
Polska kadra pod dowództwem Nikoli Grbicia po raz kolejny pokazała swoją klasę. Zespół jest kompletny na każdej pozycji a zmiennicy nie odstają poziomem od podstawowych zawodników. Grbić stworzył układankę gwiazd, w której wszystko zdaje się perfekcyjnie uzupełniać. Warto zwrócić także uwagę na atmosferę w szatni, wydaje się być wręcz doskonała. Mistrzostwa Europy kończymy z serią 17 spotkań bez porażki, prowadzeniem w rankingu FIVB ze sporą przewagą nad resztą stawki i złotym medalem. Mamy zawodników, mamy drużynę i mamy wyniki. Czy może być lepiej? Możemy śmiało zaryzykować stwierdzeniem, że Polacy są aktualnie numerem jeden na świecie.