FC Barcelona z opóźnieniem rozpoczynała swój okres przygotowawczy w USA. Ich pierwsze spotkanie z Juventusem zostało odwołane z powodu problemów zdrowotnych u zawodników Barcy. Sytuacja jednak została opanowana i mecz z Arsenalem na SoFi Stadium mógł odbyć się zgodnie z planem.
Cios za cios w pierwszej połowie
Nie musieliśmy długo czekać na bramki. Już w 7. minucie strzelanie rozpoczął nie kto inny, a Robert Lewandowski. Polak najlepiej odnalazł się w polu karnym i dobił piłkę do bramki. Przy tej akcji warto pochwalić Eza Abde, który ruszył z piłką jeszcze na własnej połowie, po czym dograł ją w szesnastkę. Dalej jednak do głosu zaczęli dochodzić piłkarze Kanonierów. Już w 13. minucie do wyrównania doprowadził Bukayo Saka, wykorzystując błąd Andreasa Christensena. Chwilę później Arsenal mógł wyjść na prowadzenie z rzutu karnego, ale Anglik z jedenastu metrów nie trafił nawet w bramkę.
Zawodnicy Mikela Artety dużo grali skrzydłami, zwłaszcza po stronie Marcosa Alonso, jednocześnie mając wielu zawodników w polu karnym Barcy. Zespół Xaviego miał przez to duże problemy w defensywie, a i poszczególni zawodnicy nie wyglądali na zbyt pewnych w swoich poczynaniach. Do Barcy, a konkretnie do Raphinhi, uśmiechnęło się jednak szczęście. Piłka uderzona przez Brazylijczyka z rzutu wolnego odbiła się od stojącego w murze Martina Odegaarda i zmyliła bramkarza Arsenalu na tyle, że ten nie zdążył już interweniować. Końcówka pierwszej połowy należała już jednak do Kanonierów. Ostatecznie na chwilę przed przerwą do wyrównania doprowadził Kai Havertz.
Spadek tempa gry
Na drugą połowę FC Barcelona wyszła w całkowicie innej jedenastce. Było to widoczne na boisku. Arsenal prowadził grę i regularnie przebywał pod polem karnym Barcy, natomiast ekipa Xaviego polegała głównie na pojedynczych zrywach poszczególnych zawodników. Brakowało im zgrania i dokładności. W obronie natomiast nadal byli dość chimeryczni, zostawiając często Kanonierom za dużo miejsca. Jedną z takich sytuacji wykorzystał Leandro Trossard, umieszczając piłkę w bramce płaskim strzałem. Tempo gry w drugiej połowie znacznie spadło. Mimo wielu zmian w obu zespołach zawodnikom trudno było złapać odpowiedni rytm. Po stronie Barcy wyróżniali się Ousmane Dembele i Alejandro Balde. Obaj podejmowali sporo prób dryblingu i sprawiali problemy obronie Arsenalu. Na brak goli nie mogliśmy narzekać. Najpierw swoją drugą bramkę w tym meczu zdobył Trossard. W samej końcówce gola zdobył jeszcze Ferran Torres, a chwile później pięknym uderzeniem z dystansu wynik na 5:3 ustalił Fabio Vieira.
W oczy mocno rzucało się to, że drużyny są na różnym etapie przygotowań do sezonu. Arsenal był już po kilku meczach towarzyskich, wyglądał lepiej fizycznie i był płynniejszy w swojej grze ofensywnej. Dla Barcy było to dopiero pierwsze spotkanie, dodatkowo rozgrywane po problemach zdrowotnych u wielu zawodników. Ich akcjom brakowało dynamiki i wypracowanych schematów. Najwięcej niepokoju w kibicach może budzić gra defensywy. Zwłaszcza boki obrony złożone z Desta i Alonso prezentowały się słabo i nie stanowiły niemal żadnego problemu dla dobrze współpracującej ofensywy Arsenalu. 20 minut na boisku w drugiej połowie otrzymał Jakub Kiwior, ale nie wyróżnił się on niczym szczególnym.