Manchester City
Klasyczny mecz The Citizens z drużyną z dolnej połowy tabeli. Wiele zmian w składzie, oszczędzanie kluczowych piłkarzy na ważniejsze mecze i wygrana z czystym kontem (2:0 z Palace) mimo niewielu dogodnych sytuacji. Ekipa Pepa Guardioli mogła już w ten weekend zapewnić sobie mistrzostwo Anglii, gdyby Liverpool pokonał Manchester United, ale ten mecz – jak zapewne wiecie – został przełożony. Dla City może to i dobrze – jeśli wygrają z Chelsea w sobotę tytuł będzie smakować jeszcze lepiej.
Manchester United
Mecz z Liverpoolem został przełożony z powodu protestów kibiców Manchesteru United przeciwko aktualnym właścicielom klubu – rodzinie Glazerów.
Leicester
80 minut gry w przewadze, optyczna dominacja, ale dogodnych szans do zdobycia gola tak naprawdę w meczu z Southampton (1:1) Lisy nie miały za dużo. Pierwsza połowa z Palace i piątkowy mecz pokazał, że najlepszym sposobem na Lisy jest oddanie im piłki i postawienie okopów przed własnym polem karnym. W ustawieniu z wahadłowymi Leicester ma mało jakości na skrzydłach, zwłaszcza lewej stronie, gdzie brakuje Barnesa, który potrafi zrobić przewagę dryblingiem i wygrywać pojedynki.
Chelsea
Pewna wygrana z Fulham (2:0) w trybie ekonomicznym. Biorąc pod uwagę Ligę Mistrzów oraz finał FA Cup The Blues to było najbardziej optymalne pokonanie przeszkody. Znowu z dobrej strony w roli fałszywej „9-tki” pokazał się Kai Havertz i potwierdziła się teza, że atak pozycyjny przeciwko słabszym rywalom wygląda najlepiej w tym zestawieniu. Więcej o Chelsea powiedzą nam następne mecze. To był ostatni mecz w tym sezonie, przed którym Tuchel mógł założyć, że wygra się sam.
West Ham
Wrócił Antonio to wróciły też zwycięstwa. Niemniej jednak, mimo, że Anglik zdobył dwa gole i zagrał dobre spotkanie byłoby to zbyt płytkie stwierdzenie. David Moyes zareagował na problemy z kreowaniem sytuacji w ostatnich meczach. Przeciwko Burnley (2:1) odstawił od składu głównego hamulcowego Marka Noble’a, a na plac gry posłał kwartet kreatywnych piłkarzy – Lanziniego, Lingarda, Benrahmę i Fornalsa. Zwłaszcza ta ostatnia trójka miała dużą swobodę w grze i napędzała ataki zespołu.
Tottenham
Powróciła radość z gry – tak można najprościej podsumować spotkanie przeciwko Sheffield (4:0), jednocześnie biorąc jednak pod uwagę poziom rywala. Ryan Mason zmieścił w składzie Kane’a, Sona, Bale’a, Alliego (!) oraz Lo Celso, co w porównaniu z bojaźliwym podejściem Jose Mourihno w wielu meczach jest dużą zmianą. Swojego dnia nie miał ewidentnie Harry Kane dlatego tym bardziej należą się pochwały dla reszty zespołu. Zwłaszcza Garetha Bale’a, który ustrzelił hat-tricka.
Everton
Nadzieję na Ligę Mistrzów wróciły w poprzedniej kolejce, ale chyba tylko chwilowo. Jeszcze na rozgrzewce przed meczem z Aston Villą (1:2) połamał się James i to była chyba kluczowa informacja dla przebiegu całego spotkania. Bez Kolumbijczyka podopieczni Carlo Ancelottiego mają ogromne problemy, aby stworzyć coś w ofensywie. W sobotę jedyną bramkę strzelili po rzucie rożnym i oprócz wrzutek Lucasa Digne’a nie mieli za bardzo pomysłu na grę.
Arsenal
Po meczu z Newcastle (2:0) wiemy o Arsenalu jeszcze mniej. Mikel Arteta dał odpocząć kilku kluczowym piłkarzom, jak Saka, Smith-Rowe, czy Partey i Kanonierzy zagrali bardzo dobre spotkanie. Ciężko dziś powiedzieć, jak wygląda pierwszy skład Arsenalu. Większość zawodników ma wahania formy i przeplata dobre mecze z gorszymi. David Luiz, który powrócił do składu pokazał, jak dobrze wyprowadza piłkę i ile daje zespołowi w fazie posiadania piłki (9/11 celnych dalekich podań), ale znów opuścił boisko z urazem.
Aston Villa
Wreszcie The Villans pozbyli się nijakości po kontuzji Jacka Grealisha i zasłużenie pokonali Everton (2:1). Skrzydłowi Bertrand Traore i El Ghazi zaczęli brać ciężar odpowiedzialności za kreowanie i napędzanie ataków na siebie, Watkins wreszcie nie jest osamotniony w ofensywie, a że to naprawdę bardzo dobry napastnik to daje drużynie dużo. Odbyło się to trochę kosztem postawy w defensywie, bo od 7 meczów nie zachowali już czystego konta.
Leeds
Chwaliliśmy Leeds za to, jak poradzili sobie z trudnym kalendarzem, a teraz przyszedł mecz z Brighton i przegrali go zasłużenie (0:2) nie stwarzając żadnego zagrożenia pod bramką rywali. Absencja Raphinhi źle oddziałuje na zespół, a zwłaszcza na Patricka Bamforda, który w sobotnie popołudnie był odcięty od podań i nie oddał żadnego strzału. Porażką z Brighton Pawie chyba definitywnie przekreśliły szanse na udział w europejskich pucharach w przyszłym sezonie.
Wolverhampton
Chyba się powtórzę – omijając mecze Wilków wiele nie tracicie. I uważam, że do końca sezonu już nic o nich nowego się nie dowiemy. W klubie chyba każdy czeka na koniec sezonu, zresetowanie głów i nowe otwarcie. Jestem przekonany, że w następnej kampanii Wolves będzie zupełnie innym zespołem. Przede wszystkim w ofensywie. Już z Jimenezem, być może z kilkoma nowymi nazwiskami, wróci także kontuzjowany od niedawna Pedro Neto. Wówczas na pewno ich mecze będą ciekawsze.
Crystal Palace
Porażka z Manchesterem City (0:2) była oczywiście do wkalkulowania i o Palace równie dobrze do końca sezonu moglibyśmy zapomnieć. Niemniej jednak, sobotni wynik to dobra okazja, aby zobaczyć, jak słabo radzą sobie orły za kadencji Roya Hodgsona w starciach z TOP 6 – 25 pkt w 45 meczach, średnio 0,56 pkt/mecz. Następne trzy spotkania grają za to przeciwko Sheffield, Southampton i Aston Villi, więc być może – w przeciwieństwie do ostatnich lat – zakończą sezon z przytupem.
Brighton
Spoglądając w tabelę uwzględniającą tylko mecze u siebie mocno się zdziwiłem – Brighton jest dopiero na miejscu siedemnastym, a niemal przez cały 2021 rok odnoszę wrażenie, że na własnym boisku grają bardzo przyzwoicie. Przypominając sobie poszczególne mecze rzeczywiście tak jest – w większości spotkań mają taką przewagę, jak z Leeds (2:0), ale rzadko potrafią ją udokumentować. Naprawdę czekam, jak ten zespół będzie wyglądał w przyszłym sezonie, jeśli w lecie sprowadzą bramkostrzelnego napastnika.
Southampton
Po czerwonej kartce dla Vestergaarda w 10 minucie Ralphowi Hasenhuttlowi musiały przejść przez głowę czarne myśli. W końcu podczas słynnej porażki 0:9 z Leicester w poprzednim sezonie zaczęło się podobnie – od gry jednego zawodnika mniej od początku spotkania. Trener zachował jednak chłodną głowę, wprowadził środkowego obrońcę Salisu, przeszedł na czwórkę obrońców i zespół skutecznie odpierał ataki Leicester (1:1). Remis jest szczęśliwy, ale za charakter ten punkt się należy.
Burnley
Mecz z West Hamem (1:2) to była czwarta porażka The Clarets w 5 ostatnich meczach. Zaskoczyła mnie trochę ta statystyka, ponieważ uważam, że ekipa Seana Dyche’a wcale nie gra tak źle. Jednak przez te kilka sezonów, które Burnley spędziło w Premier League przyzwyczailiśmy się, że podstawą ich wyników jest zwarta i zgrana defensywa. A obecnie jej nie ma. Najmocniejszym punktem The Clarets stała się ofensywa z Chrisem Woodem na czele. A to trochę przeciwko klubowym zasadom.
Newcastle
W ostatnich podsumowaniach często chwaliłem Allana Saint-Maximina, ale mam wrażenie, że Sroki aż za bardzo opierają grę na Francuzie. Przez swobodę, jaką dostał każda akcja idzie przez niego, przez co ekipa Steve’a Bruce’a staje się dość przewidywalna. Podejrzewam, że aby się utrzymać Newcastle mogłoby nawet przegrać wszystkie mecze do końca, jednak dla szkoleniowca Srok każde spotkanie to walka o kredyt zaufania i dalszą posadę na St. James’ Park.
Fulham
Dopóki piłka w grze wszystko jest możliwe, ale… chyba nie w przypadku Fulham. Utrzymanie ekipy Scotta Parkera trzeba byłoby rozpatrywać w kategorii ogromnych cudów. Są bardzo nieskuteczni, mimo liczby sytuacji na poziomie ekipy środka tabeli prawie w ogóle nie strzelają bramek. W 6 ostatnich meczach zdobyli zaledwie 3 gole, w całym sezonie tylko Sheffield mniej razy trafiało do siatki. Z Chelsea (0:2) pokazali to, co średnio prezentują przez całą kampanię.
West Brom
Big Sam nie trafił z formacją, ale już po pół godzinie gry naprawił swój błąd. Zdjął z boiska O’Shea, a wszedł Phillips, co skutkowało zmianą formacji z trójki stoperów i wahadłowych na 1-4-2-3-1. Jego zespół wyglądał lepiej, choć obie bramki w meczu z Wolves (1:1) padły już po zmianie formacji. Remis jednak nie zadowala nikogo w klubie, ponieważ oddala zespół od utrzymania. Mistrz walki o utrzymanie, Sam Allardyce już nic tutaj nie wykombinuje.
Sheffield
Jedna wygrana i powrót do tego, co było. 0:4 z Tottenhamem, dziurawa defensywa, bezzębna ofensywa. Klasyczne Sheffield od zwolnienia Chrisa Wildera. Nie ma co już się nad nimi znęcać i rozpisywać – oszczędźmy sobie czasu.