Choć Newcastle w drugiej połowie poprzednich rozgrywek punktowało w tempie zespołów walczących o TOP 4 to jednak prawie nikt nie zakładał, że w tym sezonie będą w stanie awansować do Ligi Mistrzów. Zespół Eddiego Howe’a nie tylko powrócił po 20 latach przerwy do najbardziej prestiżowego europejskiego pucharu, ale zrobił ogromny krok w przód w rozwoju. Można było zakładać, że Sroki będą próbować namieszać w układzie big six, ale że zrobią to tak szybko – jest już sporą niespodzianką. Jak wyglądała droga Newcastle do pierwszego sukcesu w erze saudyjczyków?
Przygotowania do sezonu
Aby dobrze oddać w jakim położeniu znajdowało się Newcastle przed startem sezonu cofnijmy się jeszcze do 2021 roku. Wówczas jesienią doszło do zmiany właścicielskiej na St. James’ Park. Nigdy nie zaakcpetowany przez kibiców Mike Ashley oddał klub w ręce saudyjskiego funduszu inwestycyjnego, który posiada praktycznie nieograniczone możliwości finansowe. Nowi właściciele budują jednak projekt krok po kroku. Od razu zatrudnili w roli trenera Eddiego Howe’a, a w zimowym okienku transferowym priorytetowo potraktowali utrzymanie ściągając wielu zawodników, którzy znali Premier League jak własną kieszeń. Efekty były nadspodziewanie dobre, ponieważ Sroki od zakończenia okienka transferowego zdobyły 34 punkty w 17 meczach. Mimo wszystko był to wynik powyżej realnej wartości zespołu nie tylko na papierze, ale także na boisku. Newcastle zrobiło postęp, ale nie aż taki, aby przed startem obecnego sezonu myśleć o Lidze Mistrzów. W przedsezonowych przewidywaniach najczęściej typowano ich na 7. miejscu, jako klub „best of the rest” – najlepszy spoza big six.
Osoby decyzyjne klubu sukcesywnie kontynuowały politykę transferową opartą na połączeniu doświadczenia z angielskich boisk (po spadku Burnley z tego klubu wyciągnięto Nicka Pope’a oraz na stałe wykupiono wypożyczonego wcześniej Matta Targetta) z młodymi zawodnikami, którymi zainteresowane są także większe marki i już teraz gotowi są z miejsca stać się kluczowymi postaciami zespołu. W styczniu udało się to perfekcyjnie wygrywając wyścig z lepszymi klubami o Bruno Guimaraesa, a latem na St. James’ Park sprowadzono łączonego z Milanem Svena Botmana oraz Alexandra Isaka, który pół roku wcześniej był bardzo blisko przenosin do Arsenalu. O ile na szwedzkiego napastnika wydano ogromną kwotę (70 mln euro), tak transferem holenderskiego obrońcy (37 mln euro) Newcastle jeszcze raz pokazało, że stara się rozsądnie wydawać pieniądze.
Newcastle zmieniło sposób bronienia
Eddie Howe także był świadomy, że styl gry jego zespołu musi się zmienić, aby być w stanie namieszać w układzie big six. Przez pierwsze pół roku pracy Anglika Sroki grały bardzo defensywnie i wraz z nowym sezonem menedżer chciał wprowadzić więcej polotu i bardziej ekspansywny futbol na St. James’ Park. Głównym czynnikiem była zmiana sposobu bronienia. Newcastle z zespołu oddającego inicjatywę rywalowi i czekającego na jego ruch stało się drużyną proaktywną, grającą bardzo wysokim pressingiem. W poprzednich rozgrykwach za okres pracy Eddiego Howe’a pozwalali oni średnio na 13,4 podań rywalowi zanim podjęli próbę odbioru (14. najwyższy wynik w lidze), natomiast w tym sezonie były to ponad 4 podania mniej (4. najniższy wynik w lidze). Co za tym idzie – linia obrony Newcastle ustawiała się średnio wyżej o 5 metrów (awans z 17. na 5. miejsce w rankingu ligowym) i zespół stał się jednym z częściej odbierających piłkę w tercji rywala.
Eddie Howe zbudował zespół, który był wręcz stworzony do pressingu. Zawodnicy drugiej linii oraz przedniej formacji byli w stanie grać na dużej intensywności przez pełne 90 minut i skutecznie pracować w destrukcji. Pierwszym przykładem był remis 3:3 z Manchesterem City, w którym Newcastle zaskoczyło mistrzów Anglii bardzo dobrze skoordynowanym wysokim pressingiem. Mimo wszystko Newcastle rozpoczęło sezon przeciętnie. Po zwycięstwie nad Nottingham Forest na inaugurację wpadli w serię 6 meczów bez wygranej (ale aż 5 razy podzielili się punktami), a wyłączajac starcie z Man City – w 5 meczach strzelili tylko 3 gole. Na trzy spotkania z powodu kontuzji wypadł Bruno Guimaraes, najważniejszy zawodnik Srok w poprzednim sezonie, co było znaczącym utrudnieniem dla zespołu. Na prawdziwe Newcastle musieliśmy jeszcze chwilę poczekać.
Najlepszy zespół ligi
Maszyna ruszyła dopiero przerwie reprezentacyjnej. Kibice Newcastle mogli naprawdę być jak bohaterowie tego słynnego mema, ponieważ ich zespół był nie do poznania. Od powrotu z wrześniowej przerwy na reprezentację do Mistrzostw Świata podopieczni Eddiego Howe’a nie mieli sobie równych w Premier League. Wygrali 7 meczów, zremisowali jeden (z Manchesterem United) i nie przegrali żadnego. Zdobyli najwięcej punktów. Strzelili najwięcej goli. Mieli najwyższy współczynnik bramek oczekiwanych (xG). Mniej goli straciło tylko Leicester, a lepszy wskaźnik oczekiwanych bramek przeciwko (xGC) miał tylko Arsenal. Newcastle wygrywało wysoko z Fulham (4:1), Brentford (5:1) i Southampton (4:1), ale najbardziej zaimponowali w meczach z Tottenhamem (2:1) oraz Chelsea (1:0), gdzie mimo jednobramkowego zwycięstwa byli stroną zdecydowanie lepszą i dominującą nawet przy korzystnym dla nich wyniku.
We wspomnianych 8 meczach Newcastle zdobyło 21 goli, a to wszystko bez Alexandra Isaka i z minimalnym udziałem Allana Saint-Maximina (obaj byli kontuzjowani) – dwóch zawodników, których przed sezonem mogliśmy uważać za kluczowe postaci ofensywy Srok. Eddie Howe stworzył Pana Piłkarza z Miguela Almirona, który jak zaczął strzelać to nie mógł skończyć i został wybrany najlepszym piłkarzem października w Premier League. W genialnej formie był Kieran Trippier i gdyby nie Erling Haaland to pewnie byłby uznawany za najlepszego piłkarza pierwszej części sezonu. Na skrzydle odnalazł się Joelinton, który razem z Willockiem dobrze współpracował na lewej stronie, a w środku pola – jak zawsze – wymiatał Bruno Guimaraes. Newcastle mogło żałować, że rozgrywki ligowe stanęły z uwagi na nietypowy termin Mistrzostw Świata, ponieważ byli rozpędzeni niczym pendolino.
Maszyna się zacięła
W pierwszym meczu po restarcie ligi Newcastle rozbiło 3:0 Leicester i wydawało się, że będą kontynuować dobrą formę. Niemniej jednak, szybko z najlepszej ofensywy stali się… jedną z najgorszych. Przynajmniej biorąc pod uwagę liczbę strzelonych goli. W 8 kolejnych spotkaniach Sroki trafiły do siatki zaledwie 3 razy. Złożyło się na to wiele czynników, a tym głównym była okropna nieskuteczność zespołu. Wskaźnik xG sugerował, że podopieczni Eddiego Howe’a powinni strzelić w tym okresie 9 goli więcej. Zresztą, Newcastle wcale nie dostało dużej zadyszki, prędzej po prostu przestali grać ponad swoje możliwości. Pod koniec stycznia bez problemu pokonali Leicester w ćwierćfinale Carabao Cup oraz Southampton w półfinałowym dwumeczu. W rewanżu ze Świętymi czerwoną kartkę za bezmyślny faul obejrzał Bruno Guimaraes i absencja Brazylijczyka w trzech ligowych meczach była kolejnym czynnikiem słabszej ligowej formy Newcastle w zimie.
Z Bruno w centrum wydarzeń wszystko dla zespołu Eddiego Howe’a staje się łatwiejsze. Rywale po Mistrzostwach Świata mieli też już świadomość siły Newcastle, więc często oddawali im piłkę i zmuszali do ataku pozycyjnego. Średnie posiadanie futbolówki w porównaniu do poprzedniego sezonu zwiększyło się z 40,4% do 52,3%, a field tilt (statystyka określająca procentową liczbę kontaktów z piłką w tercji ataku w porównaniu do przeciwnika) – z 40,5% do 59,9%. Newcastle, przez nastawienie rywali, ale także bardziej proaktywny sposób bronienia, który opisywaliśmy wyżej, stało się zespołem częściej dominującym i kontrolującym mecz. Bruno w takich spotkaniach jest bezcenny zapewniając progresję piłki i wchodząc w ostatnią tercję boiska. Nieraz jednym podaniem potrafił on zgubić całą defensywę rywala. Z sześciu meczów, które opuścił w tym sezonie jego zespół nie wygrał żadnego zdobywając łącznie 4 punkty.
Newcastle korzystało na przerwach reprezentacyjnych
Przez słabsze wyniki Liga Mistrzów zaczęła się od Newcastle trochę oddalać. Kluczowa po raz kolejny okazała się… przerwa reprezentacyjna. Jeszcze przed marcowym rozjazdem na zgrupowania kadr narodowych dwukrotnie uratowali zwycięstwo w ostatnim kwadransie (po 2:1 z Wolves i Nottingham), a potem Newcastle złapało znakomitą formę. Od kwietnia do momentu, w którym zapewnili sobie udział w Lidze Mistrzów w następnym sezonie. Ich bilans to 23 punkty w 11 meczach. Lepiej punktował tylko Manchester City i Liverpool. The Magpies przydarzyła się m.in. wpadka na Villa Park, kiedy przegrali z Aston Villą 0:3 po fatalnym występie, ale tydzień później zrehabilitowali się masakrując Tottenham aż 6:1 w meczu, który wówczas wydawał się być kluczowy w wyścigu o TOP 4.
W ostatniej części sezonu swoją wartość udowodnił Alexander Isak, który w wielu momentach pokazywał, że jest piłkarzem o niezwykłych umiejętnościach (pamiętacie jego drybling z Evertonem, który zakończył się asystą?). Niesamowitą formę strzelecką złapał też Callum Wilson. Anglik po przerwie reprezentacyjnej zdobył 11 goli przy ograniczonej liczbie minut i Eddie Howe musiał szukać sposobu, aby pomieścić w wyjściowym składzie zarówno jego, jak i Isaka. Dzięki formie obu napastników Newcastle bez problemów zapewniło sobie miejsce w pierwszej czwórce i może czuć się największym wygranym tego sezonu wśród zespołów Premier League.
Szybszy rozwój niż planowano
Nie da się ukryć, że Newcastle rozwija się szybciej niż planowano. Patrząc na ten zespół należy sądzić, że 4. miejsce to nie jest tylko jednorazowy wyskok, a początek ustabilizowania pozycji w czołówce. Eddie Howe ma pomysł na budowę tego projektu, zespół gra w charakterystycznym stylu, który wyciąga z poszczególnych piłkarzy to, co najlepsze, a władze klubu mają jasno sprecyzowaną politykę transferową. Do solidnych, wybieganych i posiadających świetne atrybuty fizyczne zawodników, którzy zapewnili podstawę pod filozofię Eddiego Howe’a czyli intensywność dodali graczy z o wiele większym potencjałem i bardziej uzdolnionych technicznie, którzy mieli podnieść sufit tej drużyny i nie zawiedli. Bruno Guimaraes i Kieran Trippier w tamtym sezonie przedstawili już swoją wartość, a w tym roku sprowadzono (oprócz Isaka, którego temat już poruszyliśmy) Svena Botmana, który był kluczowym zawodnikiem dla zmiany stylu gry defensywy Newcastle. Holender nie potrzebował żadnej aklimatyzacji, aby zaistnieć w Premier League na najwyższym poziomie.
Na sam koniec nie pozostaje nic innego, jak chylić czoła przed tym, jaki postęp zrobiło Newcastle w ostatnich kilkunastu miesiącach. W najbardziej konkurencyjnej i zdaniem wielu najlepszej lidze świata z drużyny zaplątanej w walkę o utrzymanie wskoczyli do strefy Ligi Mistrzów. A to przecież dopiero początek nowej ery na St. James’ Park.
***
Po więcej informacji o Premier League zapraszamy na grupę Kick & Rush – wszystko o lidze angielskiej