Legia Warszawa kontra Lech Poznań to spotkanie uważane przez wielu kibiców za klasyk polskiej piłki. Trudno się z tym nie zgodzić, bo od kilkunastu dobrych lat obie drużyny dostarczają nam wiele emocji. Nawet gdy rywalizacja kończy się wynikiem 0:0, to nie brakuje w tym wszystkim jakości i wszelkich ciekawych wydarzeń pozaboiskowych. Tak też było i tym razem. Mecz dostarczył wiele wrażeń i emocji oraz było widać, że obie drużyny miały o co grać. Legia o zmazanie plamy po remisie z Miedzią i dalszą pogoń za Rakowem, który przed meczem na Łazienkowskiej powiększył swoją przewagę zwycięstwem na Widzewem. Z kolei Lech o ucieczkę od Pogoni, która zrównała się z punktami dzięki zwycięstwu nad Lechią i na poprawę swoich nastrojów przed meczem z Fiorentiną w Lidze Konferencji Europy.
Apatyczny i niemrawy Lech
Bardzo słabo wyglądała drużyna Johna van den Broma w pierwszej połowie. Przez pierwsze pół godziny pozwalali Legii na zbyt wiele. Josue miał za dużo przestrzeni, co potrafił świetnie wykorzystywać. Wykorzystał też w 13. minucie, podając do Pawła Wszołka, ten dograł do Thomasa Pekharta i „Wojskowi” wyszli na prowadzenie. Średnio też funkcjonowała obrona Lecha Poznań. Było widać brak pewności siebie i rytmu meczowego w poczynaniach Lubomira Satki. Poznaniacy oddali w całej pierwszej części spotkania tylko jeden celny strzał. Była to zmarnowana stuprocentowa okazja Mikaela Ishaka. Takie okazje w takich meczach Szwed musi wykorzystywać. To już nie pierwsza taka sytuacja, gdy napastnik „Kolejorza” nie wykorzystuje swoich dobrych okazji. Mam tu na myśli też rzuty karne, które w ostatnim czasie również kuleją u kapitana klubu mistrza Polski. Kulał też cały Lech, widać było przemęczenie w piłkarzach po meczu z Fiorentiną. Nie było w pierwszej połowie u Lechitów tego polotu i dynamiki.
Zupełnie inna drużyna
Wejście w drugą połowę gości, jak mawia klasyk „Perfekt”. 47. minuta, pierwsza akcja po wznowieniu gry i od razu wyrównanie stanu spotkania za sprawą Afonso Sousy, który bardzo dobrze wykorzystał zamieszanie w polu karnym „Legionistów”. Wyglądało to tak, jakby ktoś odwrócił rolami obie drużyny. Legia w drugiej połowie nie potrafiła za dużo zrobić. Bardzo dobrze doskakiwali pomocnicy w grze defensywnej oraz dobrze rozprowadzali ataki. Świetnie wykorzystywali przestrzenie i po prostu ruszyli do ataku. Lech w drugiej połowie był tą drużyną, do której nas przyzwyczaił. Kolejorz w końcu dopiął swego. Dublet zaliczył Afonso Sousa i w 70. minucie wyprowadził swoją drużynę na prowadzenie. Świetnie też po raz kolejny zadziały zmiany Johna van den Broma. Dwie minuty wcześniej zostali wpuszczeni na boisko Adriel Ba Loua i Alan Czerwiński. Ten drugi chwilę po wejściu miał już na koncie asystę.
Tego nie można powiedzieć o zmianach w drużynie Kosty Runjaica
Nie wniosły za wiele, żeby nie powiedzieć, że nic. Lech w końcówce cofnął się pod swoje pole karne, broniąc się bardzo dzielnie, czekając na to, co zrobi Legia, przy jednoczesnym denerwowaniu gospodarzy swoim agresywnym doskakiwaniem. Jednak Poznaniacy nie dopięli swego. Udało się gospodarzom dobić do pola karnego i w 88. minucie wynik spotkania wyrównał Paweł Wszołek. Legia po stracie bramki coraz to bardziej się otwierała, co skutkowało kontratakami Lecha. „Wojskowi” próbowali, lecz w żadnym aspekcie nie przypominali drużyny z pierwszej połowy. Tak samo jak Lech w żadnym aspekcie nie przypominał drużyny z pierwszej połowy. Role odwróciły się o 180 stopni. Legia dała się zaskoczyć i zdominować w drugiej połowie. Można rzec, że na własne życzenie wypuściła prowadzenie w tym meczu, przy jednoczesnym niedomknięciu jego przebiegu. „Kolejorz” remisując, na pewno nie zamyka sobie drogi do pogoni za Legią w walce o drugie miejsce na koniec sezonu.
Dodatkowo ten remis w żadnym stopniu nie powinien obniżyć morale drużyny przed rewanżowym spotkaniem z Fiorentiną. Z kolei „Wojskowi” tracą cenne dwa punkty w kontekście pogoni za Rakowem. Mistrzostwo się oddala z punktu widzenia drużyny prowadzonej przez Kostę Runjaica. Legia wyszarpała sobie remis i z przebiegu całego spotkania taki wynik jest jak najbardziej sprawiedliwy.