Kiedy w 15. minucie Jude Bellingham pokonał Edersona i wyprowadził Borussię na prowadzenie wszyscy mieliśmy te same skojarzenia – Manchester City znów paraliżuje myśl o półfinale Ligi Mistrzów. Pierwsza połowa zapowiadała, że znowu będziemy mieli powtórkę z rozrywki. Ostatecznie jednak piłkarze The Citizens udźwignęli ten ciężar, wygrali indywidualnymi umiejętnościami i zdjęli psychiczną blokadę. Pep Guardiola po raz pierwszy melduje się z Manchesterem City w półfinale Ligi Mistrzów.
Tym razem bez zaskoczeń
Pierwsze słowo, jakie przychodzi na myśl w kontekście Manchesteru City Guardioli w Lidze Mistrzów to przekombinowanie. Nie da się poruszyć tego tematu bez wspomnienia o tym, jak Katalończyk nie trafiał z selekcją na najważniejsze mecze sezonu. W debiutanckim sezonie na Etihad Stadium przeciwko AS Monaco Pep posłał na lewą obronę Fernandinho. Potem był Gundogan na prawej pomocy i Laporte na lewej obronie przeciwko Liverpoolowi, zbyt defensywne nastawienie z Tottenhamem i zeszłoroczny blamaż z Lyonem, gdzie wystawienie Fernandinho brak szybkości Fernandinho przesuniętego na środek obrony był głównym czynnikiem przegranej Obywateli. Choć piłkarze również nie byli bez winy to główne ognisko krytyki spadało na braki Guardioli. To on swoimi decyzjami personalnymi ograniczał potencjał zespołu.
Gdyby Manchester City dziś odpadł ciężko byłoby zarzucić Pepowi przesadne kombinowanie. Jedyna zmiana, jakiej dokonał względem ostatniego meczu z Borussią zaszła na lewej obronie. Wypadł Cancelo, wskoczył Zinchenko. Choć Portugalczyk, kiedy dostaje pewną swobodę w ofensywie jest groźnym elementem w kreacji zespołu to jednak w ostatnich tygodniach zaliczył lekki spadek formy i pozostawienie go na wśród rezerwowych nie dziwi. Pondato Guardiola chciał mieć lewonożnego zawodnika przy wyprowadzaniu piłki. Przed meczem mogliśmy zakładać, że Ukrainiec często będzie inicjował akcję jako pół-lewy środkowy obrońca, jednak w rzeczywistości pełnił rolę zwykłego bocznego obrońcy.
Kluczowa jedenastka
Pierwsza połowa pokazała, że piłkarze Manchesteru City nie wyrzucili z głów porażek z poprzednich lat. W pierwszej połowie, odrabiając przez pół godziny straty, grali bardzo chimerycznie. Nie było charakterystycznych dla ich gry elementów. Wymienności pozycji, mobilności, szybkiej cyrkulacji piłki i wyciągania rywali ze stref. Borussia cofnęła się głęboko, zagęściła środek, a gra Manchesteru City była zbyt schematyczna, aby skruszyć ten mur. Na przerwę The Citizens schodzili z niekorzystnym wynikiem, a na Guardiolę czekał jeden z najważniejszych kwadransów jego trenerskiej kariery. Musiał pobudzić piłkarzy i sprawić, aby z szatni wyszedł odmieniony zespół.
Czy to się udało? Wynik wskazuje, że tak, jednak początkowe minuty pierwszej połowy to też nie był docelowy poziom, na który powinno wznieść się City. Mam wrażenie, że losy meczu odwróciła dopiero podyktowana jedenastka. Ćwierćfinał Ligi Mistrzów, rzut karny, a piłkę na „wapnie” ustawia Mahrez. Historia podpowiadała, że to nie mogło się udać. A jednak. Algierczyk wygrał wojnę nerwów z Hitzem i po tym golu The Citizens w pełni kontrolowali już to spotkanie.
Mimo, że gra Manchesteru City przez większość spotkania nie była wybitna to i tak byli zespołem wyraźnie lepszym. Doskok po stracie piłki imponował, Kevin De Bruyne znów był nie do zatrzymania, Gundogan rządził w środku pola, defensywa spisała się dobrze, a Phil Foden potwierdził, że staje się kluczowym elementem zespołu.
Brakujący skalp
Ten mecz udźwignęli ci zawodnicy, którzy w tym sezonie robią to regularnie. Pep Guardiola wyraźnie wyklarował sobie podstawową jedenastkę i znaki zapytania pojawiają się tylko na 1-2 pozycjach. Mecz z Borussią był bardzo ważny w kontekście przełamania bariery psychicznej i odklejenia od siebie łatki „przegrywów” w Europie, jednak rywal nie był z najwyższej półki. Tacy przeciwnicy dopiero nadejdą. I dopiero teraz Manchester City musi udowodnić, że jest najsilniejszym zespołem na Starym Kontynencie. Paradoksalnie w najbliższych meczach mogą mieć o tyle łatwiej, że rywal może zagrać bardziej otwartą piłkę, nie cofnie się aż tak, jak Borussia wczoraj, a to oznacza, że piłkarze City będą mieć więcej przestrzeni.
Pep Guardiola w ostatnich 4 sezonach wygrał 8 trofeów na krajowym podwórku: 2 mistrzostwa Anglii, 2 Superpuchary, 1 FA Cup i 3 razy Carabao Cup. Kwestią czasu jest dołożenie trzeciego mistrzostwa Premier League. Od podniesienia Pucharu Ligi dzieli ich jeden mecz, a Pucharu Anglii – dwa. Nie ma wątpliwości, że Guardiola stworzył maszynę i każdy kto oglądał mecze jego Manchesteru City wymieni ten zespół w wąskim gronie najlepszych i najbardziej efektownie grających. Mimo to Pepowi ciągle brakuje kropki nad „i” w postaci sukcesu w Europie. Jeśli w końcu mu się uda, jego Manchester City będziemy mogli nazwać zespołem kompletnym. Na razie pokonali w tym celu dwa stopnie. Pozostały kolejne dwa, które są jednak znacznie trudniejsze do przeskoczenia.
fot. Manchester City