Po nieudanym debiucie-powrocie Jana Urbana w meczu z Piastem Górnik miał szansę zrehabilitować się przed własną publicznością. Rywal nie był łatwy, ponieważ lepiej od Korony w rundzie wiosennej przed tą kolejką punktowały tylko dwa zespoły – Legia i Raków, natomiast trzeba zaznaczyć, że zdecydowaną większość punktów ekipa Kamila Kuzery zdobyła na własnym boisku. Dla obu zespołów było to więc spotkanie, w którym porażka nie wchodziła w grę, ponieważ mocno utrudni walkę o utrzymanie.
Jan Urban zamieszał trochę w składzie
Chodzi przede wszystkim o ustawienie. Za Bartoscha Gaula Górnik grał w systemie na trójkę obrońców i w debiucie Jan Urban tego nie zmieniał, ale dziś ustawił zespół w 4-osobowym bloku defensywnym. Filozofia Zabrzan pozostała jednak niezmieniona – to oni wyszli na mecz z zamiarem prowadzenia gry. Na samym początku meczu do siatki trafił już Okunuki, ale Japończyk w momencie podania Rasaka znajdował się na spalonym. Korona nie ograniczała się jednak tylko do ofensywy. Kiedy znajdowała się w posiadaniu piłki to potrafiła być cierpliwa i w odpowiednim momencie przyspieszyć atak, czego brakowało Górnikowi. W taki sposób goście objęli prowadzenie. Dalekie zagranie na skrzydło od Petrowaw, dośrodkowanie w pole karne Briceaga do wbiegającego Łukowskiego i 1:0.
Górnik mógł przeżywać deja vu. Po raz kolejny, kiedy zostali zmuszeni do odrabiania strat gra im się nie układała. W pierwszej połowie oddali tylko 5 strzałów. Od czasu do czasu trochę działo się po lewej stronie za sprawą Okunukiego, dobrze wyglądał też Yokota na drugim skrzydle, ale nawet jeśli akcje Zabrzan mogły się podobać to zwykle do pola karnego.
Z czasem gospodarze stawali się coraz bardziej bezradni
Korona coraz częściej przejmowała inicjatywę i odpychała ataki rywali. To na ich warunkach rozgrywało się to spotkanie od momentu, w którym objęli prowadzenie. Choć sami nie stwarzali kolejnych sytuacji to skutecznie niwelowali ofensywne atuty Zabrzan. Niemniej jednak, największe niezbepieczeństwo czai się tam, gdzie pozornie tego nie widać. Kielczanie dali się zaskoczyć po kontrataku z… własnego rzutu rożnego. Szybka akcja rozegrana pomiędzy Krawczykiem, a Podolskim i gol tego pierwszego, który 5 minut wcześniej pojawił się na boisku.
Z remisu bardziej zadowolony powinien być zespół Kamila Kuzery, ponieważ pozwalało im to utrzymać dwupunktową przewagę nad Gónrnikiem, który zajmuje pierwsze miejsce oznaczające degradację. Odzwierciedlanie miało to też na boisku, ponieważ gospodarze bardziej dążyli do kolejnej bramki. Finalnie ta sztuka im się nie udała i Górnik nadal pozostaje w strefie spadkowej.