Po katastrofalnym spotkaniu przeciwko reprezentacji Czech, biało-czerwoni nie mogli pozwolić sobie na kolejną wpadkę. Starcie z Albanią trzeba było wygrać, a poprawa stylu miała być oczywistością. Chociażby dlatego, że gorzej niż w miniony piątek, po prostu nie mogliśmy już zagrać.
Fernando Santos szukał poprawy jakości, wprowadzając do pierwszego składu Salamona, Zalewskiego, Kamińskiego czy Świderskiego. Jednocześnie, zaufał zawodnikom krytykowanym po meczu przeciwko Czechom. Kolejną szansę dostali Kiwior oraz Linetty. Polacy od początku starali się zdominować Albańczyków, ale była to przewaga głównie w posiadaniu piłki. Mimo że w pierwszej połowie biało-czerwoni wymienili blisko 100 celnych podań więcej niż rywal i posiadali wizualną przewagę, zdołali oddać ledwie 4 strzały. Na listę strzelców próbował wpisać się Nicola Zalewski, przeciwnicy odpowiedzieli uderzeniem Sokola Cikalleshiego, ale gola zobaczyliśmy dopiero w 41. minucie. Strzał z dystansu Jakuba Kamińskiego trafił w słupek, a zimną krew w polu karnym zachował Karol Świderski. Piłkarze Fernando Santosa wyszli na prowadzenie i mogli ze spokojem zejść do szatni.
Reprezentacja Albanii nie potrafiła zareagować na negatywny wynik
Bez wątpienia, piłkarsko wypadli dziś zdecydowanie słabiej niż Czesi, którzy potrafili założyć wysoki pressing czy ruszyć z szybką akcją skrzydłem. Albania próbowała, ale w jej grze brakowało elementu zaskoczenia. Oddajemy jednak, że defensywa biało-czerwonych poza drobnymi błędami wyglądała solidnie. Paradoksalnie, okazuje się, że najlepiej spośród polskich środkowych obrońców radzi sobie Bartosz Salamon — facet z Ekstraklasy, który miał przecież w ogóle nie pojawić się w kadrze.
W przeciwieństwie do piątkowego meczu mieliśmy dziś swoje przebłyski. Potrafiliśmy wymienić kilka podań z pierwszej piłki, zdobywać teren i wyprowadzać akcje ofensywne. Takich prób nie było jednak wiele. Czasami można było odnieść wrażenie, że zwyczajnie nie chcemy ryzykować i próbować czegoś odważniejszego. Nie mieliśmy dziś twarzy Piotra Zielińskiego i jego przebojowych zagrań, a Karola Linettego, który po prostu spełniał swoje zadanie, kasując próby Albańczyków. Nie będziemy pisać o wyrachowaniu, bo przecież w pewnym momencie wyglądało tak, jakbyśmy zgubili koncentrację.
Główne założenie na mecz, czyli zdobycie 3 punktów zostało zrealizowane
Styl? Nie był dobry. Nie oszukujmy samych siebie, to nie był mecz, który mógł sprawić przyjemność widzom. Właściwie, można było poczuć flashbacki z kadencji Jerzego Brzęczka. To była właśnie taka piłka, minimalistyczna, zakończona sukcesem, ale zostawiająca spory niedosyt. Grzechem śmiertelnym będzie przesadne budowanie tez na podstawie zwycięstwa nad Albanią. Bierzmy poprawkę na poziom gry rywala i nie zniżajmy poprzeczki zawieszonej przed Fernando Santosem. Dziś wygraliśmy w takim „brzęczkowym” stylu, a przecież od dawna chcemy więcej. Po fatalnym starciu z Czechami traktujemy dzisiejsze zwycięstwo jako odtrutkę, ale mamy prawo oczekiwać więcej. Mecz bez historii, o którego przebiegu za chwilę nikt nie będzie pamiętać.