Nie trzeba być kibicem Aston Villi i oglądać każdego spotkania drużyny z miasta Peaky Blinders, żeby dostrzec, jak świetnie rozwija tę drużynę Unai Emery. Hiszpan potrzebował nieco czasu na wdrożenie swoich pomysłów w życie, ale warto było poczekać. Ollie Watkins bijący rekord strzelecki The Villans, rozwijający się Emi Buendia, mocny środek i coraz szczelniejsza defensywa. Dzisiaj ich kolejną ofiarą zostało Crystal Palace. A co nas Polaków, może cieszyć jeszcze bardziej – po bardzo dobrym występie Marty’ego Casha.
Pierwsza połowa była jednak prawdziwym meczem dla koneserów
Brak celnych strzałów, powolne tempo gry i mało ofensywnych wejść. Mimo to, gospodarze i tak prowadzili przed zejściem do szatni, a to wszystko przez naszego rodaka. Mati Gotówka znalazł się na swojej nienaturalnej lewej stronie, szukał w polu karnym Olliego Watkinsa, jednak jego dośrodkowanie nie dotarło do celu. Anglika wyprzedził Joachim Andersen, wbijając piłkę do własnej bramki. Na szczęście w drugiej połowie zaczęło się dziać, gdyż podopieczni Emery’ego próbowali wykorzystywać odsłaniające się coraz mocniej Orły.
Wraz z rosnącą intensywnością zwiększał się współczynnik agresywności u piłkarzy gości. Szalał przede wszystkim 23-letni Cheick Doucoure, który swoim brutalnym wejściem najpierw skrzywdził Boubacara Kamerę, a następnie zmieniającego go Chambersa. Za te wejścia otrzymał po żółtej kartce i musiał opuścić boisko. Chociaż zamknęło to mecz, to Emery ma powody do zmartwień. Kamara był liderem środka pola Aston Villi i grał kolejny świetny mecz. Teraz znów wypada na dłużej. I chociaż zwycięstwo z Palace zostało okupione jego kontuzją i zakończeniem strzeleckiej serii Watkinsa, to The Villans mogli się dzisiaj podobać. Oczekiwania klubu są proste – awansować do europejskich pucharów. Ale to dopiero w przyszłym sezonie.