Potter nie jest czarodziejem. Chelsea potrzebuje czasu

Graham Potter swoją przygodę w nowym klubie rozpoczął całkiem obiecująco. W pierwszych dziewięciu meczach nie przegrał ani razu i wygrał grupę Ligi Mistrzów. Jednak im dłużej trwa jego kadencja, tym więcej mankamentów widać w grze zespołu. Ostatnie dwa ligowe starcia to dwie dotkliwe porażki – 1:4 z Brighton i 0:1 z Arsenalem na własnym stadionie. Ostatnie tygodnie pokazały, że Chelsea daleko jeszcze do zespołu gotowego walczyć o najwyższe cele. Jak się okazuje, Potter – wbrew nazwisku – nie jest czarodziejem i nie odmienił zespołu jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki.

Chelsea nie jest jeszcze ukształtowanym zespołem

Przegrane mecze z Brighton i Arsenalem pokazały jak ważna jest długotrwała praca trenera i budowa drużyny pod określony styl. Mikel Arteta pracuje na Emirates już prawie trzy lata i pomimo, że nie zdołał jeszcze awansować do Ligi Mistrzów, to widać, że zaufanie, które mu tam dano zaczyna procentować. Arsenal gra dzisiaj tak jak chce tego Hiszpan i nieprzypadkowo jest liderem. Z kolei Brighton, z którym The Blues mierzyli się tydzień temu było autorskim projektem Grahama Pottera. Po odejściu Anglika, zmienił się tylko trener. Pod wodzą Roberto De Zerbiego Mewy kontynuują to, co zapoczątkował tam jego poprzednik. Chelsea na razie jest zupełnym tego przeciwieństwem, co było widać na boisku.

REKLAMA

Zarówno Arsenal, jak i Brighton zdominowały The Blues, którzy na ich tle wyglądali nie jak drużyna, a zbiór indywidualności. Przeciwko Arsenalowi ekipa Pottera kompletnie nie radziła sobie z wyjściem spod pressingu, przez co jedynym sposobem na przeniesienie akcji na połowę rywala były dalekie podania, co i tak zazwyczaj kończyło się stratą. W całym meczu Chelsea oddała zaledwie pięć strzałów, a ich współczynnik xG (goli oczekiwanych) wyniósł 0,28. W niedzielę na Stamford Bridge Arsenal był zwyczajnie o kilka klas lepszy od swojego rywala i zwycięstwo 1:0 było najniższym wymiarem kary. Oczywiście można mieć pretensje do Pottera o wybory personalne (wystawienie Sterlinga i Pulisicia na wahadłach w meczu z Brighton czy zostawienie Kovacicia na ławce rezerwowych przeciwko Arsenalowi), jednak różnica jakości w tych starciach była na tyle duża, że na koniec prawdopodobnie niewiele by to zmieniło.

Potter nie odmienił Chelsea

Ostatnie mecze pokazały, że w Chelsea wszystkie problemy nie zostały rozwiązane wraz z zatrudnieniem nowego trenera. O ile Potter poprawił grę w defensywie (11 goli straconych w dziewięciu meczach, z czego aż cztery w meczu z Brighton), tak głównym problemem ciągle jest ofensywa. W ostatnich czterech meczach Premier League The Blues tylko dwa razy trafiali do siatki, z czego raz z rzutu karnego. W całym sezonie więcej goli od ekipy ze Stamford Bridge strzeliło aż 10 drużyn. Chelsea jest także dopiero 13. najczęściej strzelającym zespołem oraz 12. jeżeli chodzi o uderzenia celne. Podobnie wygląda to w statystyce goli oczekiwanych (12. miejsce) oraz punktów (14. miejsce). Według tego modelu Chelsea zdobyła prawie 6 „oczek” więcej niż „powinna”.

Zresztą dobrze obrazuje to współczynnik goli oczekiwanych (xG) z każdego spotkania. W trwającej kampanii pod wodzą Niemca ekipa ze Stamford Bridge rozegrała tak naprawdę tylko jeden dobry mecz – zremisowany 2:2 z Tottenhamem. W pozostałych nawet, kiedy wygrywała, to nie przekonywała. Wyższe xG zanotowała jeszcze jedynie w spotkaniach z Evertonem (0:1) i – zależnie od źródła – Southampton (1:2).

Za kadencji Pottera wygląda to podobnie. Co prawda, Anglik zaczął bardzo dobrze od wysokich zwycięstw z Wolves (3:0) czy dwukrotnie z Milanem (3:0 i 2:0). Niemniej jednak, w Premier League – podobnie jak za kadencji jego poprzednika – Chelsea rozegrała tylko jeden przekonujący mecz – przeciwko Wilkom. Ponadto „wygrała” w golach oczekiwanych z Crystal Palace i Manchesterem United (choć dużą rolę odegrał tutaj rzut karnegy). W pozostałych spotkaniach (Aston Villa, Brentford, Brighton i Arsenal) to przeciwnik osiągał wyższy współczynnik.

Problemy zaczęły się już prawie rok temu

Na ten moment Chelsea nadal trapią te same problemy, co pod wodzą Thomasa Tuchela. Niemiecki szkoleniowiec przejmował Chelsea niecałe dwa lata temu i na Stamford Bridge bardzo szybko odniósł sukces. Już w pierwszym sezonie zdobył Ligę Mistrzów. W kolejnym The Blues mieli pójść krok dalej i włączyć się do walki o mistrzostwo Anglii. Początek był bardzo obiecujący. Po 14 kolejkach ekipa Tuchela zajmowała pierwsze miejsce i wszystko wydawało się iść w dobrym kierunku. Jednak od początku grudnia poprzedniego roku zaczęły się problemy The Blues. Wówczas z powodu kontuzji wypadł Ben Chilwell, a miesiąc później to samo spotkało Reece’a Jamesa.

W efekcie liczba goli strzelanych przez Chelsea drastycznie spadła. W pierwszych 14 kolejkach Chelsea zdobywała średnio 2,35 gola na mecz, podczas gdy w pozostałych spotkaniach średnia ta wyniosła 1,79. Co gorsza, The Blues także znacznie gorzej bronili. W pierwszych 50 spotkaniach za kadencji Tuchela Chelsea straciła tylko 23 gole, podczas gdy w drugich 50 aż 53. Gdyby stworzyć tabelę uwzględniającą okres od początku grudnia poprzedniego roku aż do teraz, Chelsea byłaby dopiero na szóstym miejscu. W 38 meczach (pełny sezon) The Blues zdobyli 65 punktów, co daje średnio 1,71 na mecz. Najlepszy w tym czasie Manchester City zdobył aż 31 „oczek” więcej.

Projekt długofalowy

Graham Potter obejmował zespół w naprawdę trudnym czasie, w dodatku w trakcie trwania sezonu. Tuchel został zwolniony już na początku września. Po zaledwie siedmiu meczach i sześciu dniach po zamknięciu okna transferowego, co tylko uwidoczniło chaos, jaki panował na Stamford Bridge po przejęcu sterów w klubie przez Todda Boelhy’ego. Nowy menadżer zastał tam kadrę skompletowaną przez właścicieli oraz swojego poprzednika i w zasadzie z marszu miał za zadanie poprawić wyniki. Oczywiście przykład Tuchela pokazuje, że można w bardzo krótkim czasie odmienić oblicze drużyny o 180 stopni. Niemniej jednak, jego następca w poprzednich klubach pokazał, że jest zupełnie innym trenerem. Nastawionym na rozwój i długofalowy projekt, a nie jak najszybsze realizowanie krótkoterminowych celów.

Zatrudnienie Pottera było jednoznacznym sygnałem nowego właściciela, że zamierza on zerwać z modą ciągłej wymiany trenerów, jaka panowała na Stamford Bridge, kiedy klubem sterował Roman Abramowicz. Obecny szkoleniowiec Chelsea pokazał, że jak dostanie czas i zaufanie, to potrafi stworzyć ukształtowaną drużynę. Jak ważna jest wiara w trenera najlepiej pokazały przykłady dwóch ostatnich rywali The Blues – Brighton i Arsenalu. Chelsea dostała lekcję nie tylko na boisku, ale również poza nim – tego, w jakim kierunku powinna podążać.

SPRAWDŹ TAKŻE
Więcej
    REKLAMA
    108,732FaniLubię

    MOŻE ZACIEKAWI CIĘ