Osiem lat temu nazwisko Jakub Kosecki znane było większości kibiców w Polsce. Skrzydłowy Legii miał udział w 18 trafieniach podczas sezonu 2012/13, Waldemar Fornalik widział dla niego miejsce w narodowych barwach. Nie skłamię, jeśli napiszę, że „Kosa” stał się wówczas symbolem polskiego futbolu. Co prawda w niezbyt korzystnym tego słowa znaczeniu, bo zdjęcie jego tyłka z meczu przeciwko Ukrainie powielane było w każdym możliwym miejscu, ale gość miał potencjał.
Nieźle zapowiadającą się karierę zahamowały kontuzje.
Sam Jakub mocno spuścił z tonu, a „gwoździem do trumny” stały się jego niecodzienne zachowania. Kosecki odbiegał od „normalności”. Ubierał się ekstrawagancko, okazywał swój celebrycki styl życia. Musimy być obiektywni – Jakub Kosecki był powszechnie krytykowany, ale nie potrafił obronić się na murawie. Podczas wypożyczenia do 2.Bundesligi niczym szczególnym się nie wyróżnił. Mimo to, wrócił do Ekstraklasy, gdzie otrzymał niezły kontrakt od Śląska Wrocław. Po raz kolejny doszło do niefortunnych zdarzeń. Kibice dowiedzieli się o pensji piłkarza i ten był krytykowany, niezależnie od gry. A nie grał wybitnie.
Jakub w 2018 roku skorzystał z możliwości wyjazdu do Turcji, gdzie kontynuował karierę w barwach Adana Demirspor. Ostatnio rozwiązał tam kontrakt i najprawdopodobniej dołączy do Cracovii Kraków.
Temat jest nieoczywisty.
Jakub nie jest tak słabym piłkarzem, jak od dawna próbuje się wmawiać. W czasach gry dla Legii dawał sygnały, że może zrobić wielką karierę. Tamte wyczyny to jednak piłkarska prehistoria. Oczywiście, sam Jakub w wywiadach podkreślał, że przewartościował kilka kwestii i jest już dojrzałym, skoncentrowanym na futbolu człowiekiem.
Osobiście uważam, że to bardziej on potrzebuje Cracovii niż ona jego. Intrygujące pozostaje jaką pensję otrzyma w Krakowie. Czy Michał Probierz zaryzykuje i zaufa człowiekowi, który od dawna odcinał kupony?