To był prawdziwy rollercoaster emocji. Od 2:0 dla The Reds do dwóch szybkich ciosów The Blues. W pierwszej połowie akcja goniła akcję, a obie drużyny nieustannie pressowały rywali. Po przerwie tempo gry trochę spadlo, trenerzy podeszli do meczu bardziej pragmatycznie, jednak nadal oglądało się to z zapartym tchem. Chelsea i Liverpool zafundowały nam fantastyczne widowisko, a zwycięzcą meczu został Manchester City. Jakie wnioski możemy wyciągnąć po tym meczu?
Liverpool musi nauczyć się „zabijać” mecze
Dla Liverpoolu to już szósty remis w tym sezonie. Wyłączając mecz z Manchesterem City straty punktów powodował często ten sam czynnik. Liverpool nie potrafił „zabić” meczu. Jak to nazwał Pep Guardiola po derbach Manchesteru – schować piłki do lodówki. W działania The Reds wkradał się niepotrzebny chaos. Albo zbyt łatwo pozwalali się kontrować albo niepotrzebnie oddawali rywalom pole.
Dziś było podobnie. Przy stanie 2:0 nie uspokoili gry. Mecz cały czas toczył się od jednego pola karnego do drugiego, a Chelsea miała okazje, aby wykorzystać dynamikę swoich zawodników przy szybkich atakach. Zespół Jurgena Kloppa znów był zbyt „otwarty”, a defensywa nie miała odpowiedniego wsparcia od linii pomocy. Chelsea często tworzyła przewagę na skrzydłach wykorzystując jednego z wahadłowych i skrzydłowego.
To mógł być mecz Lukaku
Romelu Lukaku nie znalazł się w kadrze na to spotkanie z powodu wywiadu, którego udzielił stacji Sky Sports. Tuchel miał oczywiste podstawy, aby podjąć taką decyzję, jednak zastanawiając się, czy z Belgiem Chelsea miałaby większą szansę na wygraną powinniśmy odpowiedzieć raczej twierdząco. Po pierwsze – Kai Havertz, który okupował pozycję środkowego napastnika w tym meczu był niewidoczny. Przeszedł obok spotkania. Jednak trudno się dziwić skoro był to dla niego pierwszy mecz od prawie miesiąca.
Romelu Lukaku na razie nie spełnia oczekiwań, ale wiemy jakimi atutami dysponuje Belg. Jego powrót po wyleczeniu koronawirusa zapowiadał się dość obiecująco. Z Aston Villą w 45 minut zdobył bramkę i wywalczył rzut karny. Z Brighton również trafił do siatki. W obu tych meczach zawiązywała się nić porozumienia pomiędzy nim, a resztą ofensywy. Lukaku często był wykorzystywany jako „ściana” do przytrzymania i odegrania futbolówki, a jego siła fizyczna sprawiała kłopoty rywalom. Myślę, że dziś dałby znacznie więcej niż Havertz, aczkolwiek – podkreślam raz jeszcze – decyzja Tuchela jest zrozumiała.
Nadchodzą problemy Liverpoolu?
Za kadencji Jurgena Kloppa styczeń to statystycznie najcięższy miesiąc dla Liverpoolu. Teraz niemiecki trener przez kilka kolejek dodatkowo będzie musiał sobie radzić bez Mohameda Salaha i Sadio Mane, którzy pojadą na Puchar Narodów Afryki. W dzisiejszym meczu obaj strzelili po golu i sprawiali najwięcej kłopotów defensywie Chelsea. W obliczu pandemii, która cały czas nęka szeregi Liverpoolu strata najlepszego strzelca i asystenta ligi oraz trzeciego strzelca zespołu może być bolesna.
Chelsea potrzebuje N’golo Kante
Życzeniem kibiców Chelsea na 2022 rok powinien być zdrowy N’golo Kante. Francuz w roli pomocnika box-to-box jest fantastyczny. Jest niemal wszędzie. Zawsze zdąży wrócić do defensywy za kontratakiem rywala, świetnie czyta grę i odbiera piłkę, a w ataku zespół ma również z niego duży pożytek. Dziś zaliczył asystę przy bramce na 2:2. Potrafi zdobywać teren prowadzeniem piłki często wykorzystując to przy kontrach. Podaje dokładnie, nie zwalnia gry, nie traci piłki pod presją. Jest niemal bezbłędny.
W tym miejscu warto też poświęcić trochę słów Kovaciciowi, który oprócz przepięknej bramki również rozegrał niemal bezbłędny mecz. Środek pola Chelsea nie dawał Liverpoolowi okazji do odbiorów i szybkich kontr mimo, że często intensywnie zakładali pressing. Jeszcze kilka miesięcy temu nie wyobrażaliśmy sobie najmocniejszego składu Chelsea bez dyrygującego całym zespołem Jorginho w środkowej strefie, a dziś jest to bardzo możliwy scenariusz.
Wygrał Manchester City
Największym wygranym tego spotkania może czuć się Pep Guardiola. Jego Manchester City w tym momencie ma 10 punktów przewagi nad Chelsea i 11 nad Liverpoolem, który ma do rozegrania jeden zaległy mecz. Patrząc na to w jakiej formie jest Manchester City (11 wygranych z rzędu w Premier League) faworyt do tytułu jest tylko jeden. Oczywiście to jeszcze nie moment na koronowanie, bo za nami dopiero połowa sezonu, jednak obecnie bardziej prawdopodobny scenariusz niż zapowiadany historyczny wyścig trzech prędkości o tytuł to zamknięcie ligi w marcu przez Obywateli.