10. kolejkę Premier League rozpoczynał mecz obecnego lidera tabeli. Tottenham udał się na wyprawę do Selhurst Park w ramach derbów Londynu. Choć Orły w ostatniej kolejce przegrały aż 0:4 z Newcastle to racjonalne podejście kazało kibicom Spurs zachowywać umiarkowany optymizm. W obecnym roku kalendarzowym Palace na własnym stadionie przegrało tylko trzy razy – z Arsenalem, Man City i… Tottenhamem. Ówczesny zespół Antonio Conte był jedynym, któremu udało się odnieść zwycięstwo minimum dwoma bramkami (dokładnie aż 4:0).
Statystyka oddawała przebieg meczu
W żadnym dotychczasowym spotkaniu tego sezonu Tottenham nie kreował tak mało sytuacji, jak dziś w pierwszej połowie. Na przerwę schodzili z zerem po stronie liczby celnych uderzeń. Crystal Palace było bardzo dobrze zorganizowane bez piłki. Przesuwali się w systemie 4-4-2 dając rywalom czas na wprowadzenie piłki na swoją połowę. Zespół Postecoglou miał problemy, aby znaleźć wolnych zawodników w środku pola. Sporadycznie zagrożenie stwarzali dzięki podaniom do Jamesa Maddisona w lewą półprzestrzeń, ale nie przekładało się to na sytuacje strzeleckie.
W spotkaniu poprzedniej kolejki z Fulham obecny lider tabeli oba gole zdobył po wysokim pressingu i odbiorze na połowie rywala. Dziś z tego atutu skorzystać nie mógł, ponieważ Palace z premedytacją od razu przenosiło grę na ich połowę dalekim podaniem.
Goście nie musieli jednak nawet oddać celnego strzału, aby wyjść na prowadzenie
W 53. minucie po rozegraniu wrzutu z autu Tottenham przebił się w pole karne rywali, James Maddison wstrzelił piłkę wzdłuż bramki, ale tam nie było żadnego z jego kolegów, a Joel Ward, który… skiksował strzelając „swojaka”. Crystal Palace teoretycznie musiało się odkryć, ale nie za bardzo chcieli to zrobić. Spurs z premedytacją zapraszali ich do wysokiego pressingu, aby wreszcie móc wykorzystać przestrzeń za linią obrony. Właśnie w taki sposób, gdy Palace jednak spróbowało odebrać piłkę wyżej wyprowadzili akcję na 2:0 zakończoną strzałem z bliskiej odległości po podaniu Brennana Johnsona przez Heung-min Sona. Pierwszy celny strzał – drugi gol. Palace było stać tylko na kontaktowego gola w doliczonym czasie gry autorstwa Jordana Ayew.
To był mecz, w którym jeden moment prawdopodobnie zadecyduje o narracji tego spotkania. Błąd Warda, który strzelił samobója zniweczył wysiłek świetną organizację gry Palace. Tottenham, mimo że miał spore problemy przez długi czas to moze świętować kolejne trzy punkty, a kibice – z dumą patrzeć jak media zachwycają się ich zespołem.
Crystal Palace 1:2 Tottenham (90+4′ Ayew – 53′ Ward, 66′ Son)
***
Po więcej informacji o Premier League zapraszamy na grupę Kick & Rush – wszystko o lidze angielskiej