Zwycięzca bierze wszystko! Legia i Jagiellonia w drodze po Puchar Polski

Spotkanie dwóch drużyn z europejskich pucharów to gwarancja emocji, ale tym razem stawka jest jeszcze większa. Dla jednych to ostatnia deska ratunku na krajowe trofeum, dla drugich – kolejny krok w stronę podwójnej korony. Ćwierćfinałowy hit Pucharu Polski między Legią Warszawa a Jagiellonią Białystok zapowiada się na starcie pełne napięcia. Jednak przyjrzyjmy się dokładniej obu drużynom i sprawdźmy kto ma większe szanse na wygraną na Łazienkowskiej w najbliższą środę.

Początek tej rywalizacji sięga jeszcze stycznia, kiedy do PZPN wpłynęły listy dotyczące ustalenia terminu spotkania. Jagiellonia wnioskowała o wyznaczenie daty na 27 lutego.

REKLAMA

Prośba ta wynika z chęci zapewnienia obu drużynom równych szans na przygotowanie się do tego niezwykle ważnego meczu — argumentował w piśmie do PZPN prezes mistrza Polski, Ziemowit Zbigniew Deptuła.

Nierówność wynikała z harmonogramu rywalizacji w europejskich pucharach. Legia, kończąc fazę grupową Ligi Konferencji na 7. miejscu, zapewniła sobie bezpośredni awans do 1/8 finału. Jagiellonia natomiast musiała rozegrać dodatkowy dwumecz z Baćką Topolą. Mimo argumentów rywala, Legia nie zamierzała ustępować. Stołeczny klub miał ku temu mocny powód — na 27 lutego na jego stadionie zaplanowano dwie komercyjne imprezy.

Stabilność kontra chaos – starcie dwóch światów

Jagiellonia przegrała walkę o termin spotkania, ale bez wątpienia wygrywa, jeśli chodzi o atmosferę wokół klubu. W Białymstoku panuje stabilizacja, podczas gdy Legia od miesięcy pogrążona jest w wewnętrznym chaosie. Choć sezon zaczął się dla Warszawiaków obiecująco, szybko nastąpiło zderzenie z rzeczywistością. Seria niepowodzeń na boisku uruchomiła wybuchowy charakter Goncalo Feio — pierwsze ataki trenera skierowane w stronę działu skautingu. To doprowadziło niemal do jego zwolnienia w październiku, a widok potencjalnego następcy oprowadzanego po ośrodku podczas treningów tylko potęgował napięcie. Kulminacją konfliktu były niemal fizyczne starcia między szkoleniowcem a dyrektorem skautingu.

Kolejne miesiące uwypukliły toksyczne relacje w Legii. W mediach pojawiały się teksty i programy publicystyczne krytykujące trenera i wychwalające zarząd, sprawiające wrażenie działań na zlecenie stołecznych gabinetów. Na te zarzuty odpowiedział sam Feio, wspierany przez kibiców, którzy od początku opowiadali się po stronie szkoleniowca. Później sytuację dodatkowo komplikował brak dyrektora sportowego i powołanie sześcioosobowego komitetu transferowego, co tylko ujawniło brak jedności i kompetencji w klubie. Powstały dwa obozy — zarząd kontra trener i kibice. Wzajemne oskarżenia, rozproszenie odpowiedzialności i sprzeczny przekaz medialny osłabiają Legię od środka. A piłka nożna, jak każda gra zespołowa, wymaga współpracy nie tylko na boisku, ale i poza nim.

Tymczasem sytuacja Dumy Podlasia wygląda zgoła inaczej — stabilizacja i profesjonalizm to elementy, których Legia może jej tylko pozazdrościć. Atmosfera w Białymstoku to efekt tego, czego w Warszawie brakuje: zgranego i kompetentnego zarządu, trafnych transferów i wyników spełniających oczekiwania. Klub kontynuuje dobrą passę po historycznym mistrzostwie Ekstraklasy.

Dyrektor sportowy Jagiellonii, Łukasz Masłowski, w rozmowie z „Przeglądem Sportowym” podkreślił harmonijną współpracę między sztabem szkoleniowym a władzami klubu. Spójna komunikacja i wspólne dążenie do celów przynoszą efekty — drużyna prowadzona przez Adriana Siemieńca zajmuje obecnie drugie miejsce w lidze. Jesús Imaz, z 13 bramkami w Ekstraklasie i 21 we wszystkich rozgrywkach, jest najlepszym strzelcem zespołu. Jagiellonia aktywnie uczestniczy w europejskich pucharach, przyczyniając się do poprawy pozycji Polski w rankingu UEFA. Co więcej, klub inwestuje w rozwój infrastruktury i zaplecza treningowego, planując przejęcie mniejszego klubu MOSP Białystok i rozbudowę jego bazy przy ulicy Świętokrzyskiej.

Stabilność i profesjonalizm kontra chaos i wewnętrzne spory — nadchodzące spotkanie będzie nie tylko starciem na boisku, ale i zderzeniem dwóch zupełnie różnych filozofii budowania klubu.

Pod presją wyniku czy z długofalową wizją?

Wyżej wspomniane wyniki na miarę oczekiwań najlepiej oddają kontrast między Białymstokiem a Warszawą. Na Podlasiu powiedzenie „apetyt rośnie w miarę jedzenia” nie do końca znajduje potwierdzenie — po zeszłorocznym mistrzostwie kibice nie oczekują natychmiastowej powtórki sukcesu, a raczej stabilizacji w krajowej elicie. Takie podejście potwierdzają nawet słowa Adriana Siemieńca w kontekście gry w Lidze Konferencji. 

REKLAMA

To dla nas bardzo duży sukces. Kogo byśmy nie wylosowali w 1/8 finału, my już tylko możemy, a nie musimy. Ten sezon jest niczym maraton. Dobre wyniki budują pewność siebie, ale nie możemy popaść w arogancję lub zbytni spokój, bo to zahamuje nasz rozwój — mówił Siemieniec po historycznym awansie Dumy Podlasia do fazy pucharowej. 

Zupełnie inne nastroje panują w Warszawie. Kibice Legii od niemal czterech lat czekają na mistrzostwo, a w obecnej sytuacji trudno o optymizm. Mimo to wielu z nich wciąż nie potrafi zaakceptować szarej rzeczywistości, jaka zapanowała przy Łazienkowskiej. Słowa selekcjonera Michała Probierza, że „awans do Europy to pocałunek śmierci”, doskonale oddają katastrofalny sezon 2021/22, zakończony dopiero na dziesiątym miejscu. 

Paradoksalnie, od tamtego czasu wyniki Legii były ponad stan. Drugie miejsce w kolejnym sezonie, a potem trzecie i dwa z rzędu awanse do Ligi Konferencji — to osiągnięcia, które w obecnych warunkach należałoby traktować jako sukces. Ten sezon miał być jednak inny. Były dyrektor sportowy zapowiadał, że Legia wreszcie jest gotowa zainwestować zarobione pieniądze w walkę o mistrzostwo. Problem w tym, że samo wydanie środków nie wystarczy — kluczowe jest ich rozsądne zagospodarowanie, a z tym w Warszawie od dawna są kłopoty. 

Wysokie oczekiwania wymagają zawodników, którzy potrafią im sprostać. Tymczasem po graczach Legii widać, że mentalnie nie są na odpowiednim poziomie. Trudno mieć do nich pretensje — funkcjonowanie w toksycznym środowisku wpływa na każdego, niezależnie od umiejętności. Winę ponoszą osoby odpowiedzialne za skauting i rekrutację, które przy budżecie tej skali powinny zwracać większą uwagę na aspekty mentalne sprowadzanych zawodników i trenera. 

Decyzja Jacka Zielińskiego o zatrudnieniu Goncalo Feio była obarczona dużym ryzykiem. Charakter Portugalczyka był powszechnie znany — było jasne, że zamiast łagodzić konflikty, trener raczej będzie je zaostrzał. Mimo usilnych prób wygładzania wizerunku poprzez patetyczne wystąpienia na konferencjach prasowych, Feio nie potrafi odciążyć zespołu ani wydobyć z piłkarzy dodatkowej pewności siebie. 

Różnice w podejściu i organizacji są aż nadto widoczne — i łatwo wywnioskować, która droga jest słuszna. Jagiellonia wyrasta na głównego faworyta do kolejnego tytułu, podczas gdy Legia musi drżeć o to, by w ogóle załapać się do europejskich pucharów. 

Pieniądze to nie wszystko – dlaczego koncepcja wygrywa z budżetem?

Na chłopski rozum — dlaczego dla Polski sukcesem jest sam awans na Euro, a dla Chorwacji brak wyjścia z grupy to blamaż? Odpowiedź jest prosta: kibice zdają sobie sprawę z realnych umiejętności swoich reprezentacji i mają wobec nich proporcjonalne oczekiwania. W kontekście Legii Warszawa wracamy jednak do zaklinania rzeczywistości. Wszyscy wiedzą, że na tle całej ligi piłkarze Wojskowych nie wyróżniają się ponad przeciętną. Gdybyśmy próbowali stworzyć połączoną jedenastkę Legii i Jagiellonii, trudno byłoby znaleźć w niej miejsce dla jakiegokolwiek zawodnika ze stolicy. Nawet Ruben Vinagre, który był jednym z niewielu jasnych punktów, po przerwie spowodowanej kontuzją nie prezentuje się lepiej od swojego rodaka Joao Moutinho z Białegostoku.

Różnica między tymi klubami jeszcze mocniej uwidacznia się przy analizie transferów. Od sezonu 2021/22 do obecnego Legia wydała na wzmocnienia 13,36 mln euro, podczas gdy Jagiellonia… zaledwie 329 tys. euro. To przepaść, a mimo to wyniki sportowe i poziom kadry mówią same za siebie.

Jagiellonia:

  • 2021/22 – 54 tys. €
  • 2022/23 – 0 €
  • 2023/24 – 0 €
  • 2024/25 – 275 tys. €

Łącznie: 329 tys. €

Legia Warszawa:

  • 2021/22 – 3,05 mln € (za kadencji Radosława Kucharskiego)
  • 2022/23 – 1,95 mln €
  •  2023/24 – 1,3 mln €
  • 2024/25 – 7,06 mln €

Łącznie: 13,36 mln €

Możemy się pastwić nad tym, że udane transfery Legii da się policzyć na palcach jednej ręki, że klub przepala pieniądze, których cała liga mogłaby pozazdrościć, że skauting opiera się wyłącznie na włączeniu dekodera z Canal+, przepłacaniu za zawodnika Stali Mielec i pomocy Sportingu Lizbona, że ławka rezerwowych wygląda jak u spadkowicza — ale o tym już wiele powiedziano. Warto skupić się na Podlasiu i na tym, że pieniądze to nie wszystko, a koncepcja to klucz do sukcesu.

To, co w ostatnim czasie wydarzyło się w Białymstoku, nie jest kwestią pieniędzy. Udało się tak dobrać ludzi, że spotkali się w odpowiednim czasie i miejscu. Nie przyszedł szejk czy bogaty sponsor, który wpłacił miliony, nakupował piłkarzy i Jagiellonia zdobyła mistrzostwo Polski. Dzisiaj ludzie bez pieniędzy, ale z pasją, doprowadzili do sytuacji, że mamy najlepszą drużynę w kraju – tak Łukasz Masłowski skomentował sukces Jagiellonii

Reakcja na odejścia

Jagiellonia pokazuje też, jak sprawnie reagować na ubytki kadrowe. Odejście Nene do Yunnan Yukun szybko załatano transferem Leona Flacha z Philadelphia Union. Jetmira Halitiego zastąpił Enzo Ebosse z Udinese. Prawą stronę defensywy zabezpieczono Norbertem Wojtuszkiem z Górnika Zabrze. Na brak Bartłomieja Wdowika świetnie odpowiedział Joao Moutinho, a Darko Churlinov godnie zastąpił Dominika Marczuka. Nawet między słupkami Sławomir Abramowicz udowodnił, że warto było na niego postawić po odejściu Zlatana Alomerovicia. Kadra jest więc nie tylko mocna, ale i świetnie zbilansowana, gotowa do walki na trzech frontach.

Liderzy, którzy robią różnicę

Jagiellonia dysponuje zawodnikami, którzy potrafią wziąć odpowiedzialność, gdy drużynie nie idzie. 35-letni Jesus Imaz rozgrywa jeden z najlepszych sezonów w karierze — 17 goli w całym 2024 roku to najlepszy wynik w lidze, jak wyliczył portal „EkstraStats”. Afimico Pululu, gwiazda Ligi Konferencji, niemal trafił do Besiktasu, ale jego pozostanie to ogromna wartość dla zespołu — 6 bramek w Europie i 7 w lidze mówią same za siebie. Lepszego ofensywnego duetu w Ekstraklasie po prostu nie znajdziemy.

Legia? Brak charakteru i liderów

W Warszawie liderów po prostu brakuje, ale są sami sobie winni. Ostatnim, który miał ten status, był Josue — piłkarz, którego Jacek Zieliński pożegnał z końcem poprzedniego sezonu. Portugalski kapitan był nielicznym zawodnikiem, dla którego kibice przychodzili na Łazienkowską. Jego odejście pozostawiło pustkę, której Bartosz Kapustka nie potrafi wypełnić. Choć ma doświadczenie z europejskich klubów i reprezentacji, w kluczowych momentach nie wnosi tej jakości, jaką Imaz daje Jagiellonii. Co gorsza, nie wykazuje się także odpowiedzialnością jako kapitan — po porażkach unika mediów, a w jego imieniu tłumaczą się koledzy: po meczu z Koroną wypowiadał się Wahan Biczachczjan, a po spotkaniach z Piastem i Radomiakiem — Paweł Wszołek.

W Legii nie ma już zawodników o charakterze, jakich jeszcze kilka lat temu oglądaliśmy w czasie serii mistrzowskich tytułów. Bartosz Kapustka to kapitan na dobre czasy, których w Warszawie od dawna brakuje.

Jagiellonia ma mocną, zbilansowaną kadrę i liderów, którzy potrafią zrobić różnicę. Legia ma ogromny budżet transferowy i niewiele poza tym. Różnice w podejściu i organizacji sportowej widać gołym okiem — i wyniki mówią same za siebie.

Nie taka Jagiellonia idealna, nie taka Legia bez szans

Cały tekst brzmi jakby Jagiellonia miała roznieść Legię kilkoma bramkami do zera. Nie jest to wykluczony scenariusz. Forma Legionistów pozostawia wiele do życzenia – zdobyli zaledwie 4 punkty na 12 możliwych. Szczególnie niepokojąca była ostatnia porażka w Radomiu po najsłabszym występie w sezonie. Wcześniej niespodziewanie stracili punkty z Piastem Gliwice i Koroną Kielce, co tylko pogłębiało kryzys drużyny.

Jednak Jagiellonia również nie jest drużyną bez skazy. Pomimo ofensywnego potencjału i solidnych występów, ekipa Adriana Siemieńca potrafi się potknąć – jak w meczach ze Stalą Mielec czy ostatnio z Cracovią. W niedzielnym spotkaniu z Cracovią Białostoczanie roztrwonili dwubramkowe prowadzenie, pozwalając rywalowi na odrobienie strat. Po pierwszej połowie prowadzili 2:0, nie dopuszczając przeciwnika do żadnego celnego strzału, jednak po przerwie zabrakło im koncentracji i sił, co zaowocowało stratą dwóch goli. Widać było oznaki zmęczenia – od początku lutego Jagiellonia rozegrała już sześć spotkań i do marcowej przerwy reprezentacyjnej będzie grać co 3-4 dni.

Sytuacja kadrowa przed meczem

W kontekście nadchodzącego spotkania warto zwrócić uwagę na dostępność kluczowych zawodników. Dobrą wiadomością dla Legii jest powrót do gry Steve’a Kapuadiego, który wcześniej doznał złamania nosa, oraz Radovana Pankova, który zmagał się z urazem ścięgna łydki po starciu z rywalem w meczu z Piastem Gliwice. Ich obecność może wzmocnić defensywę warszawskiego zespołu, tym bardziej że Sergio Barcia zagrał kompromitujący mecz, a Jan Ziółkowski również nie zaprezentował się najlepiej. Ten ostatni potrzebuje bardziej doświadczonego stopera obok siebie, co sprawia, że powrót Kapuadiego i Pankova jest tym bardziej istotny. Niepokoić może natomiast forma Vladana Kovacevicia, który w meczu z Radomiakiem wyglądał jak sobowtór Gabriela Kobylaka, notując bardzo słaby występ. Z kolei w ataku możemy spodziewać się Illi Szkuryna w wyjściowym składzie. Wszedł on na ratowanie wyniku za Marca Guala i może okazać się lepszą opcją na ten mecz, ponieważ Hiszpan nie stanowi obecnie żadnej konkurencji w ataku. Możliwe jest także, że Wojciech Urbański otrzyma szansę gry, ponieważ Kacper Chodyna nie prezentuje ostatnio poziomu odpowiedniego do rywalizacji na najwyższym szczeblu.

Jagiellonia podeszła do ostatniego meczu ligowego z myślą o oszczędzaniu sił na Puchar Polski. Afimico Pululu, Jarosław Kubicki i Mateusz Skrzypczak pojawili się na boisku dopiero w 60. minucie, co sugeruje, że będą w pełni gotowi na starcie z Legią. Kristoffer Hansen natomiast nie zagrał wcale, ale Adrian Siemieniec oszczędzał go przed tym spotkaniem, więc będzie dostępny na mecz. Niestety, będzie musiała poradzić sobie bez Michala Sacka, który wypada z gry na 4-5 tygodni. Jego miejsce na prawej obronie zajmie Norbert Wojtuszek, a Taras Romanczyk ciągle jest powoli wprowadzany do gry po kontuzji

Obie drużyny od początku sezonu rywalizują na wielu frontach, ale po środowym meczu jedna z nich skupi się już wyłącznie na Ekstraklasie i Lidze Konferencji. Zarówno Legia, jak i Jagiellonia, w drodze do ćwierćfinału Pucharu Polski eliminowały zespoły z niższych klas rozgrywkowych. Jeśli podopieczni Adriana Siemieńca chcą po raz drugi z rzędu zameldować się w półfinale tych rozgrywek, muszą poprawić swoją grę na wyjazdach – w ostatnich pięciu meczach poza Białymstokiem odnieśli tylko jedno zwycięstwo, notując dwa remisy i dwie porażki. Środowe starcie zapowiada się więc jako kluczowy test dla obu ekip.

SPRAWDŹ TAKŻE
Więcej
    REKLAMA
    108,789FaniLubię

    MOŻE ZACIEKAWI CIĘ