Zwycięski remis. Legia Warszawa gra dalej

Mecz z Brøndby IF był jak dotąd najważniejszym meczem Goncalo Feio. Legia Warszawa w Ekstraklasie nie zachwyca, a Portugalczyk musiał zwalczyć mały kryzys. Odpadnięcie z Duńczykami wiązałoby się z brakiem gry na jesieni w europejskich pucharach. Kibice nie myśleli nawet, że jest taka możliwość. Legia przystępowała do spotkania na Łazienkowskiej z jedną bramką zaliczki po pierwszym meczu w Kopenhadze (3:2), więc była w dosyć komfortowej pozycji.

Kacper Tobiasz niesie Legię na swoich barkach

Tuż po pierwszym meczu Daniel Wass powiedział, że nie boi się presji i atmosfery, jaką potrafią stworzyć kibice Legii. I faktycznie, ani on, ani jego koledzy z zespołu nie wyglądali na zbytnio przejętych żadnym czynnikiem pozaboiskowym. Weszli w mecz bardzo dobrze i gdyby nie dobra postawa Kacpra Tobiasza, jak przykładowo po strzale Sebastiana Sebulonsena, to mogli szybko objąć prowadzenie.

REKLAMA

Groźnie zrobiło się także w 22. minucie po strzale Yuito Suzukiego. Całe szczęście, rykoszet od nogi Sergio Barcii nie sprawił, że piłka wpadła do bramki. Sytuację napędziła strata Claude Goncalvesa, który zachował się mocno nieodpowiedzialnie z piłką przy nodze. Ale to nic nowego. Portugalczyk co mecz pokazuje, że nie jest najpewniejszym punktem drużyny. W sumie to wśród wszystkich Legionistów można wyróżnić tylko Tobiasza. Jedyny zawodnik, który wywiązywał się ze swoich zadań i trzeba powiedzieć, że Wojskowi zawdzięczali czyste konto jego osobie. Do czasu…

źródło: X Polsatu Sport (@polsatsport)

Po analizie VAR okazało się, że Sergio Barcia dostał piłką w rękę w polu karnym. Do jedenastki podszedł ten, który presji się nie bał. I udowodnił to na boisku, ze spokojem wykorzystując jedenastkę w 38. minucie. W dwumeczu więc remisowo, a perspektywa nie malowała się w kolorowych barwach. Legia dotąd na boisku nie wyglądała za dobrze, w przeciwieństwie do Duńczyków.

Mówi się, że to Ekstraklasa jest nieprzewidywalna, lecz drużyny z naszej ligi potrafią to eksportować także do europejskich rozgrywek. Stołeczna drużyna nie grała nic, trzeba to sobie powiedzieć jasno. To jednobramkowe prowadzenie Brøndby było sukcesem, bo Duńczycy mogli prowadzić wyżej. Aż tu w doliczonym czasie gry przychodzi Ruben Vinagre, wrzuca piłkę w pole karne, a tam jakimś niewytłumaczalnym strzałem głową do siatki trafia Radovan Pankov. No nic, pozostawało się tylko cieszyć i liczyć, że Legia zrobi to, do czego przyzwyczaiła nas w tym sezonie – zagra lepszą drugą połowę.

źródło: X Polsatu Sport (@polsatsport)

Z szatni wyszła lepsza wersja Legii

Co się działo w szatni Legionistów, pozostanie tajemnicą aż do wypuszczenia vlogów. Wiemy jedno – podziałało. Legia od początku drugiej połowy wyglądała lepiej, niż przez pierwsze 45 minut. Nawet potrafiła napędzić strachu Duńczykom. Mecz się trochę otworzył, obie drużyny coraz częściej atakowały, lecz klarownych sytuacji było jak na lekarstwo. Raz mogło się zrobić gorąco kibicom na Łazienkowskiej, kiedy to arbiter podbiegł do monitora VAR sprawdzić, czy znów nie doszło do przewinienia w polu karnym Legii. Całe szczęście, że sędzia się go na powtórce nie dopatrzył.

Legia oszukała przeznaczenie, nie ma co. W obu meczach była słabsza od przeciwnika, a mimo to zdołała awansować dalej. Na następny trening cała drużyna powinna zrzucić się na jakąś skrzynię piwa dla Tobiasza, bo dzisiaj niósł całą drużynę na swoich barkach w dzisiejszym spotkaniu. Aż dziwne, że nie bolą go od tego plecy. Dzięki zaliczce z pierwszego meczu Legia mimo remisu bezpośrednio awansuje do kolejnej rundy eliminacji. Tam czekać będzie na nią albo kosowska Drita, albo łotewska Auda. Każda z tych drużyn wydaje się łatwiejsza do przejścia, niż duńskie Brøndby. Jednak to jest futbol, niczego wykluczać nie można.

Legia Warszawa – Brøndby IF 1:1 (Pankov 45+3′ – Wass 38′)

SPRAWDŹ TAKŻE
Więcej
    REKLAMA
    108,653FaniLubię

    MOŻE ZACIEKAWI CIĘ