5 maja 2002 roku był smutnym dniem dla polskiego hokeja. Biało-Czerwoni zdołali co prawda pokonać reprezentację Japonii, ale po porażkach przeciwko Słowenii, Ukrainie, Słowacji i Finlandii zostali zdegradowani z hokejowej elity do Dywizji I. Od tamtej pory awans do grona najlepszych, był poza naszym zasięgiem. Co więcej, w 2018 roku spadliśmy do Grupy B Dywizji I, co moglibyśmy nazwać trzecią ligą hokeja. Dziś, dokładnie 21 lat po wspomnianym starciu przeciwko Japonii, polski hokej wrócił na swoje miejsce.
Nerwy w pierwszej tercji…
Polacy przed dzisiejszym pojedynkiem przeciwko reprezentacji Rumunii wydawali się być w idealnym położeniu. Po zwycięstwach nad Litwą, Włochami i Koreą Południową, a także porażce po dogrywce przeciwko Wielkiej Brytanii, naszym ostatnim rywalem byli hokeiści z Rumunii, którzy stracili szansę na awans. Wydawało się, że nie będzie to trudne wyzwanie, szczególnie, że nasz dzisiejszy przeciwnik we wcześniejszych spotkaniach prezentował się bardzo słabo.
Pierwsza tercja była JEDNAK zimnym prysznicem dla Biało-Czerwonych. Polacy od początku próbowali przełamać rumuńską defensywę, jednak mieli ogromne problemy z finalizacją klarownych sytuacji. Co gorsze, po 10 minutach gry Balazs Peter dał prowadzenie Rumunom. Podopieczni Róbert Kalábera mimo oddania 11 strzałów, przegrywali 0:1 i mieli problemy, by odzyskać kontrolę nad spotkaniem. Naszych rywali ratował słupek, a w postawie Biało-Czerwonych nie trudno było wyczuć duży stres związany z perspektywą historycznego sukcesu.
…pewna gra w drugiej…
Na początku drugiej tercji, dwie minuty kary otrzymał Gecse, a polscy hokeiści potwierdzili, że potrafią doskonale wykorzystywać grę w przewadze. Do wyrównania zdołał bowiem doprowadzić Krystian Dziubiński. Przewaga Polaków była niepodważalna, a trafienie pozwoliło uspokoić nerwy. Napór trwał, a szybka akcja przyniosła gola Bartłomieja Jeziorskiego. Rumuni chociaż długo dzielnie się bronili, musieli skapitulować. Znakomicie w bramce radził sobie Zoltan-Laszlo Toke, jednak nawet on nie był w stanie zatrzymać rozpędzonych polskich hokeistów. Drugą tercję zamknęli Bartosz Fraszko oraz Alan Łyszczarczyk, którzy podwyższyli wynik na 4:1.
Trzecia tercja długo nie przynosiła kolejnych goli, ale przewagę Polaków najpierw zmniejszył Gajdo, a następnie swoje gole dorzucili Dziubiński oraz Wałęga. Wynik 6:2 przypieczętował awans do elity. Historyczny powrót stał się faktem, a my możemy wierzyć, że będzie to jakże potrzebny impuls dla polskiego hokeja. Znów będziemy w gronie najlepszych nacji świata! Polska obok USA, Czech, Finlandii czy Szwecji? Tak, już w 2024 roku!