Zmiany, ryzyko w rozegraniu i indywidualności. Jak Lech pokonał Austrię Wiedeń?

Trener Austrii Wiedeń, Manfred Schmid przed spotkaniem z Kolejorzem powiedział, że będzie to mecz „o drugie miejsce w grupie”. Na razie w wyścigu o jedno miejsce premiowane awansem (bo zakładamy, że jedno bez problemu wywalczy Villarreal) Lech wysunął się na pole position. W czwartkowy wieczór Lech nie był idealny, ale mimo to i tak udało im się odnieść trzybramkowe zwycięstwo.

REKLAMA

Lech zaczął bojaźliwie

Aby obiektywnie ocenić postawę Lecha w meczu z Austrią Wiedeń najpierw trzeba dobrze zdiagnozować siłę przeciwnika. Teoretycznie umiejscowiona w trzecim koszyku (Austria) ekipa powinna być faworytem w spotkaniu z drużyną z czwartego koszyka (Lech). Wiemy jednak, jak działa ranking UEFA – liczy się tylko na podstawie meczów w europejskich pucharach. Bardziej wiarygodny jest w tym przypadku ranking Elo, który przyznaje punkty także za mecze w ligach krajowych i bierze pod uwagę siłę przeciwnika. W nim Austria Wiedeń znajduje się na 204. miejscu, prawie 50 pozycji przed mistrzem Polski. Najbardziej rzetelną metodą oceny szans poszczególnych zespołów na zwycięstwo jest jednak sprawdzenie kursów bukmacherskich. A firmy analityczne, które posługują się zaawansowanymi metodami i szeregiem różnorodnych danych faworyta upatrywały w Lechu Poznań, gospodarzu tego spotkania.

Dlatego też obraz pierwszej części gry mógł być trochę niepokojący. W pierwszych minutach Lech został zamknięty na własnej połowie. Rzadko miał piłkę, a kiedy wchodził już w jej posiadanie – zwykle momentalnie ją tracił. Po przechwycie brakowało szybszego podjęcia decyzji. Często zamiast zagrania w przód piłkarze Johna van den Broma zagrywali piłkę do tyłu, co było idealną okazją dla rywali, aby założyć kontrpressing. Austria Wiedeń od początku wyróżniała się intensywnością w grze bez piłki i atakowała bardzo wysoko, kiedy Lech próbował rozgrywać od własnej bramki. Kolejorz nie wyprowadzał piłki na tyle dobrze, aby regularnie omijać pressing rywala, ale też nie na tyle źle, aby tracić ją w bardzo niebezpiecznych strefach.

Flashbacki z Qarabagu?

Po pierwszej połowie meczu z Austrią Wiedeń w grze Lecha można było zauważyć sporo podobieństw do dwumeczu z Qarabagem. Gra toczyła się przede wszystkim na połowie bronionej przez Kolejorza, to rywale mieli inicjatywę i ogólnie sprawiali lepsze wrażenie. Niemniej jednak, były momenty, w których zespół Johna van den Broma potrafił zagrozić przeciwnikowi i za każdym razem sprawiał wrażenie, jakby nie potrzebował do tego dużo wysiłku. W Austrii Wiedeń – podobnie, jak w Qarabagu – spora liczba zawodników była zaangażowana w wysoki pressing, przez co gdy Lechowi udawało się przenieść grę do swoich zawodników ofensywnych to droga do bramki była otwarta. Jeszcze zanim Mikael Ishak rozwiązał worek z bramkami raz dogodną okazję zmarnował Joao Amaral, a raz Portugalczyk podjął złą decyzję, kiedy Lech szarżował czterema zawodnikami na dwóch obrońców austriackiego zespołu.

Lech w rozegraniu często podejmował ryzyko, ale był to prawdopodobnie świadomy manewr Johna van den Broma. Ustawienie mistrza Polski w tej fazie wyglądało na 4-2-4. Amaral rzadko cofał się po piłkę i nie robił przewagi w środku pola, a skrzydłowi ustawiali się szeroko i wysoko. Niekiedy nawet Kvekveskiri lub Karlstrom wklejali się w linię obrony, przez co mogliśmy odnieść wrażenie, że w środku nikogo nie ma. Ciężko powiedzieć na ile to był plan Kolejorza, ale tym samym ograniczali ryzyko straty w niebezpiecznym miejscu, a gdy udało im się zagrać w strefę ataku to zawodnik przyjmujący piłkę miał trzy opcje do zagrania na wolne pole.

Może Lech nie utrzymywał się długo przy futbolówce, nie okazywał wyższości nad rywalem w kulturze gry, ale skutecznie wykorzystał ich słabe punkty. Jeden z nich zdiagnozował już w trakcie meczu, ponieważ wraz z rozwojem spotkania coraz częściej atakował prawą stroną, gdzie Austriacy mieli problem z zatrzymaniem ataków Lecha.

Punkty zwrotne

Zwycięstwa Lecha nie byłoby bez kilku momentów, dzięki którym Lech jako zespół zyskiwał na jakości, czy pewności siebie. Pierwszym punktem zwrotnym był oczywiście obroniony rzut karny przez Filipa Bednarka. Pedro Rebocho zachował się jak junior faulując w polu karnym, ale bramkarz Kolejorza stanął na wysokości zadania i dzięki temu Lech po pierwszej połowie schodził do szatni remisując.

źródło: Viaplay Sport Polska/Twitter

John van den Brom od razu zareagował i na drugą część spotkania lewy obrońca Lecha już nie wyszedł, a zastąpił go Barry Douglas. Mistrz Polski po zmianie stron wyglądał lepiej, a kolejne zmiany jeszcze wzmacniały zespół. Kluczowa wydaje się być podwójna roszada z 58. minuty. Velde, który zastąpił rozgrywającego co najwyżej przeciętne spotkanie Filipa Szymczaka zdobył dwa gole, a Radosław Murawski wniósł do środka pola to, czego nie potrafił Kvekveskiri. Gra w europejskich pucharach wiąże się ze wzrostem tempa oraz intensywności i Gruzin sprawiał wrażenie, jakby go to przerosło. Jako środkowy pomocnik rzadko pokazywał się do gry (choć z piłką przy nodze czuje się na ogół dobrze), a w defensywie nie zapewniał wsparcia, szczególnie przy kontrach Austriaków. Radosław Murawski sprawił, że druga linia Lecha była aktywniejsza, agresywniejsza i w konsekwencji trudniejsza do przejścia.

Kolejorz z każdą kolejną minutą rozwijał skrzydła, a Austria Wiedeń gasła. Goście być może zapłacili też cenę za intensywną grę od początku spotkania. Kiedy w drugiej połowie pojawiało się więcej miejsca Lech potrafił z tego korzystać. Ishak, Pereira, czy Skóraś znów pokazali, że są piłkarzami o klasie europejskiej. Mistrz Polski w tym meczu był, jak wytrawny bokser. Przetrwał trudny moment, zlokalizował słabe punkty rywala i je wykorzystał.

SPRAWDŹ TAKŻE
Więcej
    REKLAMA
    107,595FaniLubię

    MOŻE ZACIEKAWI CIĘ