Zgrupowanie na przetrwanie. Reprezentacja Polski wypełniła cel minimum, ale znowu straciła czas

Dwa zwycięstwa i 6 punktów to był cel minimum na marcowe zgrupowanie, które rozpoczynało eliminacje do Mistrzostw Świata w 2026 roku. Cel minimum, ponieważ reprezentacja Polski w meczach z Litwą i Maltą musi być rozliczana nie tylko z wyniku, ale także ze sposobu gry czy postępu jakiego dokonała pod wodzą Michała Probierza od ostatniego wielkiego turnieju, czyli EURO 2024. Pod tym kątem zespół Michała Probierza jednak zawiódł i pesymistyczne nastroje wokół kadry są jak najbardziej uzasadnione.

Reprezentacja Polski wygrywa przekonująco, ale są mankamenty

Patrząc na spotkanie Polski z Maltą przez pryzmat statystyczny – nasze zwycięstwo było przekonujące. Oddaliśmy ponad trzy razy więcej strzałów (28 do 9), czterokrotnie więcej uderzeń celnych (12 do 3), mieliśmy ponad pięć razy więcej kontaktów z piłką w polu karnym (43 do 8). Stworzyliśmy cztery „duże okazje” (big chances) do zdobycia gola przy żadnej przeciwnika. Współczynnik goli oczekiwanych (xG) – według portalu Fotmob – po naszej stronie wyniósł 2,91, a Maltańczyków – zaledwie 0,19. Powiedzmy sobie wprost – na podstawie statystyk to był pogrom. Mecz, jakiego powinniśmy oczekiwać od reprezentacji Polski z jedną z najsłabszych europejskich reprezentacji. Michał Probierz wszelką krytykę odnośnie do tego meczu będzie mógł więc odbijać powołując się na liczby.

REKLAMA

Niemniej jednak, z przebiegu spotkania trudno było być zadowolonym z gry naszej reprezentacji. Wykorzystaliśmy słabą organizację w defensywie Malty, dzięki czemu stworzyliśmy sporo okazji. Zespoły przystępujące do meczu w roli faworyta rozlicza się jednak także z kontroli i dominacji. Ocenia się czy przez pełne 90 minut – stosując analogię bokserską – trzymali rywala na dystans ramienia. Tak jednak nie było. Zdarzały się momenty, w których serca polskich kibiców zaczynały bić szybciej w obawie przed utratą bramki. Nasza kadra dostała kilka sygnałów alarmowych. Takim dzwonkiem sugerującym pobudkę dla naszych reprezentantów było zagranie Łukasza Skorupskiego na aut pod pressingiem Maltańczyków jeszcze przy stanie 0:0. Takim sygnałem było też otwarcie gry przez Jana Bednarka pod koniec pierwszej części, gdy widząc ustawionych rywali do wysokiego pressingu zdecydował się rozpocząć akcję dalekim podaniem.

Dziurawy, ale załatany środek

Najczęstszymi sygnałami alarmowymi w pierwszej połowie były jednak szybkie ataki Malty przez środkową strefę boiska. Ilość przestrzeni, jaką zostawialiśmy przeciwnikom na rozpędzenie się była zatrważająca. Gdybyśmy mierzyli się z lepszym zespołem to możemy szacować, że takich akcji przeciwników byłoby jeszcze więcej i nie kończyłyby się maksymalnie strzałami zza pola karnego, a dużymi szansami na zdobycie gola. Jakub Moder w roli defensywnego pomocnika w tym meczu się nie sprawdził. Widać było, że to nie jest dla niego naturalna pozycja i brakuje mu odpowiedniej dyscypliny taktycznej, aby być dobrze ustawionym przy wyprowadzaniu szybkich ataków przez rywali. Liczba tego typu okazji dla Malty w pierwszej połowie nie była jednak wyłącznie winą Modera. Cała druga linia była niezorganizowana bez piłki i nie dawała odpowiedniego zabezpieczenia przed formacją defensywy.

Takie niedociągnięcia z lepszym rywalem prawdopodobnie skończą się źle, ale Michał Probierz wyszedł z założenia, że nawet z Maltą mogą doprowadzić do niepożądanych sytuacji (czytaj: straty gola) i już w przerwie zareagował. Na boisko wszedł naturalny defensywny pomocnik, Bartosz Slisz, a pod prysznic udał się Mateusz Bogusz, na którego pozycję przesunął się Jakub Moder. Michał Probierz chce kadry odważnej i zestawienie środka pomocy z Modera, Bogusza i Szymańskiego można odczytywać jako jeden z manifestów selekcjonera w tej sprawie. Niemniej jednak, już na drugą połowę się z tego wycofał. Decyzja okazała się słuszna, ponieważ w nowym zestawieniu reprezentacja Polski uspokoiła grę i wytrąciła Malcie jedyny sposób na zagrożenie bramce Łukasza Skorupskiego.

Kamiński w butach Zalewskiego

Zarówno przed zgrupowaniem, jak i po meczu z Litwą szeroko poruszano temat nieobecności Piotra Zielińskiego oraz Nicoli Zalewskiego. O funkcjonowaniu środka pola napisaliśmy już wyżej, więc tutaj zajmiejmy się lewym wahadłem. Dziś na tej pozycji za Zalewskiego zagrał Jakub Kamiński, który zdołał wejść w buty kolegi. Zawodnik Wolfsburga grał bardzo odważnie, wchodził w pojedynki, potrafił mijać przeciwników dryblingiem i wprowadzać piłkę w pole karne. Spośród reprezentantów Polski to on miał najwięcej wygranych pojedynków (8), najwięcej udanych dryblingów (5), najwięcej wykreowanych szans (5) oraz najwięcej kontaktów z piłką w polu karnym (10). Jedynym elementem, którego brakowało „Kamykowi” wczorajszego wieczoru na Stadionie Narodowym była dokładność przy strzałach.

Co najważniejsze, Jakub Kamiński w tym meczu był synonimem słowa „odwaga”. Cechy, której brakowało naszej reprezentacji nie tylko w piątek z Litwą, ale generalnie brakuje jej od dawna. 22-latek od pierwszego kontaktu z piłką pokazał, jakie są jego zamiary w tym meczu. Chciał tworzyć przewagę indywidualną, od razu przyspieszał grę, wchodził w pojedynki z rywalami. W rywalizacji z Maltą posiadanie jednego tak aktywnego skrzydła wystarczyło, natomiast docelowo Michał Probierz musi sprawić, aby tego typu zagrożenie reprezentacja Polski kreowała z obu bocznych sektorów.

Mecze z Litwą i Maltą pokazały, że po półtora roku pracy Michała Probierza w kadrze ciągle jest mnóstwo znaków zapytania i nierozwiązanych problemów, które trapią nas od wielu lat. Marcowe spotkania przeminęły pod znakiem szukania cech, które zapewniali nieobecni Piotr Zieliński i Nicola Zalewski. Było to zgrupowanie na przetrwanie i to się udało. Ale odbyło się to kosztem straconego czasu na rozwój.

SPRAWDŹ TAKŻE
Więcej
    REKLAMA
    108,779FaniLubię

    MOŻE ZACIEKAWI CIĘ