Jednym z motywów przewodnich Ligi Mistrzów w ostatnich latach były dwumecze Realu Madryt z Manchesterem City, które można było traktować jako zderzenie filozofii opartej na eksponowaniu indywidualności z modelem kolektywnym. Zespołu, w którym gwiazdami są piłkarze kontra drużyny, w której gwiazdą jest trener. W obecnej edycji również doszło do takiego starcia, z którego zwycięsko wyszedł Real, ale aktualnie – jako że Obywatele są w kryzysie – poziom wyżej w hierarchii drużyn budowanych w oparciu o filozofię trenera znajduje się Arsenal. Pierwsze starcie na Emirates Stadium zostało przez Carlo Ancelottiego i spółkę zawalone na całej linii. Kanonierzy obnażyli braki Królewskich.
Chęć kontroli kontra chęć gry wertykalnej
Choć Arsenal nie jest zespołem grającym w identycznym stylu jak Manchester City, do starcia z Realem Madryt Mikel Arteta musiał podejść w podobny sposób jak Pep Guardiola. Żaden zespół na świecie nie ma tak silnej ofensywy. Zatrzymanie Kyliana Mbappe, Viniciusa Juniora, Rodrygo i Jude’a Bellinghama jest niemożliwe nie stosując odpowiedniej strategii. Jeśli mecz będzie przebiegał głównie pod znakiem faz przejściowych, a ofensywa Los Blancos dostanie okazje na szybkie ataki, jesteś na przegranej pozycji.
Dla Arsenalu podejście, w którym neutralizuje szanse na kontrataki przeciwnika jest bardzo powszechne. Mikel Arteta niemal w każdym meczu chce, aby jego zespół przejmował kontrolę nad meczem przez posiadanie piłki i detalicznie dba o to, aby był także przygotowany na reakcję po stracie futbolówki. Wczorajszego wieczoru nastawienie na kontrolę wydawało się jeszcze większe niż zazwyczaj. Mikel Arteta w wyjściowej jedenastce wystawił pięciu nominalnych środkowych pomocników. Drugą linię tworzyli Thomas Partey, Declan Rice i Martin Odegaard, na lewej obronie zagrał Myles Lewis-Skelly, który w młodzieżowych drużynach Arsenalu grał w środku pomocy, a na środku ataku – pod nieobecność kontuzjowanych Kaia Havertza i Gabriela Jesusa – Mikel Merino. Lewis-Skelly w fazie posiadania piłki schodził w kierunku osi boiska, a Merino często był fałszywą „9-tką”, więc cała ta piątka często operowała w środku pola, a wierzchołkami ustawienia Arsenalu byli szeroko ustawieniu skrzydłowi.
Arsenal 3 (1.3)-(0.5) 0 Real Madrid
— Scott Willis (@scottjwillis) April 8, 2025
A famous victory for the Arsenal. pic.twitter.com/kiOkjVj7aW
Zespół Mikela Artety angażując tylu zawodników w rozegranie nie miał żadnych problemów z utrzymaniem się przy piłce, a więc unikaniem faz przejściowych. Real na samym początku spotkania próbował podchodzić wysokim pressingiem, ale Kanonierzy szybko wybili im ten pomysł z głowy. Arsenal osiągnął więc to co chciał – kontrolę.
Arsenal wreszcie miał Bukayo Sakę
Sama kontrola meczu nie wystarcza jednak do wygrywania, o czym często przekonują się w tym sezonie piłkarze Mikela Artety. Ich największym problemem jest kreowanie okazji na głęboko broniących przeciwników. Kanonierzy mieli jednak ułatwione zadanie względem ostatnich miesięcy, ponieważ po raz pierwszy w 2025 roku w wyjściowym składzie znalazł się Bukayo Saka. Abstrahując od tego, co 23-latek zrobił na boisku – do tego jeszcze przejdziemy – sama jego obecność już sporo zmieniała. Real nie chciał zostawiać Davida Alaby jeden na jednego z Anglikiem, więc Saka regularnie był podwajany przez głęboko cofającego się Jude’a Bellinghama, lewego pomocnika w grze bez piłki. W ten sposób Kanonierzy osiągali jeszcze większą kontrolę, ponieważ w momencie odzyskania piłki przez Real Bellingham rzadko miał realny wpływ na kontrataki, bowiem był ustawiony daleko od bramki Arsenalu. Pech chciał, że tylko on z gwiazd ofensywy Królewskich przejawiał momenty jakości. Po jego podaniach dwie najlepsze okazje tego dnia miał Mbappe.
🎥 Bukayo Saka gliding past Jude Bellingham, before winning the free-kick that Declan Rice scored from… 😮💨🌟
— DailyAFC (@DailyAFC) April 8, 2025
pic.twitter.com/mrl6HzoJe2
Mimo ścisłego pilnowania przez Alabę oraz asekuracji Bellinghama Bukayo Saka i tak był w stanie wpłynąć na ofensywę Arsenalu. Rywale starali się zablokować mu opcję złamania akcji na lewą nogę, więc często dryblował do linii i szukał dogrania w pole karne wzdłuż bramki, które przy grze z nominalnym napastnikiem mogłyby przerodzić się w asysty. Prawoskrzydłowy Kanonierów był najczęściej faulowanym graczem w zespole (trzy razy), a z dwóch wywalczonych rzutów wolnych padły gole dla Arsenalu. Gospodarze potrafili wykorzystać pasywność defensywy Realu zawiązując małą, kombinacyjną grę w bocznych sektorach boiska i w ten sposób dostawali się w pole karne przeciwnika. Podopieczni Mikela Artety mieli plan jak wykorzystać słabości mistrzów Hiszpanii w grze bez piłki.
Bohater Declan Rice
Plan Mikela Artety w kontekście zespołowym sprawdzał się bez zarzutu, natomiast Kanonierzy i tak potrzebowali piłkarza, który zrobi kluczową różnicę w ofensywie. Jednym z nich był wspomniany Saka, ale bohaterską pelerynę – nie po raz pierwszy w prestiżowym meczu – założył Declan Rice. Już w pierwszej połowie był blisko pokonania Thibaut Courtois po strzale głową, ale w końcu popisał się dwoma spektakularnymi uderzeniami z rzutów wolnych. Anglik we wczorajszym spotkaniu oddał najwięcej strzałów, zanotował najwięcej kontaktów z piłką w polu karnym i miał drugi najwyższy współczynnik goli oczekiwanych (xG). To nietypowe statystyki, jak na kogoś, kto sprowadzany był do klubu jako „6-tka”, ale skoro Arsenal ma problemy w tercji ataku to Arteta przekwalifikował go na pomocnika poruszającego się na całej długości boiska i wczoraj zebrał owoce tej decyzji.
𝐃𝐄𝐂𝐋𝐀𝐍 𝐑𝐈𝐂𝐄𝐄𝐄𝐄𝐄𝐄𝐄𝐄𝐄! 💣🎯 Kapitalny strzał z rzutu wolnego Anglika! 😍 Co za rotacja! 🥐 Arsenal trafia przeciwko Realowi Madryt! 🤯
— CANAL+ SPORT (@CANALPLUS_SPORT) April 8, 2025
📺 Mecz trwa w CANAL+ EXTRA 1 i w serwisie CANAL+: https://t.co/OFoz9m2OwN pic.twitter.com/I0rsB8ImaH
Ten mecz potwierdził to co wiedzieliśmy już przed pierwszym gwizdkiem. Arsenal jest lepszym zespołem od Realu pod kątem taktycznym. Jest lepiej zorganizowany w wysokim pressingu, gra według określonego modelu, zawodnicy mają wpojone do głów jakie strefy zajmować w poszczególnych fazach akcji. Real Madryt to z kolei zespół, w którym duży wpływ na taktykę – zwłaszcza w fazie posiadania piłki – mają sami zawodnicy i ich inwencja twórcza. O ile więc Arsenal ma niewielkie wahania formy i nie schodzi poniżej pewnego poziomu, tak dyspozycja Realu Madryt jest ogromną sinusoidą. Ich sufit znajduje się wyżej, ale jeśli największe gwiazdy zawodzą, cały zespół wygląda jakby właśnie spotkał się po raz pierwszy i na dodatek nie miał trenera. Mecz z Arsenalem nie był pierwszym w tym sezonie, w którym sprawiali takie wrażenie.