Bruno Lage zaliczył udany powrót na ławkę trenerską w Lidze Mistrzów. Prowadzona przez niego Benfica odniosła wyjazdowe zwycięstwo na Crveną Zvezdą 2:0. Obydwie bramki zdobyli Turcy — pierwszą Kerem Aktürkoğlu, drugą Orkun Kökçü.
Benfica wyszła na prowadzenie już w 9. minucie spotkania za sprawą pierwszego uderzenia w światło bramki. Drogę do bramki z bardzo bliskiej odległości znalazł ściągnięty przed sezonem z Galatasaray Kerem Aktürkoğlu. Na 2:0 podwyższył 20 minut później jego rodak Orkun Kökçü, który popisał się fantastycznym uderzeniem z rzutu wolnego.
Pressing kluczem do sukcesu
W pierwszej połowę oglądaliśmy ciekawe zawody. Crvena miała swoje momenty, ale zabrakło jej konkretów. Nawet jak gospodarze rozgrywali piłkę pod bramką Anatolija Trubina to brakowało w ich akcjach kropki nad i. Natomiast Benfica wykorzystała to co miała. Najpierw swoją jedyną stuprocentową sytuację, później geniusz swojego playmakera, który znakomicie uderzył piłkę ustawioną w okolicach 25. metra.
Zarówno w pierwszej, jak i w drugiej części gry Portugalczycy stawiali na proste środki. Były fragmenty, w których starali się neutralizować atuty gospodarzy, stosując wysoki pressing. Piłkarze z Belgradu mieli wówczas spore problemy ze sprawnym przetransportowaniem piłki pod pole karne przeciwników. Po zmianie stron Czerwona Gwiazda starała się jeszcze śmielej zaatakować. Piłkarze Vladana Milojevicia oddawali więcej strzałów. Ilość nie szła jednak w parze z jakością, bowiem tylko 3 z 15 uderzeń leciało w światło bramki. Na nic też się zdało większe posiadanie piłki, gdyż największe zagrożenie mistrzowie Serbii stwarzali po stałych fragmentach gry.
Generalnie druga połowa nie porwała swoją widowiskowością. Goście mądrze się bronili, kilka razy próbując zaskoczyć Omri Glazera uderzeniami z dystansu. Co prawda w 86. minucie Crvena zdobyła kontaktową bramkę po koronkowym rozegraniu i skutecznej finalizacji Felicio Milsona, ale mimo wszystko przyjezdni dość spokojnie dowieźli korzystny wynik do ostatniego gwizdka arbitra.
Ostatecznie komplet punktów pojechał do Lizbony. Wynik jest sprawiedliwy, choć zarówno wygrani jak i pokonani mogli opuścić plac gry z podniesionymi głowami.