Za dużo słabych punktów. Dlaczego Tottenham gra tak słabo?

24 punkty po 23 meczach to dorobek wskazujący na zespół przystępujący do sezonu z zamiarem utrzymania się w lidze. Tottenham miał jednak zupełnie inne plany. Po piątym miejscu w poprzednich rozgrywkach i przegranym o włos wyścigu o miejsce w Lidze Mistrzów z Aston Villą, drugi sezon Ange’a Postecoglou miał być potwierdzeniem dobrze wykonywanej pracy w pierwszym roku. Pod koniec stycznia jedyną nadzieją na powrót do Ligi Mistrzów jest jednak zwycięstwo w Lidze Europy, ponieważ w Premier League bliżej im do spadku.

Dwa miesiące wstydu

W ostatnich tygodniach Tottenham może szczycić się pokonaniem Liverpoolu w pierwszym półfinałowym spotkaniu Carabao Cup, natomiast w lidze kompromitacja goni kompromitację. W ostatnich 11 meczach zdobyli tylko 5 punktów. Wygrali na wyjeździe z Southampton (5:0) i podzielili się punktami w domowych spotkaniach z Fulham (1:1) i Wolves (2:2). W tym okresie jest tylko jeden zespół, który zdobył mniej punktów, wygrał mniej meczów oraz stracił więcej goli. To Święci, którzy na tym etapie sezonu chyba już sami nie wierzą w możliwość utrzymania się w lidze. Poza drużyną niepasującą poziomem gry do Premier League to podopieczni Ange’a Postecoglou są na przestrzeni ostatnich dwóch miesięcy najgorszym zespołem w Premier League według twardych liczb. Chyba nikt realnie nie wierzy, że Koguty będą musiały drżeć o utrzymanie, jednak 15. miejsce w tabeli jest równoznaczne z ogromnym wstydem.

REKLAMA

Powiedzmy sobie szczerze, Tottenham nie gra tak słabo, jak pokazuje tabela. Ich bilans bramkowy wygląda komicznie w porównaniu do zespołów znajdujących się w ich sąsiedztwie. Przed nimi West Ham z 16 golami na minusie, za nimi Everton z różnicą goli -9, a Tottenham strzelił 9 bramek więcej, niż stracił. Według tabeli punktów oczekiwanych na stronie Understat ekipa Ange’a Postecoglou zasłużyła na 8-9 „oczek” więcej niż zebrała w rzeczywistości. Portal FB Ref klasyfikuje ich jako dziesiąty zespół na bazie różnicy pomiędzy golami oczekiwanymi dla zespołu (xG), a przeciwko (xGC). Oczywiście, to nadal bardzo słabe wyniki jak na markę klubu, natomiast dają lekkie światełko w długim i ciemnym tunelu.

Jako głównego winnego kibice wskazują Daniela Levy’ego. Na meczu z Leicester fani wywiesili transparent z napisem: „24 lata, 16 menedżerów, 1 trofeum. Czas na zmianę”, który skierowany był do prezesa klubu.

Ange Postecoglou dokłada swoje trzy grosze

Kibice mają rację, że to nie trener jest głównym problemem Tottenhamu, ale Ange Postecoglou też ma swoje za uszami. Australijczyk w obecnym sezonie nie poradził sobie z łączeniem krajowych rozgrywek z europejskimi pucharami. Postecoglou regularnie zwraca uwagę na problemy kadrowe zespołu, na który spadła plaga kontuzji. Rzeczywiście, w pięciu czołowych ligach Europy nie ma chyba drugiego zespołu, w którym lista nieobecnych zawodników byłaby tak długa. Niemniej jednak, urazy nie biorą się znikąd. Często są wypadkową obciążeń i stylu gry zespołu. Tottenham od początku pracy 59-latka bazuje na bardzo intensywnym sposobie grania, wielu pokonanych kilometrach i niezliczonej liczbie sprintów. Zespół nie idzie na kompromisy. Rusza do wysokiego pressingu, kiedy tylko może. Rozgrywa mecze w szaleńczym tempie. Już w poprzednim sezonie skutkowało to wieloma kontuzjami, a obecnie, przy większym natężeniu spotkań przez grę w Lidze Europy, takie podejście przyniosło ogromne żniwa.

Ange Postecoglou nie chce się zmienić. W ciągu niespełna sezonu zdążył już zaszufladkować się jako trener-idealista, przywiązany do własnej filozofii, który trzyma się własnego sposobu grania nawet wówczas, gdy wie, że prowadzi on nad przepaść. Z tego też powodu wielokrotnie był pytany na konferencji prasowej oraz w wywiadach pomeczowych o ewentualne zmiany w swojej filozofii, zastosowanie planu B czy też dostosowanie strategii na mecz do przeciwnika. Australijczyk jednak zaprzeczał, jakoby było to konieczne. Przekonywał, że nie potrzebuje pracy nad stałymi fragmentami gry, aby osiągać sukcesy. Upierał się przy grze wysoko ustawioną linią obrony. Zamiatał pod dywan problemy z defensywą.

Tottenham stał się zespołem jednowymiarowym

Faktem jest jednak, że w ostatnich tygodniach Tottenham zaczął grać trochę inaczej. Od grudnia (czyli w 11 meczach, w których zdobyli 5 punktów) ich posiadanie piłki wynosi średnio 55,7% w meczu, podczas gdy w pierwszych 12 kolejkach było to 60%. Jeszcze większą różnicę widać w strefach, w których Tottenham utrzymuje się przy piłce. Do grudnia średnio 24,7% podań wykonywali w strefie ataku, natomiast w ostatnich dwóch miesiącach wskaźnik ten spadł do 21,2%. Z drużyny, która dośrodkowywała najczęściej, osunęli się na szóste miejsce w tej klasyfikacji. W liczbie kontaktów z piłką w polu karnym spadli z kolei z drugiej na dwunastą pozycję. Trudno powiedzieć czy Ange Postecoglou zrobił to celowo, czy ze względu na braki kadrowe zespół nie potrafi realizować planu trenera, ale statystyki jasno wskazują, że Tottenham stał się zespołem mniej dominującym.

Widać to nie tylko w atakowaniu, ale także bronieniu. W niektórych meczach Tottenham nie stosował charakterystycznego dla nich wysokiego i intensywnego pressingu. Z Liverpoolem w lidze na początku spotkania oddali inicjatywę i grali w średnim bloku, co szybko się zmieniło po stracie gola. Z Arsenalem większość czasu spędzili w obronie niskiej. Nawet broniąc prowadzenia na własnym stadionie przeciwko Wolves pozwalali rywalom na swobodne operowanie piłką na ich połowie.

Tottenham nie potrafi grać jednak inaczej

Dłuższe fragmenty, w których Tottenham nie grał zgodnie ze swoją filozofią w ostatnich tygodniach oraz wyniki zespołu prowadzą do wniosku, że Tottenham nie potrafi grać według innych założeń. Jest zespołem jednowymiarowym. Dziennikarze powinni więc odwrócić często zadawane pytanie Ange’owi Postecoglou. Zamiast próbować dowiedzieć się, dlaczego 59-latek jest tak uparty w swoim sposobie grania, lepiej byłoby zapytać, czemu po 1,5 roku pracy zespół nadal nie potrafi wielu elementów. Bo sedno boiskowych problemów Tottenhamu nie leży w samym przywiązaniu trenera do konkretnego sposobu gry, a braku odpowiednich umiejętności w pozostałych elementach. Tottenham nie potrafi bronić inaczej niż w wysokim pressingu. Ma nieustanne problemy z zatrzymywaniem kontrataków przeciwnika. Nie widać postępu w atakach pozycyjnych, gdy rywal ustawi się bardzo nisko i ograniczy przestrzeń.

Najlepsze zespoły starają się być jak najbardziej wszechstronne. Gdyby stworzyć wykres radarowy z poszczególnymi kategoriami pragną jak najmocniej go zapełnić. Nie chcą mieć słabych stron, ponieważ wiedzą, że rywale to zidentyfikują i opracują plan, jak z tego skorzystać. Tottenham czułych punktów, w które przeciwnicy mogą uderzać, ma zbyt dużo. W Premier League, uważanej za najbardziej konkurencyjną ligę świata, nie da się w ten sposób osiągnąć sukcesu.

REKLAMA

***

Po więcej informacji o Premier League zapraszamy na grupę Kick & Rush – wszystko o lidze angielskiej

SPRAWDŹ TAKŻE
Więcej
    REKLAMA
    108,716FaniLubię

    MOŻE ZACIEKAWI CIĘ