Wyrachowanie ponad intensywność – jaki będzie piłkarski rok 2021?

Gdyby zorganizować plebiscyt na piłkarskie słowo 2020 roku większość nie zastanawiałby się ani sekundy i wskazałaby na „pressing”. To ten element gry zdominował większą część minionego roku. Taktyka stosowana przez poszczególne drużyny mogła być różna, ale jedno pozostawało niezmienne – po stracie piłki miał być błyskawiczny doskok. Obecny sezon, z napiętym, jak nigdy terminarzem spowodowanym pandemią koronawirusa i zawieszeniem rozgrywek w ubiegłym roku zmusza trenerów do zmiany myślenia i nastawienia swojego zespołu. Jaki będzie piłkarski rok 2021? Na to pytanie postaramy się odpowiedzieć w tym tekście.

REKLAMA

Pressing – to brzmi dumnie

Wróćmy jeszcze na moment do tego, od czego rozpoczęliśmy. Pressing został mocno spopularyzowany około 2012 roku, kiedy to niemiecki futbol był języczkiem uwagi w piłkarskim świecie. Jurgen Klopp rozwinął ten styl w Borussii Dortmund, a ze swoich piłkarzy stworzył maszyny do biegania. Do szerszej świadomości naszych zachodnich sąsiadów zaczął przechodzić także Ralph Rangnick, teraz znany wszystkim jako człowiek, który wylał fundamenty pod sukcesy RB Lipska. Obu trenerom nie tyle chodziło o wysoki pressing i uniemożliwianie rozgrywania piłki od własnej bramki, co o natychmiastową reakcję po stracie piłki i możliwie jak najszybszy odbiór na połowie przeciwnika. „Żaden rozgrywający nie jest tak dobry, jak gegenpressing” – zwykł powtarzać Jurgen Klopp.

Z biegiem lat coraz bardziej chodziło jednak o odbiór piłki na połowie przeciwnika, co często gwarantował dobrze założony wysoki pressing na rywalu próbującym rozgrywać piłkę od własnej bramki. Ubiegły finałowy turniej Ligi Mistrzów w Lizbonie świetnie to ilustrował. Kryzys Barcelony wiele osób upatrywało w tym, że Messi i Suarez są wyłączeni z gry defensywnej, a zostawienie choć jednego nieobstawionego zawodnika powodowało, że cały układ się sypał. Po trofeum za to sięgnął Bayern Hansiego Flicka, który wprost tłamsił swoich rywali intensywnością swojego pressingu.

Drugie słowo klucz w kontekście 2020 roku w piłce to właśnie intensywność. Aby wejść na najwyższy poziom nie możesz być już tylko świetnym piłkarzem, ale także nienagannym atletą. Liczba sprintów, pokonany dystans i zawrotne tempo meczu. Dzięki rozwoju fizjoterapii i przyspieszonemu procesowi regeneracji eksploatowanie zawodników było możliwe. Ale wydawało się, że szczyt został już osiągnięty. I za niedługo bańka pęknie.

Początki problemów

No i pękła. Co prawda w nietypowych okolicznościach, bo przez pandemię koronawirusa, ale jednak. Prognozowaliśmy, że stanie się to zaraz po wznowieniu rozgrywek, ale miniony sezon jeszcze nie odwrócił trendów. Zmiana podejścia rozpoczęła się w obecnej kampanii. Niemal wszystkie zespoły zaczęły grać ostrożniej. Obecnie często narzekaliśmy, że to była jedna z najnudniejszych faz grupowych Ligi Mistrzów. Że natłok spotkań jest za duży, przez co na poszczególne mecze już się tak nie czeka. Oczywiście, coś w tym jest, ale – po mocnym początku sezonu, gdzie szczególnie w Premier League padały rekordowe liczby bramek – atrakcyjność spotkań również spadła. Zwiększył się odsetek meczów, w którym oba kluby wychodzą na boisko z myślą, aby przede wszystkim nie przegrać. Wiedzą, że żyłowanie się może odbić się czkawką w końcówce meczu oraz zwiększa ryzyko kontuzji.

Pressing Bayernu również nie jest już tak okazały. Rywale coraz częściej przechodzą przez drugą linię i wykorzystują ich wysoko ustawioną linię obrony. Ekipa Hansiego Flicka nadal imponuje, ale ostatnie czyste konto w Bundeslidze zachowała 24 października. Liverpool na początku sezonu dostał bolesną lekcję od Aston Villi, która pokonała ich 7:2, strzelając bramki po łatwo wyprowadzanych kontrach. Tak, znów brakowało odbioru na połowie rywala. Manchester City przegrywając 2:5 z Leicester cztery bramki stracił po tym, jak przy stanie 1:1 defensywnego pomocnika Fernandinho zastąpił napastnik Liam Delap. City, choć chciało, to nie potrafiło założyć skutecznego pressingu i rywal z łatwością wyprowadzał szybkie ataki.

Od tego czasu Guardiola zmienił podejście na bardziej defensywne i zawsze ustawia obok siebie dwóch pomocników, którym pierwszym zadaniem jest defensywa. Braki w pressingu, zwłaszcza tym po stracie piłki, już prawdopodobnie wtedy wynikały ze zmęczenia zawodników, ale nikt o tym jeszcze głośno nie mówił.

Rok 2021 to czas wyrachowania?

Zerknijmy na dwie grafiki.

Liczby mówią same za siebie – aktywność pressingu w czołowych ligach europejskich spadła. Najbardziej widoczne jest to w Bundeslidze, Premier Leage i Ligue 1. Coraz częściej dominuje podejście pragmatyczne i wyczekiwanie na kontrataki. W najwyższej klasie rozgrywkowej tylko Aston Villa pressuje częściej wyłączając tercję obronną. Z pozostałych zespołów, które w ubiegłym sezonie grały w Premier League każdy zaliczył spadek w częstotliwości pressingów w tej strefie boiska.

Najlepsze zespoły w nadchodzącym roku (a może nawet i kilku latach, bo przecież terminarz szybko się „nie uspokoi” skoro w 2022 MŚ w Katarze będą rozgrywane zimą w trakcie sezonu) będzie cechowała umiejętność wygrywania najmniejszym nakładem sił, co już widzimy w obecnej kampanii. Na pełnych obrotach będą zapewne grać w meczach o największym ciężarze gatunkowym. Kto zyska najwięcej? Możemy prognozować, że zespoły grające z kontry i dobrze czujące się w ataku pozycyjnym, posiadające świetnych kreatorów gry. Swoją drogą, Manchester United z Bruno Fernandesem zaliczył falstart, ale już na tym korzysta. Podobną drogę przeszedł Manchester City z Kevinem De Bruyne w postaci mózgu zespołu, choć przez słabą skuteczność zespołu nie jest to do końca zauważalne w tych najważniejszych liczbach. Rok 2021 może zdominować pragmatyczne podejście, z defensywnym nastawieniem i naciskiem na zabezpieczanie się przed kontrami oraz poleganie na jakości ofensywnych piłkarzy, zwłaszcza tych, którzy potrafią zrobić coś z niczego.

REKLAMA

Obserwuj autora na Facebooku i Twitterze

SPRAWDŹ TAKŻE
Więcej
    REKLAMA
    107,595FaniLubię

    MOŻE ZACIEKAWI CIĘ