Tradycyjnie jak co roku, piłkarska Majówka stoi pod znakiem finału Fortuna Pucharu Polski. Tym razem na Stadionie Narodowym spotkały się ze sobą Wisła Kraków i Pogoń Szczecin. Pierwszoligowa ekipa dobrze prezentowała się w tym spotkaniu i wcale nie wyglądała na słabszą i nie wystraszyła się faworyzowanych Portowców.
W pierwszej połowie zabrakło jednego
Od pierwszego gwizdka to spotkanie stało na wysokiej intensywności. Wisła Kraków rozpoczęła pewnie i zdecydowanie w swoim stylu. Blisko otwarcia wyniku meczu w 7. minucie gry był Szymon Sobczak, ale jego uderzenie minimalnie minęło słupek bramki Pogoni Szczecin. Najbardziej widoczny w barwach Portowców był zdecydowanie Kamil Grosicki, jednak nie był w stanie zagrozić bramce Białej Gwiazdy. Gorąco było w 28. minucie pod bramką Cojocaru, świetnie zachował się Angel Rodado, ale dobrze w defensywie Pogoń.
Podopieczni Jensa Gustafssona powinni prowadzić w 36. minucie gry, jednak dobrze w defensywie napastnik Wisły i centymetrów zabrakło Wahlqvistowi, by pokonać golkipera. W końcówce pierwszej połowy bardzo blisko był Szymon Sobczak, ale czujnie, choć dosyć szczęśliwie interweniował Cojocaru. W doliczonym czasie gry mocno o sobie dał znać duet Grosicki – Przyborek. Jednak nie wpłynęło to na zmianę rezultatu. Podopieczni Alberta Rude wyglądali dużo lepiej i to oni powinni prowadzić w tym spotkaniu. Nie dane nam jednak było zobaczyć bramek i ekipy zeszły do szatni na rozmowę ze swoimi szkoleniowcami.
Co za emocje w końcówce!
Nie porwały nas obie ekipy w drugiej połowie. Początek lekko senny, widowisko próbował rozruszać Szymon Sobczak, ale za każdy brakowało mu wykończenia. Trener Pogoni Szczecin zdecydował się szybko wpuścić na boisko Wahana Biczachczjana by pomógł swojej drużynie. Patrząc na przebieg gry, wszystkie znaki na niebie wskazywały nam na to, że będziemy obserwować dogrywkę. Obie ekipy bez klarownych sytuacji, Pogoń wyglądała jak w ligowym meczu z Piastem. Na zaprzeczenie moich słów świetnie w 75. minucie zachował się Efitimis Koulouris. Otrzymał świetne podanie od Adriana Przyborka i idealne wykończył swoją szansę.
Wisła Kraków w końcówce próbowała doprowadzić do wyrównania, jednak bohaterem Portowców okazał się Mariusz Malec, który ciałem zablokował strzał zmierzający w światło bramki. Wydawało się, że Pogoń Szczecin ma już jedną rękę i cztery palce drugiej zaciśnięte na wymarzonym trofeum. Sensacyjnie, w akcji ostatniej nadziei futbolówka trafiła pod nogi Eneko Satrusteguia, który w dziewiątej minucie doliczonego czasu gry doprowadził do wyrównania. Absolutnie niesamowity scenariusz!
Stracony gol nie tylko doprowadził do dogrywki, ale wyraźnie wybił z rytmu Portowców. Tuż po wznowieniu gry katastrofalny błąd popełnił Leo Borges, który chcąc wycofać piłkę obsłużył Angela Rodado. Hiszpan mógł jedynie podziękować i wykorzystać sytuację sam na sam z Cojocaru.
Pogoń Szczecin witała się z trofeum, a kilkanaście minut później znalazła się w fatalnej sytuacji
Piłkarze Jensa Gustafssona mimo upływu sił próbowali odzyskać kontrolę nad meczem, ale brakowało skuteczności. Anton Chichkan pracował na wysoką notę, zatrzymując m.in. próbę Luki Zahovicia. Czas upływał na korzyść Białej Gwiazdy, a zmęczenie zawodników sprawiało, że na murawie było coraz więcej przestrzeni. Emocję podgrzało jeszcze starcie Carbo z Koulourisem, po którym Portowcy domagali się rzutu karnego. Wisła wywalczyła dogrywkę, wykorzystała błąd rywali i w przeciwieństwie do Pogoni utrzymała korzystny wynik. Po latach posuchy, sympatycy Białej Gwiazdy znów mogą świętować!