Wisła Kraków w meczu z GKS-em Katowice szukała przełamania w rozgrywkach ligowych. Przed spotkaniem nie potrafiła wygrać w trzech kolejnych meczach i zajmowała 9. miejsce w tabeli. Rywal wydawał się do tego idealny. Katowiczanie okupowali przed meczem 12. lokatę i na ostatnie cztery spotkania byli w stanie wygrać tylko jedno. Dodatkowo na szczeblu pierwszej ligi Wisła Kraków rozegrała z GKS-em dwa spotkania i oba wygrała. Dlatego zwycięstwo piłkarzy Radosława Sobolewskiego wydawało się tutaj dość pewne, lecz nie takie szanse „Biała Gwiazda” w tym sezonie marnowała. Tym bardziej że kontuzjowany jest kluczowy zawodnik krakowskiej Wisły — Angel Rodado.
Mocne otwarcie i dalej nic
Gospodarze widać było, że chcą się przełamać i pokazać swoim kibicom jak najlepszą grę. Już w 3. minucie gola dla Wisły strzelił Goku. Katowiczanie nie pozostawali jednak bierni swoim przeciwnikom. Starali się nie odpuszczać i szukać swoich okazji na strzelenie gola. Jednak jak to w przypadku słabszych drużyn (z całym szacunkiem) brakowało skuteczności i wyrachowania w kluczowych momentach akcji.
Gospodarze nie grali wielkiego meczu. Dalej nie było zbyt wielkiej regularności w grze. Wiślacy dopuszczali do sporej ilości szans dla swoich rywali. Nie było w tym wszystkim pewności siebie i chęci do strzelania większej ilości goli. Wciąż w grze Wisły górowała apatyczność i brak pomysłu na grę. Tak jakby podopieczni Radosława Sobolewskiego myśleli, że gol strzelony w 3. minucie wszystko załatwił. No nie do końca. Goście swoją grą nie zasługiwali na przegrywanie. Próbowali na wszelkie możliwe sposoby strzelić gola Wiśle. Widać było, że nie przyjechali do Krakowa, tylko się bronić. Mieli pomysł na to jak pokonać swoich rywali. Chcieli w tym meczu ugrać chociaż punkt.
Walczyli o każdy metr boiska i wcale nie wyglądali na gorszy zespół. Wynik nie do końca odzwierciedlał przebieg spotkania. Gdyby do Krakowa przyjechał lepszy zespół to Wisła miałaby duże problemy. Wychodzi na to, że w trakcie przerwy reprezentacyjnej Radosław Sobolewski nie wyciągnął zbyt dużo wniosków i gra jego drużyny wygląda podobnie, żeby nie powiedzieć tak samo.
Brak radości z gry i… niespodziewana końcówka
Wydawało się, że Wisła chciała dotrwać do przerwy i po niej wyjść jako odmieniona drużyna. Nic bardziej mylnego. Gra dalej wyglądała… No właśnie nie wyglądała. Gospodarze dalej wyglądali na ludzi, którzy nie wiedzą, po co są na boisku. Akcje wszystkie były przeprowadzane na stojąco. Brakowało w tym wszystkim polotu, iskry i osoby, która weźmie na siebie odpowiedzialność za grę swojej drużyny. Do tego coraz mniej zgadzało się w tyłach. Piłkarze GKS-u Katowice bardzo śmiało dochodzili do bramki wiślackiej Wisły.
W 57. minucie piłkarze Radosława Sobolewskiego zapłacili za swoją nieporadność w ataku jak i w obronie. Gościom w końcu udało się strzelić gola, a dokładniej Sebastianowi Bergierowi. Co by nie mówić katowiczanie na tę bramkę jak najbardziej zasłużyli. Na pewno o wiele bardziej niż piłkarze „Białej Gwiazdy”. GKS-owi brakowało jakości piłkarskiej. Jednak nie można im odmówić chęci do grania i takiego boiskowego zawzięcia.
Te aspekty jak najbardziej sprawiały, że goście wyglądali po prostu lepiej. Dlatego w 63. minucie za sprawą Mateusza Maka wyszli na prowadzenie. Przyjezdni wyglądali coraz pewniej w grze. Widać było, jak chcą grać. Wiedzieli, jak tuszować swoje braki piłkarskie i nie zamierzali na krok odpuszczać piłkarzom Wisły. Takie granie jak najbardziej na Wisłę wystarcza. Konsekwencja w grze. Wydaje się, że to nic takiego, lecz zespół Radosława Sobolewskiego sobie z takim graniem nie potrafi poradzić.
Nic nie zapowiadało zatem tego, co widzowie uświadczyli w końcówce meczu. Wydawało się, że GKS dowiezie zwycięstwo, a Wisła poniesie kolejną ligową porażkę. Tymczasem ni stąd ni zowąd w 90+7. minucie wyrównał Patryk Gogol. A trzy minuty później cudu w Krakowie dokonał Angel Baena, zdobywając gola na wagę zwycięstwa w ostatnich sekundach rywalizacji. Dzięki temu Wisła Kraków awansowała na 5. miejsce w Fortuna 1. Lidze, ratując jednocześnie Radosława Sobolewskiego przed kolejnym tłumaczeniem się z niesatysfakcjonującego wyniku.