Zakończyła się listopadowa przerwa reprezentacyjna, a to oznacza, że sezon Premier League za niedługo przyspieszy. Po 12. kolejce Premier League omawiamy następujące tematy: problem mentalny Liverpoolu, sufit pojedynczego meczu Newcastle, zaufanie włodarzy Leeds do trenera, hat-trick Eberechiego Eze oraz czerwona flaga dla projektu Rubena Amorima. Zapraszamy do lektury.
Liverpool ma problem mentalny
Kibice Liverpoolu musieli czekać aż dwa tygodnie na okazję do rehabilitacji po porażce z Manchesterem City (0:3). Mogli w tym czasie zastanawiać się czy bardziej prawdziwą twarzą zespołu jest ta ze starcia z The Citizens, czy rozgrywanego kilka dni wcześniej spotkania z Realem Madryt, gdzie zaprezentowali się naprawdę dobrze (zwycięstwo 1:0). W sobotnie popołudnie na Anfield zobaczyliśmy obie wersje drużyny Arne Slota, ale finalnie zostane zapamiętana tylko ta zła. Liverpool przegrał bowiem z Nottingham Forest aż 0:3, co dla mistrza Anglii musi być po prostu wstydem.
Paradoksalnie The Reds rozpoczęli ten mecz dobrze. Jak na swoje standardy z tego sezonu – nawet bardzo dobrze. Przejęli kontrolę, dyktowali warunki gry i stwarzali sytuacje. Wbrew przebiegowi spotkania to jednak goście wyszli na prowadzenie, a w tym momencie Liverpool rozpadł się jak domek z kart. Popełniał coraz więcej błędów, był niefrasobliwy w obronie, a z przodu już nie tak przekonujący jak wcześniej. Ofensywne i ryzykowne zmiany Arne Slota tylko ułatwiły rywalom zamknięcie tego meczu. Jeden cios wystarczyl, aby Liverpool padł na deski i już się nie pozbierał. To nie pierwszy, ale najdobitniej pokazujący występ, że ten zespół ma problem mentalny. Trudno go uniknąć, gdy jako obrońca tytułu punktujesz tak słabo, ale skala tego kłopotu powinna być dla Arne Slota alarmująca.
Sufit Newcastle w pojedynczym meczu jest bardzo wysoko
W trakcie listopadowej przerwy reprezentacyjnej wybierając największe rozczarowania obecnego sezonu Premier League patrząc w tabelę można byłoby wskazać Newcastle. Zespół Eddiego Howe’a miał tylko dwa punkty przewagi nad strefą spadkową. Początek rozgrywek dał sygnał, że problemy Newcastle sprzed dwóch lat, gdy również musieli łączyć ligę z Champions League, się powtórzą. Niemniej jednak, starcie z Manchesterem City przypomniało, że w pojedynczym meczu Newcastle może być bardzo trudne do pokonania. Oczywiście, muszą być ku temu odpowiednie warunki – podstawowy skład, gra u siebie, odpowiednia przerwa od ostatniego spotkania, aby być w stanie grać na wysokiej intensywności – ale Newcastle w formie to naprawdę świetny zespół.
Przeciwko Manchesterowi City zespół Eddiego Howe’a zaprezentował dojrzały futbol. Nastawił się przede wszystkim na szybkie ataki po odzyskaniu piłki. Strzelili dwa gole, ich współczynnik bramek oczekiwanych wyniósł 2,24 xG i stworzyli aż 6 big chances (dużych okazji). Newcastle błyskawicznie przechodziło do kontrataku, wykorzystywało szybkość Jacoba Murphy’ego oraz Harveya Barnesa, a także umiejętność przyspieszenia akcji podaniem przez Bruno Guimaraesa. W grze bez piłki również byli dobrze zorganizowani w wielu fazach gry. Atakowali wysokim pressingiem, przechodzili do średniego bloku w ustawieniu 4-5-1, a spotkanie kończyli w głębokiej defensywie 5-4-1. W ten sposób zapracowali na zwycięstwo z Manchesterem City. Kluczowa była gra na bardzo wysokiej intensywności, co jednak nie jest możliwe w każdym meczu grając co 3-4 dni.
Daniel Farke potrzebuje wsparcia od Leeds
Na etapie blisko 1/3 sezonu Leeds znajduje się w strefie spadkowej. Dla beniaminka 11 punktów po 12 meczach nie jest złym dorobkiem, aczkolwiek misja pozostania zespołu w Premier League wydaje się trudna. Dla Daniela Farkego wywalczenie utrzymania w najwyższej klasie rozgrywkowej prawdopodobnie jest (jeszcze) niespełnioną ambicją. W sezonie 2019/20 z Norwich spadł z Premier League, a w rozgrywkach 2021/22 został zwolniony z ekipy Kanarków po 11. kolejce. Teraz trzeci raz podjął się tego wyzwania, a obecne Leeds jest ekipą najlepiej przygotowaną na równorzędną rywalizację w Premier League.
Drużyny niemieckiego szkoleniowca zawsze potrafiły grać w piłkę, a w Leeds 49-latek dołożył do tego jeszcze poprawę elementów, które w Norwich zawsze były problemem – intensywność, organizacja w grze bez piłki, bronienie oraz stałe fragmenty gry. Gdybyśmy teraz mieli wskazać czy Leeds do utrzymania potrzebuje lepszego trenera czy lepszych piłkarzy (kilku wzmocnień) wskazalibyśmy na to drugie. W zimie warto byłoby wzmocnić ofensywę sprowadzając zawodników z większą jakością indywidualną – napastnika oraz skrzydłowych. Jesteśmy ciekawi do jakich wniosków dojdą w klubie, ponieważ już przed startem sezonu media spekulowały, że działacze Leeds mając świadomość jak Daniel Farke radził sobie wcześniej w Premier League rozważają zmianę szkoleniowca.
Eberechi Eze to bardziej „strzelec” niż „kreator”
Historią 12. kolejki Premier League bez wątpienia był występ Eberechiego Eze. W letnim okienku transferowym Anglik był już bardzo blisko przejścia do Tottenhamu, ale w ostatnim momencie zmienił zdanie, gdy dowiedział się, że Arsenal – jego ulubiony klub z dzieciństwa, a zarazem największy, derbowy rywal Spurs – jest nim zainteresowany. W derbach północnego Londynu na Emirates Stadium Kanonierzy wygrali 4:1, a Eberechi Eze strzelił hat-tricka. Wszystkie trzy gole padły w bardzo podobny sposob. Po znalezieniu sobie miejsca w okolicach półkola przed polem karnym i precyzyjnym strzale.
Gdy Arsenal podpisywał kontrakt z graczem Crystal Palace dominowała narracja, że jest to odpowiedź na problemy zespołu z kreatywnością. Eze jednak bardziej niż „kreatorem” jest „strzelcem”. W obecnym sezonie Premier League – według statystyk na stronie FB Ref – 27-latek stworzył tylko 6 okazji. W klubowej klasyfikacji daje mu to dopiero 8. miejsce. Jest natomiast piłkarzem najczęściej strzelającym na bramkę w Arsenalu, a po hat-tricku w niedzielnym spotkaniu stał się najlepszym strzelcem zespołu w lidze, ex aequo z Viktorem Gyokeresem. Aktualnie Eberechi Eze gra na pozycji kontuzjowanego Martina Odegaarda i widać różnicę w ich sposobie gry. Norweg notuje więcej kontaktów, kreuje więcej sytuacji i częściej wspomaga rozegranie oraz progresję piłki, natomiast Anglik jest bardziej efektywny w ostatniej tercji boiska i ma większą łatwość w dochodzeniu do sytuacji. Na ten moment ciężko powiedzieć, który profil piłkarza jest Kanonierom bardziej potrzebny.
Projekt Rubena Amorima ma niskie szanse na sukces w Premier League
Słabe punkty Manchesteru United Rubena Amorima widoczne są od dłuższego czasu i teza, iż ten projekt ma niskie szanse na sukces jest popularna wśród kibiców. Występ z Evertonem (0:1) w minionej kolejce tylko wzmocnił takie przekonanie. Czerwone Diabły od 13. minuty grały w przewadze jednego zawodnika po czerwonej kartce dla Idrissy Gueye’a, który… wdał się w sprzeczkę ze swoim klubowym kolegą, Michaelem Keanem i za to został wyrzucony z boiska. Manchester United musiał więc przejąć inicjatywę, zacząć prowadzić grę i tworzyć ataki pozycyjne. Mimo gry w przewadze, na tym zadaniu kompletnie poległ. To był jeden z najgorszych występów zespołu grającego w jedenastu na dziesięciu.
Zespół Rubana Amorima nie zdobył żadnej bramki i nie stworzył żadnej szansy wycenianej przez model goli oczekiwanych na więcej niż 0,2 xG. Grali w zbyt wolnym tempie, nie zdominowali przeciwnika tak jak powinni, brakowało im szybkiego odzyskania piłki po stracie i nieustannego kontynuowania ataków. Krótko mówiąc, najważniejsze elementy dla zespołów potrafiących grać w ataku pozycyjnym nie były na wystarczającym poziomie. Dlatego ten występ jest bardzo poważną czerwoną flagą dla projektu Rubena Amorima, bowiem ten zespół nie potrafi prowadzić gry. Portugalczyk rozwija swój zespół w kierunku gry bezpośredniej i takim sposobem da się wygrywać pojedyncze mecze, a nawet całkiem nieźle punktować, natomiast chcąc stać się topowym zespołem w Anglii oraz w Europie musisz potrafić zdominować przeciwnika poprzez utrzymywanie się przy piłce. Man United tego nie potrafi, a działania Rubena Amorima nie wskazują, aby próbował ten problem należycie rozwiązać.
Co jeszcze wydarzyło się w 12. kolejce Premier League?
- Chelsea wykorzystała potknięcie Manchesteru City i wskoczyła na 2. miejsce w tabeli dzięki zwycięstwie z Burnley (2:0). Strata do Arsenalu wynosi 6 punktów, a oba zespoły w następnej kolejce zmierzą się ze sobą na Stamford Bridge.
- W Wolves zadebiutował nowy trener, Rob Edwards, ale efekt nowej miotły nie zadziałał. Wilki na własnym stadionie przegrały z Crystal Palace (0:2).
- Zmiana trenera zadziałała natomiast w West Hamie. Wprawdzie Nuno Espirito Santo może być rozczarowany, że jego zespół wypuścił dwubramkowe prowadzenie, ale remis z Bournemouth (2:2) na wyjeździe to niezły rezultat. Zwłaszcza, że był to trzeci mecz bez porażki.
- Od strefy spadkowej oddaliło się także Fulham, które pokonało na własnym stadionie Sunderland (1:0).
- Brighton z kolei włącza się do grupy pościgowej na miejsce gwarantujące europejskie puchary. W miniony weekend pokonali Brentford (2:1), a bohaterem został bramkarz Bart Verbruggen, który w doliczonym czasie gry obronił rzut karny.
