Widzew Łódź chciał iść śladami Wisły Cupiała. Tylko realia się zmieniły…

Latem 2025 roku w Widzewie Łódź liczono na początek nowej ery. Klub otrzymał potężny zastrzyk finansowy od Roberta Dobrzyckiego – ponad 7 milionów euro, które miały pozwolić przekształcić ligowego średniaka w drużynę walczącą o najwyższe cele w Ekstraklasie. Transferowe lato było bardzo intensywne – wzmocniono praktycznie każdą pozycję, sprowadzając zawodników opisywanych w mediach jako potencjalne gwiazdy ligi. Rzeczywistość okazała się jednak dużo bardziej brutalna. Po 10 kolejkach Widzew ma na koncie zaledwie 3 zwycięstwa i znajduje się bliżej strefy spadkowej niż czołówki tabeli. W międzyczasie zdążyło już dojść do zmiany trenera, a w kuluarach coraz głośniej mówi się o kolejnych przetasowaniach. Pytanie brzmi: czy w tym chaosie kryje się metoda, która pozwoli łodzianom na sukces?

Obserwując sytuację Widzewa, trudno nie sięgnąć pamięcią do początków epoki Bogusława Cupiała w Wiśle Kraków. Pod koniec lat 90. krakowianie również nie należeli do ligowej elity, lecz dzięki ogromnym nakładom finansowym w krótkim czasie stali się dominującą siłą Ekstraklasy. Podobieństw między tamtą Wisłą a obecnym Widzewem jest kilka. Najbardziej rzuca się w oczy łatwość, z jaką w obu klubach porzucano jedne koncepcje i zastępowano je kolejnymi. Za czasów Cupiała cierpliwość do trenerów i prezesów była niewielka – zmiany następowały błyskawicznie, czasami już po kilku tygodniach. Jednak Wisła, mimo permanentnych roszad, zdobywała tytuły i biła się w Europie. Nawet Henryk Kasperczak, trener odnoszący największe sukcesy w tamtym okresie, utrzymał się na stanowisku „tylko” dwa i pół roku. Choć brakowało stabilności na ławce, wyniki broniły szaleńczej polityki transferowej.

REKLAMA

Widzew Łódź – rewolucja zbyt szybka?

Widzew Łódź latem 2025 roku poszedł w podobnym kierunku. Chciał zerwać z przeciętnością i od razu wysłać rywalom sygnał, że stać go na walkę o podium. W efekcie 8 z 11 piłkarzy, którzy wyszli w podstawowym składzie na niedawny mecz z Rakowem Częstochowa, to gracze sprowadzeni dopiero w ostatnim oknie transferowym. Skala zmian była olbrzymia – i jak się okazuje, nie wyszła drużynie na dobre.

Mariusz Fornalczyk nie strzela i nie asystuje. Samuel Akere potrafi zrobić zamieszanie, lecz brakuje mu konkretów. Andi Zeqiri i Pape Meïssa Ba wciąż czekają na premierowe trafienia w Ekstraklasie. Veljko Ilic, który miał być jednym z najlepszych bramkarzy ligi, na razie rozczarowuje. Z perspektywy czasu łatwo ocenić, że tak drastyczne przebudowanie drużyny w jednym oknie było błędem – zamiast jakości, pojawiły się chaos i brak zgrania.

W takich warunkach kluczowe jest, by na ławce zasiadał trener potrafiący wprowadzić nowych piłkarzy do zespołu i zbudować z nich sprawnie funkcjonującą drużynę. Widzew jednak wpadł w pułapkę myślenia życzeniowego. Zeljko Sopić, który prowadził zespół już pod koniec poprzedniego sezonu i miał odegrać istotną rolę w przebudowie, został zwolniony po sześciu kolejkach nowego sezonu.

Następnie w roli pierwszego trenera obsadzono 32-letniego Patryka Czubaka, człowieka z niewielkim doświadczeniem, którego natychmiast rzucono na głęboką wodę. Zamiast wsparcia – pojawiła się „afera weselna”, która dodatkowo zachwiała jego pozycją. Jak donosi Tomasz Włodarczyk z portalu Meczyki.pl, winnych niepowodzeń szuka się nie tylko wśród trenerów, lecz także w strukturach zarządu. Pojawiają się sygnały, że do klubu może dołączyć Piotr Burlikowski, a przed Widzewem ma rysować się „twardy reset”. Problem w tym, że do końca rundy zasadniczej wciąż pozostaje wiele spotkań – a w Łodzi już teraz mówi się o kolejnej rewolucji.

Dobre chęci to za mało

Trzeba pamiętać, że Ekstraklasa 2025 roku to liga zdecydowanie bardziej wyrównana niż ta sprzed dwóch dekad. Nawet najsłabsze drużyny potrafią regularnie urywać punkty faworytom. Wisła Cupiała była w stanie szybko zbudować przewagę, inwestując w najlepszych piłkarzy konkurencji i Polaków z zagranicy. Widzew obrał inną drogę – postawił głównie na obcokrajowców, których aklimatyzacja wymaga czasu. W obecnych realiach nie da się jednym mocnym oknem transferowym zdominować całej ligi.

Jeśli Widzew marzy o powtórzeniu historii Wisły, musi wreszcie przedstawić jasny plan rozwoju i konsekwentnie się go trzymać. Na razie w klubie widać raczej nerwowość i gaszenie pożarów niż długofalową wizję. Zmiany są nieuniknione w każdym klubie, ale powinny być przemyślane i prowadzić do realnej poprawy. Jeśli już po pięciu spotkaniach z nowym trenerem poważnie rozważa się jego zwolnienie, to znak, że w Łodzi brakuje stabilności i chłodnej głowy.

Widzew Łódź chciał błyskawicznie zerwać z przeciętnością i iść drogą Wisły Cupiała. Problem w tym, że polska piłka od tamtych czasów bardzo się zmieniła. Dziś nie wystarczy zasypać rynku transferowego pieniędzmi i liczyć na natychmiastowy efekt. Potrzebna jest cierpliwość, spójny plan i konsekwencja w jego realizacji. Bez tego klubowi grozi nie wejście do czołówki Ekstraklasy, lecz utknięcie w spirali ciągłych zmian i rozczarowań. Jeśli Widzew chce naprawdę nawiązać do złotych czasów Wisły Kraków, musi nauczyć się, że sukces w XXI wieku to maraton, a nie sprint, a każde szarpnięcia wybijają jedynie z rytmu. Inna kwestia, że najpierw ten właściwy rytm trzeba złapać, a Widzew Łódź wciąż stoi w blokach startowych i zastanawia się nad doborem właściwego obuwia.

SPRAWDŹ TAKŻE
Więcej
    REKLAMA
    137,809FaniLubię

    MOŻE ZACIEKAWI CIĘ