Przed poprzednim sezonem West Ham miał przejść przemianę. Pożegnany wówczas został David Moyes, który wygrywając Ligę Konferencji zapewnił klubowi drugie europejskie trofeum w historii. Właściciele oczekiwali jednak czegoś więcej. Styl gry preferowany przez szkockiego szkoleniowca oparty na defensywie przestał przynosić oczekiwane rezultaty w lidze, dlatego też Młoty miały pójść w inną stronę. W tym celu zatrudniono Julena Lopeteguiego, który na London Stadium wytrwał jedynie pół roku. Jego miejsce zajął Graham Potter, trener również patrzący na piłkę bardziej ofensywnie. Niemniej jednak, Anglik w ciągu niecałych siedmiu miesięcy pracy również nie potrafi poukładać zespołu i sporo spekuluje się o kolejnym zwolnieniu. Czy to jednak w wyborze trenerów leży główny problem West Hamu?
West Ham się nie rozwija
W piątek na London Stadium kibice West Hamu mogli przyżywać deja vu z poprzedniego sezonu. Wówczas pod koniec września w piątej kolejce sezonu ich zespół przegrał z Chelsea 0:3. Kilka dni temu było jeszcze gorzej, bowiem Młoty zostały rozbite przez The Blues 1:5. Oczywiście są to tylko dwa mecze na przestrzeni niemal całego roku. Wyciągnięte z kontekstu mogą fałszować obraz gry całego zespołu. Niemniej jednak, w przypadku West Hamu obie konfrontacje z ekipą Enzo Mareski są jasnym sygnałem, że klub się nie rozwija. W tym czasie zmienił się trener, jednak problemy pozostałe dokładnie te same.
Za kadencji Julena Lopeteguiego West Ham miał być zespołem bardziej proaktywnym. Mieli grać wysokim pressingiem i częściej utrzymywać się przy piłce. Przeważnie jednak przynosiło to więcej strat niż korzyści. Graham Potter z kolei przychodząc na London Stadium zaczął od organizacji gry w obronie. West Ham stał się bardziej pragmatyczny, częściej bronił bliżej własnego pola karnego, a po przejęciu futbolówki szybko przechodził do ataku. Był to więc sposób gry bardzo podobny do tego, który preferował David Moyes. Zatrudniając Anglika West Ham teoretycznie nadal chciał kontynuować ofenswyną transformację. W praktyce jednak okazało się inaczej. Nowy trener postanowił dostosować sposób gry pod charakterystykę kadry, którą zastał.
Brak intensywności
We współczesnym futbolu coraz większą rolę zaczyna się przykładać do intensywności gry. Piłkarzy ocenia się nie tylko pod kątem tego, co robią z piłką, ale też jakie są ich możliwości fizyczne i szybkościowe. Z sezonu na sezon coraz więcej goli pada po szybkich atakach, dlatego kluby i trenerzy przywiązują do tego coraz większą uwagę. Niedawno mówił o tym m.in. Pep Guardiola. Hiszpański trener jako przykład drużyn prezentujących nowoczesny futbol wskazał Bourneumoth, Newcastle, Brighton oraz Liverpool. Zresztą jego Manchester City z roku na rok też staje się coraz bardziej bezpośredni.
Jeżeli mielibyśmy wskazać w Premier League zespół, któremu te nowoczesne trendy uciekły, w pierwszej kolejności na myśl przychodzi West Ham. W kadrze Młotów brakuje zawodników szybkich, mobilnych i wybieganych. To może być główna przyczyna dlaczego Potter na London Stadium odszedł od stylu gry, który preferował w swoich poprzednich klubach. Widząc, że w kadrze nie ma zawodników do gry w wysokim pressingu, nie chce on podejmować zbędnego ryzyka. Jego zespół jest bardziej pasywny w grze defensywnej. Przeważnie ustawia się w niskim bloku i skupia na zabezpieczeniu dostępu do własnej bramki.
Problemy w wysokim pressingu
Odpowiedź na to, dlaczego West Ham nie gra bardziej proaktywnie, mieliśmy w ostatnim starciu z Chelsea. Co prawda, Młoty bramkę otwierająca wynik spotkania zdobyły po odbiorze na połowie rywala, jednak była to jedna z niewielu udanych prób pressingowych. Przeważnie Chelsea z łatwością mijała pierwszą i drugą linię rywali, znajdując miejsce pomiędzy formacją pomocy a obrony. Po objęciu prowadzenia przez The Blues, West Ham zmuszony był podejść wyżej, jednak dla ekipy Mareski było to wodą na młyn. Zresztą podobnie wyglądała wspomniana na wstępie rywalizacja z Chelsea w poprzednim sezonie. Wówczas Lopetegui od samego początku zdecydował się na wysoki pressing, jednak na wierzch wyszły te same problemy.
W piątkowym spotkaniu pressing West Hamu był źle zorganizowany. Linia obrony nie skracała pola gry, ponieważ stoperzy nie czuja się komfortwo, gdy muszą wyjść wyżej i bronić daleko od własnej bramki. W wyniku tego w środku pola pozostawało mnóstwo wolnych przestrzeni do pokrycia, z czym nie radzili sobie James Ward-Prowse i Tomas Soucek. Niezależnie od tego, na kogo postawi Potter, i tak będą z tym problemy. West Ham nie ma w kadrze mobilinych środkowych pomocników, którzy specjalizują się w szybkim agresywnym doskoku do rywala i odbiorze piłki. Podobnie wygląda sytuacja na środku obrony, gdzie brakuje zawodników o bardziej proaktywnej charakterystyce. Takich, którzy nie boją się wyjść wysoko za napastnikiem i zostawić przestrzeń za swoimi plecami. W systemie gry z trójką stoperów, który stosuje West Ham, posiadanie co najmniej dwóch takich piłkarzy jest niezbędne.
West Ham cichym kandydatem do spadku?
Nic więc dziwnego, że najlepsze wyniki za kadencji Pottera West Ham osiągał grając w niskiej defensywie. Oddając piłkę rywalowi i nastawiając się na bronienie dostępu do własnej bramki oraz wyprowadzanie szybkich kontrataków. Kluczową postacią w napędzaniu akcji był wówczas Mohammed Kudus, który latem odszedł do Tottenhamu. W obecnym sezonie można mieć jednak wątpliwości czy ich kontrataki również będą tak skuteczne. Ghańczyk w pojedynkę potrafił w szybkim tempie zdobyć przestrzeń prowadząc piłkę i zainicjować szybki atak. Na ten moment w West Hamie nie widać takiego zawodnika.
Mimo to, znacznie więcej problemów po pierwszych dwóch kolejkach West Ham ma w defensywie. Osiem straconych goli to najgorszy wynik spośród wszystkich zespołów. Mimo, że według modelu xG (goli oczekiwanych) „powinni” stracić o wiele mniej (4,67), to – według danych z Understat – wciąż są pod tym względem najgorsi w lidze. Co gorsza, większość bramek Młoty traciły w sytuacjach, w których w poprzednim sezonie nie mieli kłopotów. Przeciwko Sunderlandowi dwa gole padły po dośrodkowaniach i uderzeniach głową. Z kolei w meczu z Chelsea aż trzy bramki stracili po rzutach rożnych. Nie mając zawodników do gry w wysokim pressingu, Potter musi przede wszystkim skupić się na tym, aby jego drużyna lepiej broniła we własnym polu karnym.
Bez ani jednego punktu i z bilansem bramkowym 1-8 po dwóch kolejkach Młoty wyrastają na jednego z kandydatów do spadku. Całkiem prawdopodobne jest to, że w obecnych rozgrywkach ktoś z trójki Leeds, Burnley i Sunderland postawi poprzeczkę wyżej niż komplet beniaminków w dwóch ostatnich sezonach. Wówczas West Ham naprawdę ma się czego obawiać. Kadra Młotów została źle zbudowana i obecnie nie przystaje do wymagań Premier League. Współczesny futbol poszedł w kierunku szybkości i intensywności, a kluby, które to zrozumiały odjechały West Hamowi. Zarówno na boisku, jak i poza nim.