West Ham i jego przemiana pod wodzą Davida Moyesa

Pamiętacie jeszcze West Ham z okresu wznowienia rozgrywek po lockdownie oraz ten z początku poprzedniego sezonu? Młoty były wówczas synonimem drużyny dobrze zorganizowanej, szczelnej w defensywie oraz pragmatycznej. Zespół Moyesa nie był efektowny, ale nad wyraz efektywny. Często miał problemy z drużynami, które oddawały im piłkę, ale wtedy, gdy nie był faworytem miał plan, który skutecznie realizował. Szkot po objęciu sterów na London Stadium nie kombinował. Początki, co prawda, miał średnie, ale później ułożył zespół na swoją modłę. Z naciskiem na organizację gry w defensywie, jednak bez polotu i fantazji z przodu.

Obecny West Ham to zupełnie inny zespół

Po dwóch kolejkach obecnego sezonu aż trudno w to uwierzyć. Na ten moment West Ham jest liderem ligi. Zdobył najwięcej bramek (8, drugi Manchester United – 6), wraz z Liverpoolem oddał najwięcej celnych strzałów (14), a częściej uderzali (36) jedynie The Reds (47) i Wolves (42). Zespół Moyesa jest również liderem, jeżeli chodzi o expected goals (gole oczekiwane) i wyprzedza drugą w tej statystyce Chelsea o prawie 0,5 bramki (5,30 do 4,83). Oczywiście, trzeba wziąć poprawkę na siłę poszczególnych rywali oraz to, że za nami dopiero dwie kolejki. Młoty mierzyły się ze słabym w defensywie Newcastle oraz Leicester, które przez 50 minut musiało grać w dziesiątkę.

REKLAMA

Mimo wszystko West Ham już od jakiegoś czasu po prostu ogląda się o wiele lepiej niż wcześniej. Gdy zasiada się do meczu z udziałem Młotów można w ciemno obstawiać, że to będzie ciekawe widowisko. Już w poprzedniej kampanii piłkarze z London Stadium mieli serię meczów, kiedy szybko wychodzili na prowadzenie 3:0, a później dawali się wyszumieć rywalowi i tracili bramki (3:3 z Arsenalem oraz 3:2 z Wolves i Leicester). Co prawda, na początku zeszłego sezonu Młoty też potrafiły strzelać po trzy lub więcej bramek w jednym spotkaniu, jednak wówczas ich ataki były bardziej schematyczne i opierały się głównie na dośrodkowaniach.

Wraz z przyjściem Jessego Lingarda West Ham stał się bardziej nieprzewidywalny w ofensywie. Młoty miały znacznie szerszy wachlarz możliwości, przez co ich gra w ataku była znacznie bardziej efektowna. Pod bramką rywala ekipa Moyesa wreszcie zaczęła grać z fantazją i polotem. Jednak, kiedy wypożyczonego Anglika pod koniec sezonu dopadła obniżka formy, West Ham z przodu po prostu się zaciął. Dlatego też, przed startem obecnej kampanii zasadnicze stało się pytanie, czy Młoty poradzą sobie bez Lingarda. Jako, że oprócz rezerwowego bramkarza nikt nowy na London Stadium się nie pojawił można było mieć spore wątpliwości. Jak się okazuje zupełnie niepotrzebnie.

Nowy zawodnik

– Po meczu z Atalantą David Moyes wszedł do szatni i powiedział: „Panowie, chciałbym wam przedstawić nowego zawodnika”. Wszyscy po sobie popatrzyli. Jak to, tak teraz? A on pokazuje Saida i mówi: Benrahma – opowiadał w wywiadzie dla newonce.sport Łukasz Fabiański. Algierczyk rzeczywiście wykorzystał swoją szansę w okresie przygotowawczym i z marszu wszedł w buty Jessego Lingarda. W lidze zdobył już dwie bramki, zaliczył tyle samo asyst i wraz z Antonio, Fornalsem oraz Bowenem tworzą kwartet nie do zatrzymania. Być może David Moyes uznał, że skoro nie ma pieniędzy na transfery nowych zawodników, to on tych nowych zawodników po prostu sobie wykreuje.

Jednak nie tylko Algierczyk zasługuje na pochwały. Na początku tego sezonu równie dobrze spisuje się Michail Antonio, który ma już na swoim koncie trzy gole. Ponadto w poniedziałek został najskuteczniejszym zawodnikiem West Hamu w Premier League. Ważne role odgrywają również Pablo Fornals oraz Jarrod Bowen, którzy dopełniają ten ofensywny, będący w ciągłym ruchu, kwartet. Co więcej, zarówno Rice, jak i Soucek również potrafią podłączyć się do akcji, a dośrodkowania Cresswella i Coufala stanowią kolejną alternatywę w kreowaniu sytuacji.

Po dwóch meczach nowego sezonu na London Stadium chyba już nikt nie tęskni za Lingardem. West Ham dwukrotnie odpalił fajerwerki, strzelając po cztery bramki i jest liderem. Pod nieobecność Anglika, w ofensywie po prostu błyszczą inni. I na dziś aż trudno uwierzyć, że z przed startem sezonu – mówiąc wprost – Młoty się po prostu osłabiły. Do podstawowej jedenastki nie przyszedł tak na prawdę nikt nowy, a odeszła jedna z kluczowych postaci i największa gwiazda zespołu.

Nie jest do końca tak kolorowo

Po dwóch kolejkach kibice West Hamu mogą śmiało otwierać szampany i świętować przynajmniej do soboty pozycję lidera w tabeli. Jednak w gabinetach sielanka nie może trwać w najlepsze. Bo zarówno w grze, jak i w budowie kadry pozostają pewne niedociągnięcia. Pomimo najskuteczniejszego ataku, zespół Moyesa z tyłu nie wygląda najlepiej. Już w końcówce poprzedniej kampanii Młoty kiepsko wyglądały w defensywie. Na początku obecnej również nie widać poprawy. Dwie bramki stracone z Newcastle oraz jedna z grającym w dziesiątkę Leicester nie wróżą najlepiej na przyszłość. Jak dotąd ekipie Moyesa braki w grze obronnej udaje się tuszować efektowną i efektywną grą w ofensywie. Jednak taki stan rzeczy nie może trwać wiecznie.

Jak wiadomo, David Moyes szuka środkowego obrońcy, który miałby pomóc rozwiązać te kłopoty, ale jak go nie było tak dalej nie ma. A czasu na znalezienie odpowiedniego coraz mniej. Już po przerwie reprezentacyjnej West Ham rozpocznie walkę w Lidze Europy. Czy jest gotowy na łączenie europejskich pucharów z rozgrywkami ligowymi ciężko powiedzieć. Kadra jest dość wąska, a na niektórych pozycjach Moyes nie ma wartościowych zmienników. Przy okazji kontuzji kilku podstawowych graczy mogą pojawić się spore problemy, a klub zapłaci wówczas za bierność na rynku transferowym. Niemniej jednak Moyes już nie raz nas zaskakiwał. I wcale niewykluczone jest, że w Ligę Europy jego zespół wejdzie z drzwiami i futryną. Z polotem i fantazją. Dokładnie tak jak w obecny sezon Premier League.

SPRAWDŹ TAKŻE
Więcej
    REKLAMA
    108,730FaniLubię

    MOŻE ZACIEKAWI CIĘ