8 marca Bayern Monachium prężył swoje muskuły. Podopieczni Juliana Nagelsmanna zaliczyli wówczas ósme kolejne zwycięstwo w trwającej edycji Ligi Mistrzów, a niemiecki szkoleniowiec chwalony był za znakomite taktyczne rozpracowanie PSG. 34 dni później, ten sam Bayern bezradnie poległ z Manchesterem City. Porażkę 0:3 wypada uznać za najniższy wymiar kary, a sens zastąpienia Nagelsmanna Thomasem Tuchelem wydaje się (najdelikatniej rzecz ujmując) niezbyt logiczny. Czy rzeczywiście działacze klubu sami sobie strzelili w stopę podejmując niepotrzebne ryzyko? A może klęska z City była nieuchronna?
Tuchel szuka planu, zamiast wprowadzać go w życie
Tak naprawdę do dzisiaj nie poznaliśmy oficjalnych powodów rozstania z Nagelsmannem. Kwestie konfliktów w szatni wydają się mocno naciągane, tym bardziej że znaczna część zawodników okazała szkoleniowcowi wsparcie po jego odejściu. O ile sami sugerowaliśmy jego niechęć do odważniejszego wprowadzania młodzieży, o tyle Tuchel pod tym względem jest jeszcze gorszy — tak jakby nie zwracał uwagi na żadnych graczy poza sprawdzonymi weteranami. Nawet w Pucharze Niemiec, gdzie kluby zazwyczaj eksperymentują składami, posłał do boju doświadczoną jedenastkę, która… i tak poległa. W tym meczu zagrał chociażby Thomas Müller. Wówczas wydawało się to jasnym sygnałem – trener nie zamierza przesadnie kombinować, liczy się wynik. To samo sugerowali zresztą działacze – „zmieniamy trenera, bo walka o najważniejsze trofea jest zagrożona”. Wynik ponad wszystko. Wracając do Müllera, lider Bayernu był niezbędny z Freiburgiem, zagrał dobre zawody z Borussią Dortmund, ale już przeciwko City wylądował na ławce.
Według medialnych doniesień, obecny trener Bayernu miał tak bardzo zaimponować działaczom swoimi pomysłami na rozwój drużyny, że z miejsca „kupił” ich zaufanie. Kibice dostali jasny przekaz – Nagelsmann po porażce z Bayerem Leverkusen udał się na narty i nie chciał analizować niepowodzenia. Tuchel miał wiele pomysłów i rwał się do pracy, okazując wielką determinację. Wykreowano wrażenie, że tylko ten drugi gwarantuje rozwój. Z perspektywy 4 dotychczasowych spotkań, trudno jednak zrozumieć co właściwie były szkoleniowiec PSG chciałby poprawić w grze Bawarczyków. Zamiast wprowadzać konkretne rozwiązania, dopiero uczy się tej drużyny. Trafił do dobrze funkcjonującej machiny, która miała swoje problemy, ale jednak była w grze o wszelkie możliwe trofea. W krótkim czasie pod jego sterami odpadła z Pucharu Niemiec i praktycznie pogrzebała swoje szanse w Lidze Mistrzów.
Nagelsmann przykrył problemy, przez co nikt nie zwracał na nie uwagi
Bayern miał problemy bez klasycznej „9”, ale lukę po odejściu Roberta Lewandowskiego wypełnił Eric Maxim Choupo-Moting. Tuchel w starciu z Manchesterem City nie mógł liczyć na jego usługi, co było widoczne. O ile za kadencji Nagelsmanna dyskusja na temat transferu napastnika zeszła na boczny plan – bowiem Kameruńczyk doraźnie spełniał swoją rolę, o tyle przy jego kontuzji wyborem nowego szkoleniowca został Serge Gnabry, który wielką formę nie grzeszy. Tak samo możemy rozkładać na czynniki pierwsze defensywę. W spotkaniu z PSG zagrał trzyosobowy blok obronny, w którym znakomicie wypadł Josip Stanisic. Przeciwko City Tuchel wystawił dwóch środkowych obrońców, ale kompletnie nie radził on sobie z rywalami, a dyspozycję Upamecano można opisać jednym słowem – masakra.
Tuchel mógłby się oczywiście bronić, wskazując, że nie ponosi winy za kontuzję Choupo-Motinga, indywidualne błędy Upamecano czy słabą formę Daviesa. To jednak pokazuje, że problemem nie był Nagelsmann. 35-latek też musiał znajdować rozwiązania na pojawiające się przeszkody. Być może miał więcej szczęścia, ale jednak gdy trzeba było robić wynik – to go robił. Przypomnijmy, w 37 spotkaniach obecnego sezonu poniósł ledwie 3 porażki. Tuchel potrzebował 4 spotkań, by przegrać 2 razy. W tym momencie chyba żaden kibic Bayernu nie uwierzy, że zmiana trenera na tym etapie sezonu była konieczna. Można snuć fantazje, że latem dojdzie do wielu wzmocnień i przebudowy składu, ale zatrudnienie Tuchela doraźnie bardziej zaszkodziło niż pomogło tej drużynie. Najdziwniejsze w tym wszystkim, że Nagelsmann był krytykowany za brak chęci zmian w zespole, a jego następca miał być zdeterminowany do samokrytyki i wyciągania wniosków. Tymczasem po meczu przeciwko City, jego opinia jest taka: