Dla kibica lubiącego oglądać otwarte i wyrównane starcia underdogów był to naprawdę ciekawy mecz. Naprzeciwko siebie stanęły dwie ambitne ekipy z chrapką na przedłużenie swoich tegorocznych przygód w Europie. Brak wyraźnego faworyta i podobne style gry zapowiadały się nieźle i wydaje się, że faktycznie spełniły oczekiwania „niedzielnych kibiców”. Długimi fragmentami oglądaliśmy żywą i fajną piłkę. Owszem, w drugiej połowie mieliśmy też spokojniejsze i bardziej monotonne momenty, ale generalnie zarówno Dinamo jak i Villarreal starały się kreować sytuacje podbramkowe.
Wynik mógł pójść w każdą ze stron, ale ostatecznie o końcowym rezultacie zadecydował rzut karny. W końcówce pierwszej połowy, po ręce Catheriny jedenastkę na gola pewnie zamienił Gerard Moreno. Dinamo może czuć niedosyt, bo to im jako pierwszym udało się trafić do siatki – w 26. Rulliego pokonał Orsić, ale po interwencji VARu sędzia uznał, że Chorwat był na pozycji spalonej.
Z biegiem czasu widać było coraz większe zmęczenie w szeregach Dinama, co starali się wykorzystywać goście z Hiszpanii. W ostatnim kwadransie zyskali optyczną przewagę i zaczęli kontrolować wydarzenia na boisku. Mimo wszystko ekipie z Zagrzebia należą się brawa, bo mimo trudów tego spotkania do końca walczyli o korzystny wynik. Ostatecznie nie udało im się doprowadzić do remisu i w rewanżu czeka ich trudne zadanie, choć piłkarski świat nie takie odmiany losów w dwumeczach widział. Ciekawe też ile wody w Wiśle musi jeszcze upłynąć, byśmy za podobne postawy na tym etapie europejskich rozgrywek mogli chwalić rodzime zespoły.
Villarreal może się cieszyć, bo wygrana nie przyszła łatwo. Mają zaliczkę, której będą starali się bronić w meczu u siebie. Kolejny triumfator rozgrywek z Hiszpanii? Jak najbardziej możliwe.
Na uwagę zasługuje także czysta gra obu zespołów. Piłkarze szanowali swoje zdrowie i w całym meczu oglądaliśmy raptem 12 fauli, a arbiter pokazał tylko jedną żółtą kartkę.
fot.: Faisal