Po remisie Manchesteru City z Newcastle Aston Villa stała przed niepowtarzalną szansą na zrównanie się punktami z liderem Premier League – Liverpoolem. Wszystko, co musieli zrobić podopieczni Unaia Emery’ego to wygrać z Ipswich Town na Portman Road. Jednak okazało się, że to zadanie nie jest tak proste, jak mogłoby się wydawać. Strzelanie w tym spotkaniu rozpoczęło się szybciej, niż można było się spodziewać.
Już w ósmej minucie Liam Delap wyprowadził gospodarzy na prowadzenie. Dla kibiców gości nie musiało to koniecznie oznaczać powodów do niepokoju. The Villans wygrali w tym sezonie 2/3 spotkania, w których to rywale strzelali pierwszą bramkę. Ponadto Villa aż trzykrotnie zdobywała gole na wagę zwycięstwa dopiero w ostatnim kwadransie gry. Ewentualne wątpliwości szybko rozwiał duet Olliego Watkinsa i Morgana Rogersa. Ta dwójka wypracowała sobie okazję i chwilę po minięciu 30 minut gry podopieczni Emery’ego już byli na prowadzeniu.
Nie lekceważ Ipswich Town
Co mogło zaskoczyć – The Lions nie próbowali za wszelką cenę podnieść prowadzenia. To ekipa The Tractor Boys prowadziła grę i tworzyła sobie kolejne, coraz to groźniejsze okazje. I chociaż na posterunku długo stał Emiliano Martinez, popisujący się w tym spotkaniu fenomenalnymi interwencjami, to starania Ipswich w końcu przyniosły skutek. Delap wyprowadził w pole całą linię obrony gości i dobrym uderzeniem wyrównał wynik spotkania na niecałe 20 minut przed końcem regulaminowego czasu gry. Unai Emery podjął więc zdecydowane kroki, wykorzystując swoje pozostałe zmiany i stawiając wszystko na jedną kartę. Dla hiszpańskiego menedżera liczyły się tylko 3 punkty.
Mimo aktywnych ataków Villi i dobrych prób szybkich ataków Ipswich wynik pozostał ten sam już do ostatniej minuty. Podopieczni Kierana McKenny wyszarpali dzisiaj zdecydowanym faworytom punkt i pokazali, że nie można ich lekceważyć. Z kolei dla The Villans taki wynik to katastrofa – klub walczący o ponowny awans do Ligi Mistrzów nie może w tak łatwy sposób tracić punktów z beniaminkiem.