W strefie spadkowej niesamowicie wyrównany poziom, w walce o tytuł zażarta rywalizacja Bayernu Monachium z Borussią Dortmund. Dla których drużyn 23. kolejka Bundesligi okazała się szczęśliwa, a kto minionego weekendu nie będzie wspominać dobrze? Oto nasze spostrzeżenia.
Union może zakończyć sezon poza czołową „6” Bundesligi
11 lutego podopieczni Ursa Fischera zanotowali spektakularne zwycięstwo nad RB Lipsk. W tamtym czasie nawet najwięksi krytycy musieli pochwalić zespół i uznać ich za realnego kandydata do mistrzostwa. Wszelkie analizy rozważające, czy będziemy mieć do czynienia z niemiecką wersją Leicester szybko okazały się jednak nieaktualne.
Od wspomnianego starcia z Lipskiem, drużyna ze stolicy Niemiec nie tylko nie wygrała żadnego z trzech ligowych spotkań — w żadnym z nich nie strzeliła nawet gola! Jednostronna porażka z Bayernem i remisy przeciwko Schalke oraz Koln oznaczają aż 5 punktów straty do rozpędzonych drużyn z Monachium i Dortmundu. Ba! Tyle samo punktów przewagi mają w tym momencie nad 6. Eintrachtem Frankfurt. Union ewidentnie złapał zadyszkę — a raczej zatracił umiejętność przepychania wyrównanych spotkań. To nie przegrany mecz z Bawarczykami, a strata punktów przeciwko tym teoretycznie słabszym — Schalke oraz Kolonii nie napawa optymizmem. Przedstawiciele Unionu uspokajają jednak atmosferę, zdając sobie sprawę, że drużyna może równie dobrze kontynuować serię spotkań bez wygranej lub znów seryjnie zwyciężać spotkania. To miało już miejsce we wcześniejszej części sezonu. Zasadnicza różnica — dziś te mocniejsze kluby Bundesligi nie gubią już tak łatwo punktów. Margines błędu dla Unionu nie będzie wielki.
W walce o utrzymanie 1 punkt może zrobić różnicę
Po raz pierwszy w historii Bundesligi, na tym etapie sezonu wszystkie 4 drużyny z najgorszych miejsc w tabeli mają identyczny dorobek punktowy. Zwycięstwo Schalke przesunęło ekipę z Gelsenkirchen na lokatę numer 17. Oczywiście, drużyna Thomasa Reisa zbiera ostatnio sporo pochwał, ale właśnie dlatego, że ograli swoich współtowarzyszy w ligowej niedoli — Bochum oraz VfB Stuttgart. Nie są gepardem — co chcą sugerować niektóre media. Nadal są ślimakiem, po prostu ostatnio poruszają się szybciej niż konkurencja. Pamiętajmy, że czekają ich jeszcze starcia z m.in. Borussią Dortmund, Bayerem Leverkusen, Bayerem Monachium, Eintrachtem Frankfurt czy RB Lipsk. Pojawiła się wielka nadzieja, ale przestrzegamy przed wielkim optymizmem.
W tym momencie, na 11 kolejek przed końcem sezonu trudno przewidzieć, kto spadnie. Najgorzej wyglądają perspektywy wspomnianego Bochum i Hoffenheim, ale głównie dlatego, że w ostatnich kolejkach wyglądali bardzo źle. Tutaj każdy punkt może okazać się bezcenny. Paradoksalnie, drużyny z dołu tabeli mają tak wiele problemów, że różne scenariusze są możliwe, a trenerzy będą kombinować jak zaskoczyć przeciwników.
Bayer znów na fali? Po prostu media uwielbiają Xabiego Alonso
Zwycięstwo 4:1 nad Herthą Berlin sprawiło, że piłkarskie Niemcy zachwycają się Bayerem Leverkusen. Moussa Diaby zdaniem dziennikarzy „kickera” został zawodnikiem kolejki, a Jeremie Frimpong po raz szósty trafił do najlepszej jedenastki. Po wyeliminowaniu AS Monaco z Ligi Europy i wylosowaniu Ferencvarosu, nie brakuje głosów, że Bayer może powalczyć o europejski puchar. Tylko, czy w tym wszystkim nie ma przesady? Przecież w Bundeslidze zajmują dopiero 9. miejsce, przegrywając m.in. z Mainz czy Wolfsburgiem. Szanujemy i doceniamy postawę graczy z Leverkusen, ale mają w tym sezonie więcej porażek niż zwycięstw w lidze i mniejszą przewagę nad strefą spadkową (12 pkt) niż stratę do podium (13 pkt).
Nie będziemy poprawni politycznie, Bayer jest drużyną z przebłyskami i ciekawym potencjałem, ale to nie jest topowa drużyna Bundesligi, tymczasem można odnieść wrażenie, że każde ich zwycięstwo jest przesadnie podkreślane. Alonso idzie do Realu Madryt, Frimpong głównym celem transferowym Manchesteru United, gra jest wybitna, ale jednocześnie mówimy o zespole ze środka tabeli.
Gdyby Borussia miała teraz Haalanda…
Borussia Dortmund kroczy od zwycięstwa do zwycięstwa. W tej kolejce pokonali RB Lipsk, jasno pokazując mistrzowskie aspiracje. BVB nauczyło się zarówno wygrywać po pięknych bataliach, jak i „wymęczać” 3 punkty, po spotkaniach, w których wynik jest ważniejszy niż styl. Widać pod tym względem postęp w porównaniu do wcześniejszych sezonów. Zarazem można zastanawiać się, jak mocna byłaby Borussia, mając w składzie takiego snajpera jak Erling Haaland?
Edin Terzić ma w składzie trzech środkowych napastników. Youssoufa Moukoko uzbierał 6 goli w lidze, ale ostatnio jest kontuzjowany, a wcześniej miał duże wahania formy. Anthony Modeste strzelił co prawda 2 bramki, ale prezentował się tak słabo, że w tym roku na murawie pokazuje się od święta. Sebastien Haller gra i to właściwie tyle, co możemy o nim napisać. Wiadomo, kwestia walki z rakiem jądra sprawiła, że cały piłkarski świat trzymał kciuki za Iworyjczyka. Oceniając Hallera ze względów czysto sportowych – no cóż. Bilans zamyka się na 1 golu.
Borussia Dortmund nie mając bramkostrzelnego napastnika i tak notuje imponujące wyniki. Nigdy nie dowiemy się, jak wysoko mogliby mierzyć, gdyby Haaland został na kolejny sezon. A może właśnie brak jednego gracza odpowiedzialnego za strzelanie goli sprawił, że „obudziła się” reszta?
Stanisić nieoczekiwanym zwycięzcą ostatnich dni
22-letni Chorwat po transferze Joao Cancelo miał wylądować na ławce i rzadko z niej wstawać. Finalnie jednak to właśnie Stanisić zagrał w spotkaniach z Unionem Berlin oraz VfB Stuttgart. Ma także wystąpić w pojedynku przeciwko PSG. Oczywiście, okoliczności generują zapotrzebowanie, a zawieszenie Pavarda sprawia, że Nagelsmann będzie chciał skorzystać z usług Chorwata. Josip dość nieoczekiwanie z piłkarza drugiego, może nawet trzeciego planu może stać się języczkiem u wagi w rywalizacji z paryskim gigantem. O atutach Stanisicia i jego „przewadze” trafnie napisał redaktor Marcin Borzęcki — w tym miejscu polecamy twitterową nitkę dziennikarza Viaplay.