Rewelacyjna w tym sezonie Bologna gościła u siebie znajdującą się w coraz lepszej formie ekipę „Giallorossich”. Było to spotkanie drużyn sąsiadujących ze sobą w tabeli. Ze względu na zwycięstwa Fiorentiny i Napoli – Roma spadła na 6. pozycję, a podopieczni Thiago Motty na miejsce 7. Wygrany tego meczu mógł awansować na miejsce gwarantujące grę w rozgrywkach Champions League. Bologna w zasadzie w tym sezonie nie przegrywa. Musiała uznać wyższość jedynie wspomnianej wcześniej Fiorentiny oraz Milanu. Z kolei Roma ma problemy z regularnym punktowaniem na wyjazdach. Był to mecz drużyn aspirujących wysoko i było to widać od samego początku spotkania.
Granie na „0” z tyłu?
Roma do tego spotkania przystępowała bez kilku swoich kluczowych zawodników. Romelu Lukaku i Nicola Zalewski pauzowali za czerwone kartki, które obejrzeli w starciu z Fiorentiną. Natomiast mózg drużyny i największy kreator Paulo Dybala – doznał urazu. Dlatego gra ofensywna „Giallorossich” mogła pozostawiać wiele do życzenia. Jose Mourinho po meczu mógł w swoim stylu narzekać i miał na co. Jego zespół w tym meczu miał przede wszystkim problemy z przebiciem się pod bramkę Bologni. Do tego brakowało dokładności i spokoju w wyprowadzaniu piłki spod własnego pola karnego.
To wszystko bardzo dobrze wykorzystywali podopieczni Thiago Motty. Czekali cierpliwie na to co zrobi rywal. Nie forsowali specjalnie tempa. Grali swój futbol i robili to bardzo dokładnie. Spokojnie budowali swoje ataki. Wiedzieli, że takim graniem będą tylko denerwować swoich przeciwników. Piłkarze Bologni potrafią znakomicie dostosować się do gry rywala. Bronią bardzo szczelnie. Dlatego są w tabeli tam gdzie są. To dobre granie gospodarzy przyniosło efekt w 37. minucie. Wtedy do siatki trafił Nikola Moro. Bologna prowadziła po pierwszej połowie i co by nie mówić jak najbardziej na to zasłużyła. Była konkretniejsza i chętniejsza w swojej grze. Roma grała tak, aby nie przegrać tego spotkania, a jednocześnie nie tracić żadnej bramki. Niestety się to nie udało i Jose Mourinho w przerwie musiał zmienić nastawienie swojego zespołu.
Bologna szła jak po swoje
Gospodarze nie zamierzali bronić jednobramkowego prowadzenia. Postanowili iść jak po swoje i powiększyć przewagę. Na początku drugiej połowy ruszyli na piłkarzy Jose Mourinho i to przyniosło efekt. Składną akcję Bologni wykończył w 49. minucie piłkarz… AS Romy – Rasmus Kristensen. Tak naprawdę podopieczni Thiago Motty po tym trafieniu mogli kontrolować przebieg spotkania i dyktować jego warunki. Nie musieli już atakować. Mogli spokojnie czekać co do pokazania mają „Giallorossi”. A ci w tym meczu nie do końca się kwapili do ataku.
Gracze AS Romy wyglądali dzisiaj na ludzi, którzy nie do końca wiedzą, co robią na boisku. Nie kleiło się dosłownie nic. Brakowało piłkarza, który weźmie na siebie odpowiedzialność za grę. Nie było kreatywności, polotu. Wystarczyło, że piłkarze Bologni zamknęli się bardziej pod swoim polem karnym, a „Giallorossi” nie potrafili sobie z tym poradzić. Niestety, ale takie są właśnie konsekwencje braku Paulo Dybali, na którym oparte są niemalże wszystkie elementy gry ofensywnej drużyny ze stolicy Włoch. Bologna grała swój futbol i jak najbardziej zasłużenie pokonała piłkarzy Jose Mourinho. Tym samym ekipa Thiago Motty awansowała na 4. miejsce w ligowej tabeli. Wyprzedza takie drużyny jak: Napoli, Fiorentina, Roma, Atalanta czy Lazio. Bologna to na ten moment zespół, który będzie walczył o europejskie puchary. Thiago Motta stworzył zespół, którego każdy w Serie A ma prawo się obawiać.