WOW. Po prostu WOW. The Blues w tym sezonie nie mogą się nie podobać. Ta drużyna ma wszystko – szczelna defensywa, świetny środek pola, dobrze działające wahadła i skuteczność z przodu. A jak już można było się przyzwyczaić, strzelają tam niemal wszyscy. Z Lisami zabrakło jeszcze Lukaku i Wernera, którzy siedzieli na ławce, ale nie przeszkodziło to Chelsea w strzeleniu trzech bramek.
Goście zaczęli bardzo mocno i już po pół godziny gry prowadzili dwoma bramkami. To co trzeba docenić, to gra wahadłowych. Chilwell i Reece James wyglądali wyśmienicie, a dzisiaj imponował przede wszystkim były piłkarz Lisów. Był wszędzie, nieraz nawet na pozycji napastnika. To on wrzucił do Rudigera, który otworzył strzelanie w tym meczu. Leicester fatalnie broni ze stałych fragmentów i Tuchel perfidnie to wykorzystał. Druga bramka padła po świetnym rajdzie Ngolo Kante – kolejnym byłym Lisem. Brendan Rodgers chciał unieszkodliwić boki Chelsea, stawiając na bokach zarówno wahadłowych jak i skrzydłowych, w środku wystawiając 3 obrońców i dwóch defensywnych pomocników. Ale to nic nie dało.
Druga połowa
Tuchel umiejętnie zabrał wszystkie mocne karty z talii przeciwnika. Największa broń Leicester, czyli kontry, praktycznie nie istniała. Zero oddanych strzałów w pierwszej połowie najlepiej podsumowuje próby gospodarzy. Po wyjściu z szatni Brendan chciał dać impuls, wprowadzając na boisko Iheanacho z Maddisonem, zdejmując obu skrzydłowych. Dało to jakiś rezultat, bo Mendy dwukrotnie musiał ratować kolegów, ale to Tuchel był dzisiaj głównym dyrygentem.
Chelsea w końcówce już tylko się bawiła. Zmiennicy Pulisic i Ziyech, po dwójkowej akcji ustalili wynik spotkania. Ten mógł być znacznie wyższy, ale ciężko zliczyć wszystkie sytuacje w których piłka wpadała do siatki po minimalnym spalonym.
Przed Leicester bardzo trudny sezon. Obrona nie dojeżdża, a jakby problemów było mało, kontuzje złapał najlepszy od września Tielemans. Chelsea? Mają tylko jeden cel – wygrać Premier League.