Kibice Tottenhamu chcieliby wymazać z pamięci ostatnie wyjazdy na St. James’ Park. Rok temu zespół Ange’a Postecoglu przegrał tam z Newcastle 0:4, a jeszcze większy blamaż ponieśli pod koniec wcześniejszego sezonu, gdy pod wodzą Cristiana Stelliniego przegrali aż 1:6, tracąc pięć goli w 21 minut. Dziś Tottenham podchodził do meczu z większymi nadziejami, ponieważ Sroki – patrząc bardziej na grę, a mniej na wyniki – niezbyt dobrze weszły w sezon.
Eddie Howe przygotował bardzo podobny plan jak podczas poprzedniego zwycięstwa
Jego zespół starał się zakładać wysoki pressing i próbować odbierać piłkę na połowie przeciwnika, ale gdy Tottenham nie dawał sobie zabrać futbolówki to cofali się do niskiej defensywy i bronili dostępu do własnego pola karnego. Ustawienie Newcastle przechodziło z 4-5-1 na 5-4-1, aby rywale nie mieli przewagi w bocznych sektorach. W rolę lewego wahadłowego wcielał się Joelinton, nominalny środkowy pomocnik słynący z nieprawdopodobnie ciężkiej pracy w defensywie. Taki sposób bronienia gospodarzy był skuteczny. Choć Tottenham w pierwszej połowie często sprawiał lepsze wrażenie optyczne to oddał tylko jeden strzał z obrębu pola karnego, a i tak było to uderzeniu z rogu szesnastki.
Newcastle wykonywało mniej podań, robiło to na mniejszej skuteczności, ale na przerwę to oni schodzili z jednobramkową zaliczką. Do siatki trafił Harvey Barnes, który wykorzystał precyzyjne dogranie w pole karne Lloyda Kelly’ego.
Ange Postecoglou już w przerwie przesunął wajchę w stronę ofensywy
Z boiska zszedł Pape Matar Sarr, a pojawił się na nim Brennan Johnson, co spowodowało sporo zmian pozycji. Kulusevski ze środka ataku przeszedł na „10-tkę”. Miejsce na „9-tce” zajął Son, który wcześniej grał na lewym skrzydle, a na tą pozycję wszedł Wilson Odobert, który zamienił strony, w których operuje. Korzyści tych roszad zobaczyliśmy bardzo szybko. Ataki Tottenhamu robiły się coraz groźniejsze i 10 minut po przerwie goście doprowadzili do remisu. Wprawdzie samobója strzelił Dan Burn, ale to była nagroda dla Spurs za zdominowanie rywali i wreszcie wprowadzanie piłki w pole karne rywala.
Tottenham był o wiele bliżej zdobycia kolejnej bramki. Newcastle po przerwie prezentowało się o wiele gorzej. Przegrywali sporo pojedynków, w prosty sposób tracili posiadanie piłki na własnej połowie i byli bardzo niedokładni. W efekcie bardzo rzadko pojawiali się pod polem karnym gości, ale futbol często bywa przewrotny i to właśnie zespół Eddiego Howe’a ponownie objął prowadzenie. Wystarczyło jedno prostopadłe podanie Joelintona na wysoko ustawioną linię obrony Tottenhamu i Murphy z Isakiem wyszli we dwójkę na bramkarza i Szwed po podaniu od Anglika dopełnił formalności. Goście po straconym golu stracili werwę, ponadto z boiska zszedł Maddison i musieli pogodzić się z porażką.
Newcastle 2:1 Tottenham (37′ Barnes, 78′ Isak – 56′ Burn [sam.])
***
Po więcej informacji o Premier League zapraszamy na grupę Kick & Rush – wszystko o lidze angielskiej