Tottenham zaczął dobrze bronić. 5 wniosków po 2. kolejce Premier League

Drugi weekend z Premier League za nami. Od piątku do poniedziałku nie brakowało emocji, a my wszystko podsumujemy omawiając szerzej 5 wybranych tematów. Źle zbudowana kadra West Hamu, poprawa Tottenhamu w defensywie, głębia kadrowa w ofensywie Arsenalu, wpływ Mounta na ofensywę Man United oraz sygnał ostrzegawczy dla Liverpoolu – te wątki bierzemy pod lupę po 2. kolejce.

West Ham ma najgorzej zbudowaną kadrę w Premier League

Jeśli przed startem sezonu ktoś nie zakładał, że West Ham w obecnym sezonie może być zagrożony spadkiem z Premier League to po tym co zobaczyliśmy w dwóch pierwszych kolejkach trzeba zmienić zdanie. Zespół Grahama Pottera rozpoczął sezon od wyjazdowej porażki 0:3 z Sunderlandem, a powrót na własny stadion „uczcili” wysoką przegraną z Chelsea (1:5). Na London Stadium obecnie nic się nie zgadza. Stawiamy tezę, że West Ham to klub z najgorzej zbudowaną kadrą w Premier League.

REKLAMA

W lidze, w której z roku na rok fazy przejściowe odgrywają coraz silniejszą rolę i niezwykle ważna jest szybkość i intensywność Młoty mają zdecydowanie za wolny skład, zwłaszcza patrząc na zawodników grających w środkowym pasie boiska (Kilman, Souck, Ward-Prowse, Fullkrug). Graham Potter ma oczywiście swoje za uszami, ale na ten moment West Ham wydaje mi się najtrudniejszym klubem w Premier League dla trenerów biorąc pod uwagę oczekiwania, a możliwości zespołu. Granie wysokim pressingiem z tak wolnym składem jest niemal niemożliwe. W środku pola tworzy sie zbyt dużo miejsca, którego dwójka pomocników nie jest w stanie pokryć, szczególnie że stoperzy rzadko skutecznie skracają przestrzeń wychodząc ze swojej strefy. Z kolei przy głębokiej defensywie – jak West Ham próbował grać przeciwko Chelsea na początku spotkania – po odejściu Mohammeda Kudusa nie mają zawodników do grania z kontrataku, gdzie również potrzebujesz szybkości.

Thomas Frank odmienił defensywę Tottenhamu

Poprzedni sezon Tottenham zakończył jako przedostatni zespół w statystyce straconych goli spośród tych, które pozostały w Premier League. Bardzo ofensywny sposób gry Ange’a Postecoglou sprawiał, że rywale strzelali im gole na potęgę. Po przyjściu Thomasa Franka już w pierwszych meczach widać ogromną zmianę w skuteczności bronienia dostępu do własnej bramki. W meczu o Superpuchar Europy przez długi czas powstrzymywali PSG od kreowania sytuacji. Na inaugurację Premier League zachowali czyste konto z Burnley, a w miniony weekend nie dali sobie strzelić bramki na Etihad Stadium przeciwko Manchesterowi City (2:0).

Koguty stały się zepsołem bardzo dobrze zorganizowanym bez piłki. Przeciwko Obywatelom nie bali się podchodzić wysokim pressingiem, strzelili w ten sposób jedną bramkę i nie pozwalali rywalom na przejęcie kontroli nad meczem i utrzymywania piłki w strefie ataku. Celność podań zespołu Guardioli nie licząc ostatniej tercji boiska wyniosła 87,3%. W poprzednim sezonie tylko w pięciu ligowych meczach biorąc pod uwagę wszystkie rozgrywki mieli niższy. Wprawdzie Thomas Frank ma ułatwione zadanie w porównaniu do Ange’a Postecoglou, ponieważ w zeszłych rozgrywkach zespół dopadła plaga kontuzji (sporo meczów opuścili Romero i van de Ven), a teraz w letnim okienku dołączył Joao Palhinha, znakomita „6-tka” w fazie defensywy, jednak występ w grze bez piłki na Etihad był imponujący nie tylko w kontekście zeszłego sezonu Tottenhamu, ale każdego klubu, który przyjeżdża na ten stadion.

Arsenal wreszcie ma szeroką kadrę w ofensywie

Po meczu 1. kolejki Premier League z gry wypadł Kai Havertz. W meczu 2. serii gier z kolei najpierw boisko z powodu urazu opuścił Martin Odegaard, a później – Bukayo Saka. To trzech zawodników, którzy w poprzednim sezonie znajdowali się w podstawowym kwartecie ofensywnym Kanonierów. W zeszłym roku brak odpowiedniej głębi kadrowej był jedną z przyczyn, przez którą podopieczni Mikela Artety wypisali się z walki o tytuł na wcześniejszym etapie niż w dwóch poprzednich sezonach. Arsenal nie miał wystarczającej jakości w ostatniej tercji boiska, aby dotrzymać kroku Liverpoolowi.

Obecnie sytuacja się jednak zmieniła. Mikel Arteta nie może już tłumaczyć swojego zespołu absencjami, ponieważ wybór na pozycjach ofensywnych jest bardzo szeroki. Nawet, gdy w spotkaniu z Leeds nie było już Odegaarda i Saki to kwartet ofensywny stanowili Viktor Gyokeres, Noni Madueke, Leandro Trossard i Ethan Nwaneri, a później na boisku pojawił się 15-letni, ale piekielnie utalentowany Max Dowman. Ponadto z trybun mecz oglądał nowy nabytek Arsenalu, Eberechi Eze. Samo wysokie zwycięstwo z Leeds (5:0) nie jest jeszcze potwierdzeniem siły ofensywnej Arsenalu, ponieważ domowe starcie z beniaminkiem nie jest idealnym wyznacznikiem dla zespołu aspirującego do mistrzowskiego tytułu. Kanonierzy wreszcie mają jednak narzędzia, aby seryjnie wygrywać nawet jeśli kilku graczy ofensywnych będzie nieobecnych.

Mason Mount ma największy wpływ na ofensywę Manchesteru United

Gdy w trakcie letniego okienka transferowego Manchester United podpisywał kontrakty z Matheusem Cunhą, Bryanem Mbeumo oraz Benjaminem Sesko zastanawialiśmy się, w jaki sposób Ruben Amorim pomieści na boisku tą trójkę, a także Bruno Fernandesa i Amada Diallo. Gdzieś w tym wszystkim umknął Mason Mount, który miał dobrą końcówkę poprzedniego sezonu i na początku obecnego jest piłkarzem podstawowej jedenastki. Co więcej, Anglik prezentuje się naprawdę dobrze i jesteśmy skłonni postawić tezę, ze jest kluczowym elementem dla płynności gry Manchesteru United.

Mount to piłkarz z ogromną inteligencją boiskową, którą przekazuje poprzez szukanie sobie wolnych przestrzeni na boisku, a także podejmowanie decyzji. To typ zawodnika, obok którego każdemu gra się lepiej. 26-latek gra jako lewa „10-tka” w systemie 3-4-2-1, a Manchester United często próbuje przeładować liczebnie lewe skrzydło (gdzie schodzi też Cunha ustawiony wyjściowo na „9-tce”) i zawiązywać w tym sektorze akcje kombinacyjne. W meczu z Fulham (1:1) Mount zagrał 69 minut, ale już w 53. minucie został przesunięty do środka pomocy, aby zrobić miejsce w ofensywnym tercecie dla Benjamina Sesko. Wówczas ofensywna gra Czerwonych Diabłów siadła. Matheus Cunha przestał błyszczeć. Zespół nie oddał ani jednego (!) strzału z gry (wszystkie trzy były efektem SFG). Po dwóch spotkaniach Mason Mount wydaje się zawodnikiem, który ma największy wpływ na ofensywę zespołu i jej sprawne funkcjonowanie.

Liverpool zdobył trudny teren, ale dostał głośny sygnał ostrzegawczy

Postawienie tezy, że zespół, który wyjechał z St. James’ Park, bardzo trudnego terenu, komplet punktów rozegrał bardzo słabe spotkanie wydaje się absurdalne, ale biorąc pod uwagę wszystkie okoliczności, tak właśnie bylo w przypadku Liverpoolu. To był jeden z tych dni, w którym gra się nie układała, niewiele im wychodziło, po którym po prostu zapominasz o tym, co było i przechodzisz do następnych zadań. Dla Arne Slota to więc duże szczęście, że jego zespół na St. James’ Park nie stracił punktów. Okoliczności były o tyle sprzyjające, że pod koniec pierwszej połowy Anthony Gordon dał im prezent otrzymując czerwoną kartkę za bezmyślny wślizg. Wcześniej The Reds nie rozgrywali dobrego meczu, mieli ogromne problemy z wysokim pressingiem i intensywnością narzucaną przez Newcastle, ale to oni prowadzili wówczas 1:0, a już w pierwszej akcji drugiej części spotkania podwyższyli na 2:0.

REKLAMA

Od drugiego gola w 46. minucie do trzeciej bramki w 90+10. minucie Liverpool nie oddał żadnego (!) strzału. Mimo że grał w przewadze jednego zawodnika to dał przeciwnikom odrobić dwa gole straty. Nie potrafił schować piłki do sejfu, przejąć kontroli nad meczem i w trybie ekonomicznym dojechać do mety. Dla jednego z najlepszych zespołów na świecie takie zarządzanie prowadzeniem przeciwko zespołowi grającemu w dziesiątkę jest nieakceptowalne. Po zmianie stron to Newcastle zanotowało więcej kontaktów z piłką w polu karnym (12 do 11) i oddało więcej strzałów (4 do 3). Mimo kompletu punktów po dwóch kolejkach Arne Slot ma nad czym myśleć.

Co jeszcze działo się w 2. kolejce Premier League?

  • Burnley na własnym stadionie pokonało Sunderland (2:0), co oznacza, że cała trójka beniaminków ma w swoim dorobku po 3 punkty. Każdy z nich wywalczył je przed własną publicznością.
  • Brentford odbiło się po bardzo słabym występie w 1. kolejce i w domowym meczu dość niespodziewanie pokonało Aston Villę (1:0), która w tym sezonie nie zdobyła jeszcze bramki.
  • Bez gola – a także bez punktów – po dwóch kolejkach jest także Wolves. W sobotę zespół Vitora Pereiry pojechał do Bournemouth, gdzie przegrał 0:1.
  • W niedzielę doszło do historycznego wydarzenia dla Evertonu, jakim było otwarcie nowego stadionu. Na Hill Dickinson Stadium piłkarze zgotowali fanom prawdziwe święto wygrywając z Brighton (2:0).
  • W „derbach CAS” pomiędzy Crystal Palace, a Nottingham Forest, które walczyły o prawo gry w Lidze Europy odwołując się do Trybunału Arbitrażowego do spraw Sportu padł remis (1:1).
SPRAWDŹ TAKŻE
Więcej
    REKLAMA
    112,051FaniLubię

    MOŻE ZACIEKAWI CIĘ