Jeszcze tydzień temu, kibice Tottenhamu mieli sporo powodów do niezadowolenia. Porażka w Lidze Mistrzów ze Sportingiem, derbowa przegrana z Arsenalem i remis z Eintrachtem. Od tego czasu Spurs wrócili do odpowiedniego rytmu, wygrywając trzy mecze z rzędu. Dzisiaj byli wyraźnie lepsi od jednego z ulubionych rywali Antonio Conte – Evertonu.
Tottenham długo nie mógł pokonać Pickforda
Nie dość, że drużyny Włocha nigdy dotąd nie przegrały z The Toffees, to nie straciły z nimi ani jednej bramki. Koguty nie mogły chyba trafić na bardziej dogodnego rywala, by umocnić swoją pozycję w top3. Podopieczni Franka Lamparda to zupełnie inna drużyna niż Everton z poprzedniego sezonu, do końca broniący się przed spadkiem. Nie tracą wielu bramek – dotąd jedynie Aston Villa i Manchester United strzelili im więcej niż jedną bramkę. Drużyna z Goodison Park przegrała jedynie dwa mecze i mogła zaimponować wielu neutralnym kibicom serią 6 meczów bez porażki.
Jednak dzisiaj bez Gordona zawieszonego za kartki i Calverta – Lewina, ofensywa The Toffees została pozbawiona najmocniejszy kart w talii. Dlatego też Lampard postawił dzisiaj na defensywę, co długo przynosiło wymierne skutki. Son i spółka nie potrafili się przebić przez ofensywę rywali. Tylko jeden celny strzał w pierwszej połowie i uraz Richarlisona zaraz po wyjściu z szatni mogły zapowiadać spore problemy Tottenhamu ze zdobyciem trzech punktów. Do niczego takiego nie doszło. Powód?
Niezawodny w tym sezonie Harry Kane
Anglik w tym sezonie to zdecydowany lider zespołu. Chyba możemy nawet mówić o życiowej formie Anglika, który bierze ofensywę na barki mimo dyskusyjnej formy Sona i problemów ze zdrowiem Kulusevskiego i Richarlisona. Tego wieczoru 29-letni napastnik był niezwykle aktywny i mało który atak nie przechodził przez niego. W końcu przyszedł również efekt końcowy w postaci gola. Kane pewnie wykorzystał rzut karny, który sam wywalczył. Pobił tymsamym swój własny rekord w Premier League, po raz pierwszy strzelając bramki w pięciu meczach ligowych z rzędu. Każdy mówi o Erlingu Haalandzie i nic w tym dziwnego. Jednak nie można zapominać o Angliku, który tylko w jednym meczu ligowym tego sezonu nie miał udziału przy bramce.
Z Evertonem pracował jak wół nie tylko w ataku, ale również obronie i pomocy. Druga bramka Spurs wzięła się właśnie od jego progresywnego podania do Bentancura, który obsłużył w polu karnym Hojberga. Obecnie Conte ma powody do zadowolenia ze swoich podopiecznych. W Premier League zajmują trzecie miejsce, bez większych strat do Arsenalu i Manchesteru City. Liga Mistrzów? Liderzy grupy. W klasyfikacji strzelców Kane jest jedynie za Haalandem. Kto wie, może Tottenham w tym sezonie zamiesza nieco bardziej, niż wszyscy się spodziewali…