Tottenham potrzebował Thomasa Franka

Prezes Tottenhamu, Daniel Levy stanął przed podjęciem trudnej decyzji po zakończeniu poprzedniego sezonu. Ange Postecoglou w rozgrywkach Premier League zajął ostatnie bezpieczne miejsce, ale zapewnił zespołowi Champions League triumfując w Lidze Europy i zapewniając klubowi pierwsze trofeum od 2008 roku. 63-letni angielski biznesmen wbrew przekonaniom wielu kibiców rozstał się z australijskim szkoleniowcem, a w jego miejsce zatrudnił Thomasa Franka. Po trzech oficjalnych meczach z nowym sternikiem Tottenham zanotował progres i wszystko wskazuje na to, że była to słuszna decyzja.

Idealista kontra racjonalista

Profile trenerskie Thomasa Franka i Ange’a Postecoglou nie mają ze sobą wiele wspólnego. Australijczyk to jeden z największych idealistów, jakich widziała Premier League. Choć Ligę Europy wygrał odchodząc od swojego ulubionego sposobu grania to kiepski wynik na gruncie ligowym to przede wszystkim wypadkowa przywiązania do konkretnej filozofii i bagatelizowania wielu elementów gry, począwszy od organizacji w grze bez piłki, przez zabezpieczenie przed kontratakami, na stałych fragmentach gry kończąc. Thomas Frank jest szkoleniowcem, który na futbol patrzy zdecydowanie bardziej racjonalnie. Jego filozofią trenerską jest elastyczność. Potrafił wprowadzić Brentford do Premier League, potem dostosować sposób gry zespołu do wymagań w wyższej lidze mimo bardzo niskiego budżetu, a z czasem nadawać drużynie bardziej ofensywnego sznytu.

REKLAMA

Elastyczność trenera poznaje się również po tym jak adaptuje się do sposobu gry przeciwnika. Z całej kadencji Ange’a Postecoglou trudno przypomnieć sobie mecz, w którym Tottenham był przygotowany pod konkretnego przeciwnika w podobny sposób jak w oficjalnym debiucie Thomasa Franka przeciwko PSG w rywalizacji o Superpuchar Europy. Koguty wykorzystywały braki rywali przy stałych fragmentach gry, w pojedynkach powietrznych, czy zbieraniu drugich piłek, a także dobrze zakładali pressing.

Tego spotkania akurat nie udało się wygrać (Spurs roztrwonili dwubramkowe prowadzenie w końcówce i przegrali w rzutach karnych), ale już w 2. kolejce Premier League Thomas Frank ponownie pokazał, że taktycznie jest w stanie przechytrzyć nawet najlepszych trenerów na świecie, gdy jego zespół wygrał z Manchesterem City na Etihad Stadium (2:0). Przeciwko PSG Tottenham zagrał w systemie 5-3-2 i można było zakładać, że na mecze z silniejszymi przeciwnikami Frank tak będzie ustawiał zespół (co robił w Brentford), ale już z Man City przeszli na czwórkę obrońców.

Tottenham jest dobrze zorganizowany bez piłki

Największym problemem Tottenhamu pod wodzą Ange’a Postecoglou była defensywa. Poza spadkowiczami w minionym sezonie Premier League więcej goli straciło tylko Wolves. Australijczyk nie miał szczęścia do zdrowia swoich piłkarzy – choć otwarta pozostaje debata jak bardzo na kontuzje zawodników wpływał intensywny styl gry wymagany przez trenera – ponieważ ani Cristian Romero, ani Mickey van de Ven nie zagrali nawet połowy możliwych minut w lidze. Na środku obrony często musiał grać nominalny środkowy pomocnik Archie Gray oraz nominalny lewy obrońca Ben Davies. Mimo wszystko, defensywa Tottenhamu i tak spisywała się poniżej oczekiwań. Spurs potrafili zakładać wysoki pressing, ale nie da się w ten sposób bronić przez pelne 90 minut. A w poprzednich rozgrywkach zespół nie był przygotowany do innego sposobu bronienia.

U Thomasa Franka organizacja w grze bez piłki ma o wiele większe znaczenie. Duńczyk również stawia na wysoki pressing. Nawet przeciwko tak dobrze operującym piłką rywalom jak PSG i Manchester City Tottenham potrafił być bardzo efektywny próbując odbierać piłkę w strefie wysokiej. W starciu z The Citizens trafili w ten sposób do siatki, odzyskując piłkę w polu karnym (!) przeciwnika, a przez cały mecz ograniczyli Manchester City do 87,3% celności podań wyłączając zagrania w ostatniej tercji boiska. W poprzednim sezonie tylko w pięciu spotkaniach mieli niższy wskaźnik w tej statystyce. 34,5% kontaktów z piłką zespół Pepa Guardioli odnotował w tercji defensywnej, co licząc od zeszłego sezonu jest ich piątym najwyższym wynikiem. Zespół Thomasa Franka bardzo dobrze utrudniał rywalom progresję piłki.

Thomas Frank ma świadomość, że jego zespół musi być również przygotowany na głęboką defensywę

W meczach z silniejszymi przeciwnikami fragmenty, w których rywal zmusi ich do głębokiej obrony są nieuniknione. Brentford pod wodzą 51-latka w wielu meczach z czołówką miało przypadłość, że cofali się nawet za głęboko i pozwalali rywalom na przejęcie pełnej kontroli nad meczem. Podobny błąd popełnił Tottenham w meczu z PSG, gdy po zdobyciu drugiej bramki oddał inicjatywę, cofnął się bardzo nisko i nie sprawiał żadnego zagrożenia po kontratakach. W meczu z Manchesterem City sposób zarządzania wynikiem przez podopiecznych Thomasa Franka był już znacznie lepszy. Cały czas starali się odpychać rywali od własnego pola karnego, więc Manchester City nie był w stanie osiągnąć dominacji, na której Guardioli zależy niemal w każdym spotkaniu.

Tottenham potrafi jednak bronić

Po przyjściu Thomasa Franka okazało się, że Tottenham potrafi jednak bronić. W dwóch pierwszych ligowych meczach zachowali dwa czyste konta i w chwili pisania tego tekstu są jednym z trzech zespołów, które nie straciły jeszcze bramki w tym sezonie Premier League (Newcastle zagrało tylko jeden mecz). Spurs z zespołu, który każdy chwalił za sposób gry, ale też każdy chciał z nimi grać, bo wiedział jak uderzyć w ich słabe punkty stali się drużyną bardzo trudną do przełamania. Są nie tylko bardzo dobrze zorganizowani w przesuwaniu, zamykaniu wolnych przestrzeni i skokach pressingowych, ale Frank stawiając na zawodników z dużymi predyspozycjami defensywnymi ułożył zespół, który indywidualnie nie przegrywa wielu pojedynków.

Kontuzje Jamesa Maddisona i Dejana Kulusevskiego w połączeniu z przeciągającym się poszukiwaniem „10-tki” na rynku transferowym zmusiły trenera do poszukania innych rozwiązań i ustawienia na tej pozycji Pape Matar Sarra, który ma inne zadania, ale spisuje się bardzo dobrze. Przed linią obrony świetnie gra Joao Palhinha, jedna z najlepszych „6-tek” na świecie w fazie defensywy. Rodrigo Bentancur, który u Postecoglou miał problemy z nadążaniem za kontratakami rywala teraz broni na mniejszej przestrzeni i już nie widać jego braków motorycznych. Cristian Romero i Mickey van de Ven to jeden z najlepszych duetów stoperów w Premier League. Na lewej obronie znakomicie w pojedynkach ze skrzydłowymi radzi sobie Djed Spence.

Thomas Frank udowodnił, że Tottenham może dobrze bronić, a wystarczy tylko odpowiednio poukładać klocki. Aby w przyszłym sezonie ponownie zagrać w Lidze Mistrzów będzie jeszcze musiał udokumentować, że jego zespół potrafi także grać w fazie posiadania piłki.

SPRAWDŹ TAKŻE
Więcej
    REKLAMA
    112,050FaniLubię

    MOŻE ZACIEKAWI CIĘ