Ekstraklasa zalicza systematyczne awanse w rankingu najlepszych europejskich lig. Polskie kluby zarabiają coraz większe pieniądze ze sprzedaży praw telewizyjnych, a na trybunach pojawia się coraz więcej kibiców. Wydawać by się mogło, że Polska jest idealnym krajem do inwestycji środków finansowych w futbol. Nie ma roku, by media nie żyły historią milionera/miliardera, który chce przejąć jeden z polskich klubów i zmienić go w europejskiego giganta. Niestety, bajkowe plany nie przekładają się na rzeczywistość. Wygląda na to, że podobnie będzie w Pogoni Szczecin.
Alexander Haditaghi miał być zbawcą Pogoni Szczecin…
Tym, którzy nie śledzili telenoweli ze sprzedażą Pogoni, przypomnijmy skrótowo wydarzenia z minionych tygodni. Niejaki Alexander Haditaghi, kanadyjski milioner działający w branży nieruchomości zamierzał przejąć pakiet akcji szczecińskiego klubu. W mediach pojawiały się kolejne szczegóły transakcji, wliczając w to środki, jakie 46-latek zamierza przeznaczyć na transfery Portowców już w najbliższym okienku transferowym. Oczywiście, część doniesień była totalnie wyssana z palca, część wykluczała siebie nawzajem (jedne źródła mówiły o kupnie pakietu większościowego, inne o około 20% akcji). Prezes Jarosław Mroczek w miniony poniedziałek, przy okazji składania życzeń bożonarodzeniowych wspomniał jednak o „nadchodzącej nieuchronnej zmianie”, co wydawało się być jasnym sygnałem, przesądzonej sprzedaży Pogoni Szczecin.
Tymczasem ledwie 3 dni później, w mediach pojawiły się informacje, że temat upadł. Najpierw poinformował o tym Samuel Szczygielski z portalu Meczyki.pl, następnie Piotr Koźmiński z Goal.pl dorzucił, że sprawa się mocno skomplikowała, jednak jego zdaniem nic nie jest jeszcze w 100% przesądzone. Do tego serwis pogonsportnet.pl opublikował oświadczenie niedoszłego właściciela klubu (całość w linku), w której Kanadyjczyk opowiada o pięknych planach na przyszłość, a także propozycji spłaty długów wobec kredytodawców do 2027 roku.
…ale raczej nie będzie
W czym tkwi problem? Wierzyciele Pogoni Szczecin chcieli odzyskać pożyczone pieniądze już teraz, widząc, że w klubie pojawia się zagraniczny kapitał. Tymczasem kanadyjski milioner najwyraźniej zaproponował im, że odzyskają swoje pieniądze do lipca 2027 roku, z 8% zwrotu z pożyczek. Taka propozycja nie przypadła do gustu dwóm kredytodawcom, co uniemożliwiło osiągnięcie porozumienia. Wbrew pozorom, nie są to pierdoły, jak stara się wmówić część dziennikarzy. Można zrozumieć firmy, którym Pogoń jest winna pieniądze, a które oczekiwały, że nowy właściciel spłaci zobowiązania, tymczasem usłyszały, że to nastąpi najwcześniej za 2.5 roku. Część była skłonna zaufać Kanadyjczykowi, część nie.
Nie chcemy oceniać, kto zawinił przy fiasku negocjacji. Zapala się nam jednak kontrolka ostrzegawcza, gdy czytamy jak pan Alexander Haditaghi opisuje swoją miłość do Szczecina. Być może doświadczenie przestrzega nas, że cukierkowe kadzenie nie jest wiarygodne. Niezależnie od tego, czy Kanadyjczyk zakochał się w grze Rafała Kurzawy, czy też szuka sposobu jak zjednać sobie sympatyków Pogoni, w rzeczywistości nastawiając się jedynie na korzystny biznes, Portowcy bez konkretnego inwestora znajdą się w trudnej sytuacji. Nie jest bowiem tajemnicą, że w klubie brakuje pieniędzy, a bez nich nie sposób powalczyć o poważniejsze cele w Ekstraklasie. Być może już zimą nastąpi exodus części istotnych graczy.
Niestety, po raz kolejny bogaty zagraniczny inwestor, który miał wnieść polski klub na wyższy pułap finansowy, nie okazuje się zbawicielem, na jakiego kreowały go media. Polacy nie potrafią podjąć ryzyka i marnują znakomite szanse rozwoju, a może w rzeczywistości zainteresowanie naszymi klubami wykazują jedynie ludzie, którym nie warto ufać? Każdy może sam sobie odpowiedzieć na to pytanie.