Raków Częstochowa w pierwszym meczu 2. rundy eliminacji Ligi Mistrzów wygrał na własnym stadionie z Qarabagem Agdam 3:2. Choć euforia po golu Sonny’ego Kittela zwieńczająca szaloną drugą połowę przy Limanowskiego jest pewnie teraz o wiele silniejsza niż trzeźwe spojrzenie to trzeba mieć w pamięci, co stało się rok temu, gdy Lech również jechał do Azerbejdżanu z jednobramkową zaliczką z domowego meczu. Oczywiście, Raków jest zespołem lepszym od tamtego, lipcowego Kolejorza, aczkolwiek Qarabag pokazał, że rewanż będzie dla mistrza Polski piekielnie trudnym zadaniem.
Konsekwencja w defensywie
Raków pod wodzą Marka Papszuna przez ostatnie lata najbardziej imponował konsekwencją w defensywie. Mieli jakość z przodu, ale to co najbardziej ich wyróżniało to solidność i powtarzalność w tyłach. Wystarczy spojrzeć na bilans klubu z Częstochowy w eliminacjach europejskich pucharów, aby dostrzec, co było podstawowym elementem filozofii byłego trenera Rakowa. Jego zespół zagrał 12 spotkań w ramach eliminacji do Ligi Konferencji i w 9 z nich zachował czyste konto. Z sześciu przeciwników, z którymi się mierzyli tylko dwóch potrafiło strzelić Medalikom bramkę – Gent i Slavia Praga (akurat tak się składa, że Raków zawsze, gdy tracił bramkę w dwumeczu w eliminacjach to odpadał). Z tych 12 meczów możemy wskazać tylko dwa, w których defensywa Rakowa wyglądała na zagubioną. Nie nadążała za pomysłami przeciwnika. Był to mecz w Gandawie oraz końcówka spotkania ze Slavią w Pradze.
Dawid Szwarga, w myśl zasady, że jak coś świetnie funkcjonuje to nie warto tego zmieniać, również bazuje na tym fundamencie. W pierwszych czterech spotkaniach w roli pierwszego trenera jego zespół nie stracił ani jednej bramki. Sam trener ostatnio w wywiadzie po meczu z Jagiellonią dla stacji Canal+ podkreślał, że najważniejsze dla niego, iż rywal nie stworzył sobie okazji. Defensywa częstochowian – wyłączając jakieś 5 minut z Florą Tallinn w meczu inaugurującym sezon – prezentowała się bardzo pewnie. Z Qarabagem były jednak fragmenty, w których zespół Dawida Szwargi bronił się desperacko. Oprócz dwóch goli mistrz Azerbejdżanu kilkukrotnie tworzył zamieszanie pod bramką Vladana Kovacevicia, jednak Raków pokazał wówczas to, z czego słynie – świetną ochronę własnego pola karnego ofiarnie blokując światło bramki przy strzałach przeciwnika z dogodnych pozycji. Szwarga może być jednak zaniepokojony zgubieniem koncentracji przez jego piłkarzy przy dwubramkowym prowadzeniu oraz liczbą dogodnych okazji Qarabagu.
Druga połowa w nie-Rakowowym stylu
Dla Rakowa Dawida Szwargi to był pierwszy tak poważny sprawdzian (Legia to oczywiście też bardzo mocny przeciwnik, ale Superpuchar jest przez kluby traktowany raczej jak prestiżowy sparing). Po czterech testach można było zauważyć, że nowy trener mocniej niż poprzednik stawia na rozegranie od własnej bramki i wciągnięcie rywala do wysokiego pressingu. Przeciwko Qarabagowi częstochowianie również nie bali się grać w ten sposób i podejmować ryzyka. Co więcej, udawało im się znajdować wolnego zawodnika, najczęściej wahadłowego, ale nawet to nie zapewniało im odpowiednio szybkiej progresji piłki, przejścia z tercji pierwszej do trzeciej. Jeśli juz się to udawało to za sprawą lewej strony, na której operowali Jean Carlos oraz Marcin Cebula. Choć Raków niewiele tworzył sobie okazji z gry to mecz miał spokojne tempo. Toczył się według pewnego schematu. Tak, jak prawie zawsze bywa to w spotkaniach z udziałem mistrza Polski.
W drugiej części gry, zwłaszcza po samobójczym trafieniu gości, spotkanie stało się bardziej szarpane. To nie była gra w stylu Rakowa, a mimo to zespołowi Dawida Szwargi udało się zdobyć trzy gole. Niemniej jednak, było w tym mnóstwo szczęścia. Po zmianie stron Raków oddał tylko 2 strzały. Przy dwóch pierwszych bramkach pomocną rękę do Medalików wyciągnął bramkarz Qarabagu (można powiedzieć, że odwdzięczył się polskiej piłce za błędy Artura Rudki przed rokiem w dwumeczu z Lechem), a trzecia to efekt spektakularnego uderzenia Sonny’ego Kittela.
W drugiej połowie Raków często sprawiał wrażenie drużyny, której sytuacja wymyka się z rąk. Rzadko widzimy obrazki, gdy częstochowianie, słynący – jak już wspominaliśmy wcześniej – ze świetnej obrony własnego pola karnego pozwalają rywalowi oddać strzał głową z tak czystej pozycji, jak Xhixhę przy golu na 1:2. Rzadko też zdarzają im się straty w tak niebezpiecznych miejscach, jak ta Papanikolau prowadząca do wyrównującego gola Qarabagu. A podobnych strat w środku pola było więcej.
Raków dopomógł szczęściu
Mimo to mistrzom Polski udało się strzelić 3 gole i zapewnić sobie jednobramkową zaliczkę. Szczęście? Jedni zaprzeczą, drudzy odpowiedzą twierdząco, w każdym razie – szczęściu trzeba też dopomóc. I Raków to zrobił. To nie tak, że gospodarze tylko się bronili i trzy gole strzelił z przypadku. Optycznie mogliśmy odnieść wrażenie, że spotkały się dwie równorzędne drużyny i każda z nich miała w meczu swoje momenty sprzyjające. Mówimy o szczęściu przy pierwszej bramce Medalików, bo rywale wsadzili „swojaka”, ale akcja poprzedzająca dogranie Marcina Cebuli w pole karne była starannie wypracowana. Rakowowi pod bramką przeciwnika dopisywało wczoraj szczęście, ale zespół dał podstawy, aby w ogóle było to możliwe.
Szczęściu dopomógł także Michał Świerczewski i cały pion decyzyjny Rakowa Częstochowa. Przekonując Sonny’ego Kittela do podpisania kontraktu z mistrzem Polski klub pozyskał zawodnika od właśnie takich momentów jak ten z 91. minuty jego debiutanckiego meczu w koszulce Medalików. Tego typu zawodnicy w formacie pucharowym są na wagę złota. Potrafią jednym strzałem czy podaniem przesądzić o wyniku meczu. Podobnym game-changerem wydaje się być John Yeboah, który na razie jest spokojnie wprowadzany przez Dawida Szwargę. Niemiec jednak zawsze jest postacią rzucającą się w oczy. Potrafi popisać się niekonwencjonalnym zagraniem czy dryblingiem. W skrócie – tworzy przewagę indywidualną. Pozytywny wynik Rakowa w pierwszym meczu z Qarabagem nie jest więc przypadkiem, Qarabag potrafił na tyle wybić zespół Dawida Szwargi ze swojego rytmu, że do rewanżu mistrzowie Polski muszą być jeszcze lepiej przygotowani, aby w końcu przełamać „klątwę Qarabagu”, która prześladuje kolejnych mistrzów Polski.