Szalone derby Londynu – dramat Tottenhamu szczęściem Chelsea

Co to było za spotkanie! Nie brakowało mu niczego. Gole, czerwone kartki, kontrowersyjne decyzje, kontuzje i wielkie emocje, a na sam koniec hat-trick. Derby Londynu pomiędzy Tottenham a Chelsea zaoferowały więcej niż ktokolwiek mógł się spodziewać. A tam gdzie dramat ostatniej niepokonanej drużyny Premier League jest mecz założycielski drugich.

Tottenham przeżywał prawdziwy dramat

Można byłoby próbować opisywać wszystko co działo się w pierwszej połowie, jednak bez rozpisania się na kilka akapitów, nie dałoby się niczego pominąć. Zarówno Koguty jak i The Blues wyszły nabuzowane na ten mecz, a akcje szły w obie strony. Bramki padały częściej niż liście jesienią. Niestety przez spalone zaliczona została tylko jedna z nich, strzelona przez Dejana Kulusevskiego. Nie pomagało to w opanowaniu emocji przez jednych i drugich, bo było widać zwłaszcza u Cristiana Romero. Argentyńczykowi najpierw się upiekło gdy kopnął jednego z rywali i nie zauważył tego VAR, ale później, gdy w polu karnym wykonał niebezpieczne wejście w nogi Enzo Fernandeza, decyzja nie mogła być inna. Jedenastka oraz czerwona kartka. Z wapna nie pomylił się Cole Palmer. Tottenham zamiast prowadzić 2-0 remisował z Chelsea i musiał grać resztę spotkania w osłabieniu. A to nie był koniec dramatów Spurs w pierwszej połowie. Jeszcze przed doliczonym czasem gry urazu doznał lider, kreator, czyli po prostu James Maddison. Kilka minut później w pełnym sprincie za udo złapał się Micky Van de Ven. Holender, który całkowicie odmienił defensywę Kogutów. To nie było łatwe 45 minut dla Ange Postecoglou.

REKLAMA

Odpowiedź na chaos po pierwszej połowie

Druga połowa stała pod znakiem nieudalnej i nieskutecznej Chelsea oraz fenomelnaego Guglielmo Vicario. Włoch dwoił się i troił między słupkami broniąc kolejne świetne okazje rywali. Ale nie ograniczał się do biernego stania na linii. Bramkarz musiał ratować też kolegów na przedpolu, gdzie dobiegał do prostopadłych piłek przed atakującymi gości. Jak doszło do takiej sytuacji? Ano Tottenham remisując przy grze w 9 wcale nie zamierzał się cofać i ustawiał defensywę na linii środkowej. Jeden z takich obrazków możecie zobaczyć poniżej.

Chelsea zagrała mecz założycielski?

Taki scenariusz nie mógł trwać w nieskończoność. Chelsea po kolejnym ominięciu zdziesiątkowanej linii obrony Tottenhamu, pozbawionego dwóch podstawowych obrońców, w końcu znalazła sposób na Vicario. Raheem Sterling znalazł z polu karnym niekrytego Nicolasa Jacksona, a Senegalczyk wyprowadził The Blues na prowadzenie. Tottenham nie zamierzał się poddawać i trzykrotnie był blisko wyrównania rezultatu. Przypominam – grając w dziewiątkę. Jednak gol Diera ze spalonego, nieskuteczność Bentancura i Sanchez, który zatrzymał strzał Sona to było za mało. Odsłonięte Koguty dostały jeszcze dwa ciosy. Katem znów był Jackson, który tym samym skompletował hat-tricka i ustalił wynik spotkania.

Chelsea miała mnóstwo szczęścia i mimo gry w przewadze wcale nie musiała wygrać. Ale drużynie Mauricio Pochettino dotychczas brakowało właśnie szczęścia więc jeśli to ono przyniesie mecz założycielski, to kto będzie na to narzekał? Tottenham przeżył prawdziwy dramat. A najgorszy nie jest wcale wynik, tylko ubytki, które to spotkanie pozostawi na składzie Spurs.

SPRAWDŹ TAKŻE
Więcej
    REKLAMA
    108,725FaniLubię

    MOŻE ZACIEKAWI CIĘ