Jagiellonia Białystok przystępowała do europejskich pucharów jako zespół nastawiony bardzo ofensywnie. Porażki z Bodo/Glimt oraz Ajaxem w eliminacjach sugerowały, że Adrian Siemieniec nie chce zejść z obranej drogi, a jego zespół zawsze będzie nastawiony na to, aby bez względu na liczbę straconych goli – strzelić o jednego więcej od przeciwnika. Finalnie, choć Jagiellonia nie zmieniła znacząco swojego stylu gry tej jesieni, w dwóch ostatnich meczach zabrakło im właśnie siły ofensywnej.
Zmęczenie całą rundą
Jagiellonia do decydującego meczu z Olimpiją Lublana przystąpiła ze świadomością, że brak trafienia do siatki najprawdopodobniej będzie oznaczał wypadnięcie poza pierwszą ósemkę. Spoglądając na statystyki bardzo łatwo o wniosek, że podopieczni Adriana Siemieńca nastawili się przede wszystkim na defensywę. Gospodarze utrzymywali się przy piłce tylko przez 40% czasu. Oddali 7 strzałów, z czego zaledwie dwa z pola karnego. W szesnastce rywala przez 90 minut dotknęli futbolówkę ledwie 8-krotnie. Wreszcie – nie zanotowali żadnego (!) udanego dryblingu. Gdzie tu ryzyko? Gdzie chęć walki o automatyczny awans do 1/8 bez konieczności przebijania się przez 1/16 finału? Niemniej jednak, oglądając mecz trudno nie było odnieść wrażenia, że piłkarze Jagielloni chcą, ale… nie potrafią.
Rozpoczynamy wielkie granie! ⚽️#jagiellonia #UECL #JAGOLI I @Jagiellonia1920 pic.twitter.com/NGZSThkMsD
— Polsat Sport (@polsatsport) December 19, 2024
Na sam koniec rundy jesiennej terminarz ułożył się dla białostoczan wyjątkowo niekorzystnie. Wczoraj wrócili do własnego domu po pięciu wyjazdach z rzędu. Choć Ekstraklasa w tym roku poszła pucharowiczom na rękę skracając czas rozgrywania rundy jesiennej do początku grudnia, to natłok meczów od połowy lipca musiał odbić się na Jagiellonii. Adrian Siemieniec dostosował również sposób gry zespołu do intensywności kalendarza. Jego drużyna częściej odpoczywa w czasie meczu. Znajdując się w posiadaniu piłki nie forsuje tempa, mniej ryzykuje w rozegraniu, rzadziej wciąga rywali do pressingu, aby wykorzystać przestrzeń za linią obrony. Gra bardziej ergonomicznie, choć ciągle w zgodzie z filozofią trenera. Kiedy więc przyszedł czas, gdy trzeba było wrócić do tych atutów, dzięki którym Jagiellonia znalazła się w Lidze Konferencji piłkarze nie byli w stanie tego zrobić. Być może z przyzwyczajenia do nowych założeń, ale prawdopodobniej – ze zmęczenia i braku kluczowych piłkarzy.
Ofensywna niemoc
Dla Jagiellonii był to już trzeci mecz Ligi Konferencji, w którym musieli radzić sobie bez Tarasa Romanczuka. W pierwszym starciu z Celje odbiło się to przede wszystkim na defensywie (remis 3:3), natomiast w dwóch kolejnych mistrzowie Polski kończyli z zerem po stronie strzelonych goli i z bardzo niewielką liczbą kreowanych sytuacji. W obu spotkaniach współczynnik goli oczekiwanych (xG) wyniósł w przybliżeniu 0,6 xG. Przeciwko Olimpiji Jagiellonia miała również dwa poważne ubytki w linii obrony. Po lewej stronie nie mógł zagrać Joao Moutinho, ale jego zmiennik, Cezary Polak spisał się przyzwoicie. To samo możemy powiedzieć o całej defensywie, jednak brak Adriana Diegueza – zawieszonego za czerwoną kartkę w poprzednim meczu – był widoczny w rozegraniu, ponieważ w tym elemencie Hiszpan jest nie do zastąpienia.
Słaby mecz Jagiellonii. Szkoda zmarnowanej szansy na TOP8. Widać, że krzywa z formą poszła mocno w dół w ostatnich tygodniach.
— Tomasz Urban (@tom_ur) December 19, 2024
W efekcie zespół Adriana Siemieńca bardzo rzadko przenosił piłkę pod bramkę przez środek boiska. Nie znajdował wolnych zawodników pomiędzy formacjami przeciwnika, a bez tego o wiele trudniej stworzyć sobie sytuacje. Jarosław Kubicki po raz kolejny pokazał, że nie jest „6-tką”, która zapewni płynność w rozegraniu. Nene nie potrafił odnaleźć się między liniami rywala. Afimico Pululu chyba tylko raz otrzymał podanie „na ścianę”, gdzie był jeden na jeden z obrońcą i miał go na plecach, a liczba tego typu zagrań do napastnika białostoczan z reguły ma przełożenie na efektywność całej gry ofensywnej zespołu. Skoro Jagiellonia nie potrafiła zagrać przez blok defensywny przeciwnika to pozostawały im dwa inne rozwiązania – przedostać piłkę nad przeciwnikami lub wokół nich. Środkowi obrońcy często decydowali się na dalekie podania w stronę skrzydłowych, boczni – na zagrania po linii, również w stronę skrzydłowych lub schodzącego pod linię boczną Jesusa Imaza, ale kolejnych kroków podopieczni Siemieńca nie potrafili już wykonać.
Jagiellonia nie mogła również liczyć na skrzydłowych
Jeśli nie jesteś w stanie regularnie przedostawać się pod pole karne przeciwnika podaniami to musisz liczyć na wygenerowanie przewagi w sposób indywidualny. Jagiellonia była zmuszana do gry po obwodzie, więc kluczową rolę w tym spotkaniu mieli do odegrania skrzydłowi. W wyjściowej jedenastce na lewej stronie rozpoczął Kristoffer Hansen, a na prawej Lamine-Diaby Fadiga, ale żaden z nich nie stanął na wysokości zadania. Adrian Siemieniec na zmęczonego przeciwnika wprowadził Darko Churlinova oraz Miki Villara, skrzydłowych którzy na przestrzeni całej rundy udowadniali, że potrafią grać jeden na jednego, ale wczorajszy wieczór przy Słonecznej też nie należał do nich. Cały kwartet skrzydłowych łącznie nie miał żadnego udanego dryblingu oraz żadnego kluczowego podania. Ofensywa mistrzów Polski nie działała pod żadnym względem.
Jagiellonia przeszła metamorfozę
W kluczowym momencie do Białegostoku nie dojechał ten element, który był ich największą siłą w drodze po tytuł. Mistrzowska Jagiellonia miała twarz ultra-ofensywną i widowiskową. Nie kalkulowała. Zawsze potrafiła strzelać gole. Pierwsza pucharowa przygoda Adriana Siemieńca miała jednak inny charakter. Z zespołów, które zakończyły fazę ligową LK przed Jagą każdy zdobył więcej bramek, natomiast w całej 36-zespołowej stawce żadna drużyna nie straciła mniej goli (pięć zespołów tyle samo). Mecz z Celje można uznać za wypadek przy pracy, ponieważ poza nim białostoczanie nie pozwalali rywalom szaleć w ich własnym polu karnym. Spójrzmy na mecze Ligi Konferencji Jagiellonii pod kątem współczynnika oczekiwanych goli straconych (xGC):
- Kopenhaga – 1,37 xGC
- Petrocub – 0,11 xGC
- Molde – 0,25 xGC
- Celje – 2,48 xGC
- Mlada – 0,87 xGC
- Olimpija – 0,48 xGC
Wyłączając feralny mecz z Celje – którego przyczyną takiego wyniku nie była jakość rywali, a nastawienie Jagiellonii (sami mieli 2,91 xG) – z pozostałych pięciu spotkań wychodzi średnia 0,61 xGC/mecz. Choć fazę ligową mistrzowie Polski zakończyli z niedosytem, tak całościowo zmiana podejścia na bardziej pragmatyczne w celu lepszego kontrolowania meczów była trafną decyzją Adriana Siemieńca. Wystarczy przypomnieć sobie, jakie oczekiwania stawiała większość kibiców przed zespołem tuż po awansie do Ligi Konferencji. Miejsce w 1/16 finału i kontynuowanie gry w Europie na wiosnę wówczas wskazywano jako potencjalny sukces. Jagiellonia ma więc za sobą znacznie lepszą jesień w pucharach niż przewidywała większość kibiców.