Strzelaj, atakuj, a na koniec zremisuj. Pogoń dała się dogonić Radomiakowi

Gdy w lidze i pucharze idzie ci fatalnie, to musisz szybko starać się eliminować błędy. Pogoń Szczecin w ostatniej ligowej kolejce tego roku mogła wynagrodzić swoim kibicom ostatni czas i pożegnać rok zwycięstwem nad Radomiakiem Radom. Szło jej naprawdę dobrze, bo na przerwę szczecinianie schodzili z dwubramkowym prowadzeniem. Zweryfikowani zostali jednak w drugiej połowie, gdyż piłkarzy z Radomia wspierała stara piłkarska maksyma.

Morale w Szczecinie po odpadnięciu z Pucharu Polski nie były zbyt wysokie. Na dodatek przyjeżdżał będący na fali wznoszącej Radomiak Radom. Pogoń postanowiła nie kalkulować i wyszła na boisko z zamiarem strzelania goli. Najbardziej upierdliwym dla defensywy gości zawodnikiem był wiekowy Kamil Grosicki. Wszędzie go było pełno, startował do każdej piłki i stawiał swój stempel na każdej ofensywnej akcji. Na początku spudłował w świetnej sytuacji po podaniu Fredrika Ulvestada, ale później po jego dograniu celnym strzałem atak wykończył Sam Greenwood. Szczęście uśmiechnęło się do Portowców podczas odbijania się piłki od obrońców Radomiaka.

REKLAMA

Podopieczni Goncalo Feio nie potrafili się przebić przez wysoko ustawioną ekipę rywali. Szczecinianie zakładali wysoki pressing, przez co unikali problemów w swoich formacjach obronnych. Owocem ustawionej na radomskiej połowie boiska była bramka numer 2. – Dimitrios Keramitsis po odbiorze szybko odnalazł podaniem Paula Mukairu, który pierwszym strzałem trafił w słupek, zaś po powrocie piłki pod jego nogi, skierował ją do pustej bramki. Thomas Thomasberg mógł być zadowolony z postawy swojej drużyny. Radomiak przed przerwą jeszcze miał serię stałych fragmentów gry, ale nie udało się zdobyć gola do szatni. Choć gdyby nie Valentin Cojocaru, to Maurides mógłby biec do chorągiewki i prezentować cieszynkę.

Niewykorzystane okazje się zemściły

W przerwie Grosicki mówił, że teraz jego drużyna nie może się cofać, tylko iść po kolejne bramki. I na potwierdzenie jego słów Pogoń wróciła na boisko, a następnie rozpoczęła poszukiwanie trzeciego gola. Kapitan sam mógł dać taki impuls, ale jego strzał z pola karnego, po szybkim wznowieniu gry, odbił Filip Majchrowicz. Dublet mógł ustrzelić natomiast Mukairu, lecz chyba zbytnio się zestresował okazją, jaka nadarzyła mu się po błędzie Adriana Diegueza.

Brak gola uspokajającego sytuację na boisku przyszedł gol kontaktowy. Elves Balde zaskoczył bramkarza Pogoni strzałem ze skraju pola karnego, czego skutkiem był piękny lob, który po odbiciu się od poprzeczki wylądował w siatce. Strzałem, bo po ustawieniu ciała możemy wnioskować, że Gwinejczyk celowo posłał piłkę w światło bramki, a nie próbował nieudolnie wrzucać.

Radomiak miał lepszy moment, natomiast Pogoń próbowała odzyskać kontrolę nad meczem. Znów w głównej roli występował szarpiący Grosicki, ale dalej brakowało skuteczności pod bramką Majchrowicza. Pluć w brodę może sobie, chociażby Benjamin Mendy, który skiksował przy wycofanej piłce. A ta nieskuteczność znów się zemściła – Radomiak najpierw się wybronił, a następnie wyszedł z zabójczą kontrą. Josh Wilson-Esbrand znalazł w polu karnym Abdoula Tapsobę, a ten musiał tylko dostawić nogę, aby piłka wturlała się do pustej bramki. Gol autorstwa duetu zmienników, a wkład przy akcji miał – tak jak i przy pierwszej bramce – Jan Grzesik.

Powrót z dalekiej podróży zanotowali w tym meczu goście z Radomia. Zieloni wykazali się lepszą skutecznością od rywali. Wynik mógł zależeć od gospodarzy, ale Pogoń Szczecin z 7 „big chances” wykorzystała tylko dwie. Dzięki temu Portowcy przezimują w dolnej części tabeli, co z pewnością nie było wśród przedsezonowych oczekiwań.

Pogoń Szczecin – Radomiak Radom 2:2 (Greenwood 37′, Mukairu 40 – Balde 54′, Tapsoba 77′)

SPRAWDŹ TAKŻE
Więcej
    REKLAMA
    142,529FaniLubię

    MOŻE ZACIEKAWI CIĘ